ECM ma niezwykle specyficzną estetykę nagrań. Słuchając
nagrań masz wrażenie, jakby czas przestał istnieć… tak zawieszony w tej
magicznej czasoprzestrzeni odbierasz tą muzykę niezwykle wręcz emocjonalnie,
jako pomost między ciszą a muzyką. Dochodzisz więc do takiego miejsca, w którym
muzyka jest ciszą, a cisza muzyką.
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tych nagrań, bo z Universalem umówiony byłem na nowe
nagranie Enrico Ravy. A tu miła niespodzianka, choć nieco tajemnicza.
Tigran Hamasyan i Sokratis Sinopoulos Quartet.
Tigran zaproponował armeńską muzykę sakralną w przekroju od
wieku V do XX na preparowany fotepian i chór (Yerevan State Chamber Choir). Patent niby znany, bo już ograny na
kilka możliwych sposobów (genialny Garbarek z Hiliard Ensemble, czy jedno z
nagrań Paolo Fresu), ale jednak przy talencie i wrażliwości Tigrana potrafiący
zaskoczyć. Dla mnie jest to jedno z najciekawszych nagrań ubiegłego roku.
Wypełnione ciszą, kontemplacją każdego pojawiającego się dźwięku, rozciągające
w taki niecodzienny sposób czas… słuchasz tego nagrania i jakby czas się
zatrzymał. Co mnie szczerze zaskoczyło w tym nagraniu, to fantastyczne bawienie
się nastrojami i kontrastami. Tigran potrafi być jednocześnie melancholijny,
innym razem zaskakująco dysonujący i przy tym… uciekło mi słowo… o, gwałtowny.
Zabawa nastrojami i wpływa na generalnie metafizyczny wydźwięk tego albumu.
Sokratis Sinopoulos Quartet to o tyle zaskoczenie, że nie spodziewałem
się kwartetu z lirą. Kwartetu… no właśnie chciałoby się napisać jazzowego. Ale
właśnie w tym miejscu, ta muzyka wyłamuje się z jazzowej konwencji, choć czy na
pewno? Jest to muzyka pełna sprzeczności. Mamy przecież jazzową bazę w postaci
sekcji, piano (świetny Yann Keerim), bas i bębny. I do tego Sokratis z lirą.
Nie spodziewałem się tak dobrej płyty. Choć z drugiej strony przecież to ECM. Ma ta płyta absolutnie genialne momenty, w których Sokratis po prostu chwyta za gardło. I tu jest cała magia tego nagrania. Niepozornie, ale jednak płyta zostaje ze słuchaczem na długo, obejmując go swoją estetyką delikatnie kołysząc. Absolutnie magiczne nagranie...
Czym zaskoczył mnie Rava? Zastanawiałem się, czy Rava może
mnie czymś muzycznie zaskoczyć. To znaczy też, żeby nie było nieporozumień.
Rave uwielbiam bezwarunkowo i każde jego nagranie jest dla mnie cholernie ważną
płytą. Ale jednak udało mu się mnie
zaskoczyć. Rava jest w moim odczuciu nieco bardziej jakby mainstreamowy na tym
nagraniu. Jakby odszedł na moment z free, w stronę jazzu jednak nieco bardziej
tradycyjnego. Jest kilka elementów, dla których tą akurat płytę umieściłem w
rocznym zestawieniu, najlepszych nagrań zeszłego roku, ale nie uprzedzajmy
faktów. Bałem się trochę tego puzonu, bo choć nie mam nic przeciwko, jednak w
jazzie, jakoś niespecjalnie przepadam. Niepotrzebnie. Bo Petrella jest świetny
i daje od siebie bardzo dużo. Z pięknym brzmieniem, ciekawymi pomysłami sprawia,
że samo nagranie okazuje się bogatsze.
Miałbym problem, żeby wybrać jedną płytę z tych trzech, choć
skłaniam się nieco w stronę Sokratisa. Ze względu na genialnie kojący charakter
nagrania. Ale jestem tego zdania, że warto sięgnąć po te trzy płyty. Będzie to
kilka godzin spędzonych w towarzystwie świetnej muzyki i genialnych muzyków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz