11 kwietnia 2015

DWIE KSIĄŻKI, KTÓRE WARTO PRZECZYTAĆ... TAK PO PROSTU.


Tradycyjnie już stawiam na dwie książki. Tym razem powiązane ze sobą tematycznie. Książki dodajmy do tego bardzo trudne i niejednoznaczne ale też cholernie ważne.

Szczerze mówiąc, im dalej książki tym robi się ona mniej oczywista w treści. Bardzo jednoznaczne jest natomiast zachowanie jednej strony mediów, która w bardzo nachalny sposób chciała udowodnić rodzicom, że „problem”, obojętnie jaki by on nie był, można bardzo łatwo- w sensie dosłownym usunąć.  Niezastąpiony okazał się- który to już raz- Janusz Palikot, który wymyślił, że pójdzie pod szpitale, których lekarze podpisali „klauzulę sumienia” ze zdjęciami upośledzonych dzieci, żeby pokazać do czego prowadzi decyzja rodziców, żeby chore dziecko jednak urodzić. Lewa część sceny medialnej i lewicujące media zachowały się paskudnie. Dziennikarze Newsweeka szykowali ustawki z lekarzami, którzy klauzulę sumienia podpisywali, tylko po to, żeby na totalnej ściemie wymusić od nich tabletki wczesnoporonne, a jeżeli ci odmawiali błyskawicznie przechodzili do personalnych ataków, o Palikocie już wspominałem, pojawiały się głosy Wandy Nowickiej. Ale tak już abstrahując. Zastanawia mnie, dlatego tak mało mówiło się w tej akurat części mediów, o tym, że cała ta awantura wokół prof. Chazana powinna zostać przekierowana na Klinikę, w której doszło do zapłodnienia. Odszkodowanie powinno zostać zażądane w pierwszej kolejności od Kliniki Novum w Warszawie, w której poprzez zapłodnienie in vitro został poczęty mały Jaś. No właśnie samych problemów dookoła których narosła cała sprawa jest ogrom. Dlatego też ta książka, mimo iż sam napisałbym ją nieco inaczej jest mega ważna. Musiała powstać, aby każdy wyrobił sobie zdanie na temat.

Terlikowski podjął się trudnego zadania, bo sam temat nie jest ani prosty, ani taki oczywisty. O ile sam jestem w stanie sobie wyobrazić, co bym zrobił, gdybym się dowiedział, że moje dziecko będzie ciężko upośledzone- i za nic w świecie bym nie chciał dziecka- mówiąc kolokwialnie- usunąć, o tyle nie wiem jak bym się zachował już po narodzinach. Ekstremalne sytuacje, wywołują czasem równie ekstremalne reakcje. Oczywiście, z punktu widzenia chłodnego obserwatora, cała sytuacja jest czarno-biała. Możemy oceniać, niszczyć medialnie, dystansować się, prychać z oburzenia, ale jeżeli już włączymy emocje- bo bez emocjonalnego podejścia, nie ma mowy o rozważaniu historii „Jasia” i jego rodziców- o ocenę całokształtu jest cholernie trudno. Pisząc ten wpis jako tata niespełna miesięcznego maluszka i szczerze mówiąc moje podejście do sprawy ewoluowało od jednoznacznej oceny rodziców do ogromnego dla nich współczucia. Jakby bardziej emocjonalne. Oczywiście, gdzieś tam istnieje pewna myśl, że jest przecież Pan Bóg (jeżeli jesteśmy Katolikami, to jednak wierzymy), że pomaga. Pomaga wierzącym, ale też mamy taki moment, kiedy całej naszej wiary szukamy winy gdzieś wyżej. Niezgoda na to, co otrzymujemy jest do tego stopnia ogromna, że potrafimy zachować się irracjonalnie. I tego zrozumienia brakuje mi momentami w chłodnej ocenie Terlikowskiego.

Mam do samego autora też bardzo konkretny zarzut i- zaznaczam- wyciągnąłbym go wobec każdego piszącego czy mówiącego (choćby był to sam Papież Franciszek). Nienawidzę, kiedy mówiąc o dziecku (obojętnie czy mówimy o nim będącym w fazie embrionalnej, czy już nazwijmy to bardziej dojrzałej) używa się sformułowania „uszkodzone”. Uszkodzić można samochód, rower, komputer czy cokolwiek innego. Dziecko jest chore, upośledzone albo niepełnosprawne nigdy uszkodzone.


Architekci Kultury Śmierci Donalda de Marco i Bejamina D. Wikera to już z naszej perspektywy książka nieco mniej aktualna, ale nie mniej ważna. Powiem szczerze, że książkę dosyć uważnie przejrzałem, więc coś więcej będę mógł napisać później, ale tak wpasowała się ona i zespoliła niejako z książką Terlikowskiego, że musiałem o niej chociaż wspomnieć. Podzielona na 7większych części Czciciele woli; Ateistyczni egzystencjaliści; Poszukiwacze przyjemności; Propagatorzy seksu; Sprzedawcy śmierci; Świeccy utopiści i Ewolucjoniści Eugenicy. Co do bohaterów to mamy to cały przekrój filozofów i humanistów z Schopenhauerem, Freudem Marksem i Darwinem na czele.
fot. wersja alternatywna z umilaczem ;-)

Terlikowski pisząc książkę o profesorze Chazanie nie ogranicza się do przemyśleń ściśle zamkniętych problematycznie, ale bierze je w szeroki nawias (podobnie zresztą jak de Marco z Wikerem). To dobrze, choć warto mieć na uwadze, że jeżeli sprawę potratować emocjonalnie i jednostkowo, wówczas może się ona rysować w nieco innym świetle.  Niestety sprawa „Jasia” została potraktowana przez większość mediów i polityków bardzo instrumentalnie . Jedni krzyczeli, że trzeba było- przepraszam za kolokwializm- usunąć, a drudzy, że broń Boże nie (chyba jedyne w Gościu Niedzielnym pojawił się w miejsce takiego chamskiego linczowania piękny list do chłopca napisany przez Franciszka Kucharczyka). Ale w tym wszystkim jakby zabrakło tego co zwykle. Ludzkiego zatroszczenia się o malucha i jego rodziców. Z boku sprawa jest banalna. Kurde, przecież to tylko jeszcze jeden przypadek. Ale dla rodziców malucha był to właśnie ten jedyny przypadek. To było ich dziecko, które oni we wrzawie medialnej mieli po swojemu przyjąć.
Niestety jak zawsze sprawa została wykorzystana i wyssana do sucha, przez lewicowe (choć nie tylko lewicowe, bo i prawica darła szaty… „o zobaczcie lewacy to świnie, my się buntujemy, my głośno mówimy, że się z tym wszystkim nie zgadzamy, ale realnie pomóc raczej niespecjalnie możemy”) środowiska. Ale też głosy o konieczności usunięcia chorego dziecka, trzeba potraktować jako ciąg dalszy dyskusji o in vitro. Bezpośrednio bowiem ze sobą powiązane. Z jednej strony chęć posiadania dziecka w założeniu zdrowego dziecka, z drugiej obawa przed chorobą i niepełnosprawnością. Ale in vitro częściowo ma również eliminować słabsze jednostki. Rodzić się przecież mają tylko silne i zdrowe. Stąd zatem rozbuchane pragnienie podlewane pewnością, że skoro chore, to można się problemu pozbyć bezpośrednio prowadzi w tym przypadku do dramatu. Dramatu rodziców, którzy między tymi pragnieniami stoją i czują się bezradni. Tu już nie chodzi o załatwienie politycznego interesu i pokazaniu się jako fajnego nowoczesnego człowieka,  ale właśnie o konkretny problem i dopóki nie zrozumieją tego dziennikarze i politycy, dopóty takie sprawy będą wyskakiwać. Szkoda tylko, że nikt nie chce tu pomóc, ale realnie uszczknąć coś dla siebie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz