21 marca 2013

Studio Eksperymentalne Polskiego Radia Blanc et Rouge


 
Kolejna płyta „przypominająca” twórczość powstałą w Eksperymentalnym Studiu Polskiego Radia jest propozycją szczególną, bo tematycznie poświęconą ofiarom reżimów i jednocześnie świadectwem twórczej niezgody na zniewolenie, jakie przyniosła- wbrew temu co niekiedy dziś się sugeruje- Armia Czerwona i "czerwone" władze PRL-u. Bolesław Błaszczyk „Punktem odniesienia dla kultury i tożsamości Polaków stało się wprowadzenie stanu wojennego na początku lat 80. Kazimierz Braun pisze: Stan wojenny trwał w Polsce prawie do końca lat osiemdziesiątych. Władze manipulowały określeniami […]. W ten sposób stan wojenny został nieoficjalnie utrwalony. Tymczasem kolejne generacje artystów niepokornych zarówno przedtem jak i potem, w odkrywczy sposób rozwijają sławną sentencję >>zainteresuj się polityką, zanim ona zainteresuje się tobą<< […] Kompozytor rozumie słusznie, że jego postawa a nawet (przede wszystkim?) tytuł, jaki nada swej pracy jest już wypowiedzią publiczną. Może stać się nawet wyraźną polityczną deklaracją”.
Warto podkreślić już na samym początku odmienne- indywidualne- ujęcie tematu przez poszczególnych kompozytorów, które bezpośrednio ukazuje ich indywidualny „pomysł” na oddanie hołdu ofiarom… bł. ks. Jerzy Popiełuszko (Kamienne epitafium Eugeniusza Rudnika), Janek Wiśniewski (Janek Wiśniewski- December- Poland) czy Jan Palach (Epitafium Bohdana Mazurka pierwotna nazwa kompozycji to Epitafium na śmierć Jana Palacha), są postaciami, których śmierć przyczyniła się do stopniowego upubliczniania całego bestialstwa systemu komunistycznego. Album jest również nader wyraźnym świadectwem krytycznej niezgody na polityczną presję, z którą przyszło  walczyć samym twórcom, choćby przy pomocy muzycznego materiału, czy również próbą ukazania absurdu (w całej swej bezmyślnej rozciągłości) systemu komunistycznego- czego przykładem- z resztą niezwykle udanym- jest kompozycja Glückspavillon dla Kasi Krzysztofa Knittla- kompozycja będąca de facto formą groteskowego teatru instrumentalnego (z „użyciem solisty” genialny pod każdym względem Zdzisław Piernik na tubie).
        
Pierwszy krążek otwiera Lekcja II Eugeniusza Rudnika, będąca kolażem najróżniejszych, pozornie niepowiązanych ze sobą sytuacji słuchowych m.in. szkolna sala, apel poległych, „odśpiewanie” hymnu akademickiego Gaudeamus igitur bezpośrednio przecież nawiązujące do ważnych wydarzeń z „życia akademickiego” czy wojskowa zbiórka. A może warto odczytać ten utwór jako „prezentację” momentów z życia wpierw chłopca (szkolna klasa, dziecięce wyliczanki czy piosenki), następnie mężczyzny (Uniwersytet, wojsko, wojna)? Możliwości interpretacji jest oczywiście wiele. Kompozytor jednakże nie zestawia tychże brzmieniowych efektów w sposób „bezmyślny” np. tekst „Polegli na polu chwały” zestawia z dziecięcą wyliczanką, lub ową wyliczankę zestawia z „końcowym odliczaniem”, czym zmusza słuchacza do dalszego indywidualnego „zestawiania” i odniesienia względem siebie, czy względem danej sytuacji, słyszanych dźwiękowych metafor. Pod wieloma względami kontrastującą kompozycją wobec Lekcji II jest Brygada śmierci Krzysztofa Pendereckiego oparta na niezwykle wręcz okrutnym w swej wymowie tekście pochodzącym z dziennika naocznego świadka- młodego Żyda przydzielonego do tzw. „brygady śmierci”, któremu udało się zbiec z obozu Leona Weliczkera. Powstanie tego dzieła- słuchowiska- miało związek z 20. rocznicą likwidacji Obozu Koncentracyjnego w Oświęcimiu- Brzezince. Jak pisze Kinga Kiwała w szkicu o kompozycji (Twórczość Krzysztofa Pendereckiego, Od genezy do rezonansu, Tom 2, 1960- 1966, Czas prób i doświadczeń): „Zamówienie Polskiego Radia dotyczyło początkowo opery radiowej, ale w rezultacie powstało trwające około trzydzieści minut quasi-słuchowisko muzyczne, >>utwór radiowy<<, według określenia samego kompozytora. Znaczenie pierwszorzędne ma w nim recytowany tekst; jego wyrazistość semantyczna wysuwa się na plan pierwszy. Nie wyklucza to zresztą pewnych modyfikacji elektronicznych, którym niekiedy poddawana jest warstwa słowna”. Miażdżąca krytyka (Zygmunt Mycielski, Nieporozumienie, Ruch Muzyczny, 1964, nr 5: „dziwi mnie, że artysta tej miary co Penderecki w ten sposób pomieszał realistyczny dokument z próbą akustycznej oprawy, która zaraz każe Myślec o dziele sztuki. Sztuka kończy się tam, gdzie zaczyna się prawdziwy realizm…” czy Jarosław Iwaszkiewicz, Miara i waga, Twórczość, 1964 nr 3: „Straszliwy tekst cudem ocalałego jeńca, który należał do brygady palącej trupy […]- przy akompaniamencie wątpliwej muzyki- przekształcił się w słuchowisko przerażające w swoim barbarzyństwie i przekraczające wszelką wytrzymałość.”), z jaką spotkało się prawykonanie Brygady śmierci w rzeczywistości wynikać mogła z kilku czynników. Po pierwsze sam tekst wykorzystany przez Pendereckiego, bo drugie obrazy, jakie warstwa słowna przywoływała, będące w pamięci tych, którym udało się przetrwać, wreszcie same brzmienia instrumentów- kompozytor korzysta bowiem z „efektów” sonorystycznych buzujących wręcz od ekspresji (wysokie rejestry czy klastery „smyczków”). Dziś sam wydźwięk dzieła jest nieco inny, choć nie mniej przerażający. Bo jak mogą nie przerażać np. słowa: „Ciała wyciągało się rękoma , łapało je za ręce lub nogi. Nim wyciągnięto trupa, często się po kilka razy z rąk wyślizgnął, albo też ciągnącemu w ręce skóra pozostała.” Można zadać pytanie, o znaczenie samej muzyki w słuchowisku. Nie spełnia ona bowiem funkcji ilustracyjnej, lecz raczej podkreśla ważniejsze dla samej dramaturgii dzieła momenty. Na pewno warte zauważenia są również różne źródła brzmień wykorzystanych przez twórcę- nie tylko „sama elektronika”, choć i takie brzmienia się pojawiają, ale również można wysłyszeć intrygujące brzmienia akustyczne (daje tutaj o sobie znać wspomniana już wcześniej fascynacja Pendereckiego nowymi barwami instrumentów smyczkowych). Warto, przywołać jeszcze na koniec fragment rozmowy Ewy Szczecińskiej z Eugeniuszem Rudnikiem zamieszczony w książeczce dołączonej do płyty: „Jeden z tych okrutnych krytyków powiada, że sztuka kończy się w miejscu, w którym dochodzimy do naturalizmu czy realizmu […]- wielkość Pendereckiego polega na tym, żeśmy nie dali się ponieść naturalizmowi, żeby nie pokazywać buzujących płomieni, pękających czaszek. Jest tylko bardzo subtelna, inteligentna, delikatna manipulacja na tekście aktora […]. Wtedy już miałem urządzenia, dzięki którym mogłem bardzo głęboko głos ludzki przetwarzać […]- tego w utworze nie ma, czyli oszczędność środków jest nadzwyczajna. Penderecki wybronił się przed pokusa pokazania piekła. Dźwięk pozostaje naturalny, pojawiają się tylko operacje w przestrzeni, manipulacje dynamiką.” Zamykająca pierwszą płytę Elegia ofiarom wojny Eugeniusza Rudnika jest utworem nieco innym niż poprzedzające ją Lekcja II czy Brygada śmierci. Przede wszystkim tekst nie gra tu „pierwszoplanowej roli”. Jest on oczywiście ważny dla dramaturgii dzieła, ale nie najważniejszy. Zwraca uwagę słuchacza modlitewna (liturgiczna) „aura” Elegii, którą Rudnik uzyskuje przez szereg zestawianych ze sobą tekstów, czy efektów. Najbardziej bezpośrednie odwołania słyszymy w warstwie słownej dzieła… kompozytor przywołuje słynne słowa Jana Pawła II: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi” czy fragment z Pisma Świętego czytany przez kapłana, a później śpiewany przez kantora: „Pan da siłę swojemu ludowi, Pan da swojemu ludowi błogosławieństwo pokoju”
.
                Drugi krążek otwiera niespełna cztero i pół minutowy fragmentu audycji W mirie nowych zwukow (Radio Moskwa, 1962), w której realizatorzy audycji postanowili podjąć próbę (zresztą niezwykle wręcz groteskową w swym efekcie końcowym) zohydzenia i wyśmiania muzyki konkretnej czy ogólnie pojętego muzycznego modernizmu. XX- lecie PPR kompozycja stworzona „na propagandowe zamówienie” przez Józefa Patkowskiego, Eugeniusza Rudnika oraz Krzysztofa Szlifirskiego stanowi dobrą okazję, aby spojrzeć na tego typu dzieła z nieco szerszej perspektywy. Oczywiście… z jednej strony można na nagranie spojrzeć na zasadzie wysługiwania się (zbrodniczemu par excellence) systemowi, ale z drugiej strony Studio Eksperymentalne Polskiego Radia- jako instytucja w pewien sposób uzależniona od owego systemu musiała takie i inne „zlecenia” przyjmować… inna kwestia, jak realizatorzy tego zamówienia do owego zlecenia podchodzili. Efekt końcowy, jak zaznacza w komentarzu do utworu Bolesław Błaszczyk stanowi: „odważny akt twórczy, dokonany w ramach tego rodzaju artystycznej usługi. […] Jego warstwa elektroniczna zasługuje jednak na podziw. Oddając cechy  estetyki Studia z czasów wczesnego zaawansowania, jest przesycona persyflażem i znacznie- nawet jak na plakatową ilustrację- przerysowana, przyjemnie chropowata, uboga, w intencji kaleka. Autorzy to wszak arcyinteligentni inżynierowie i muzykolog, którzy przez lata nie dają się zdegradować do funkcji >>oprawców dźwiękowych<<.” Gwoli ścisłości… przeskakując nieco o kilka ścieżek wprzód pojawia się jeszcze jedna kompozycja powstała „na zamówienie”, czyli fragment słuchowiska Polak melduje z kosmosu z muzyką Eugeniusza Rudnika. Największa uwagę przykuwają jednak kompozycje „pomiędzy”. Rapsod na śmierć republiki Elżbiety Sikory. Jak pisze sama kompozytorka: „To wyraz osobistego protestu wobec powtarzających się w historii sytuacji, a także refleksja nad marnością istoty ludzkiej.” Brzmienia, choć momentami skrzętnie ukryte w różnorodności barwowej to: „autentyczny dźwięk bomby atomowej, nagrany podczas pierwszej eksperymentalnej eksplozji niedaleko Los Alamos, oraz, przypadkowo znaleziony przeze mnie w studiu, kilkucentymetrowy fragment taśmy z urywkiem głosu ludzkiego, który wielokrotnie zapętlony i przetworzony, nabrał charakteru specyficznego zrytmizowanego, militarnego wrzasku.” Brzmienia, o których mówi Elżbieta Sikora znajdują się gdzieś pomiędzy dźwiękami elektronicznymi i akustycznymi (np. przypominającymi tremolo werbla) i konkretnymi (szum wiatru)… Ciekawego kolorytu brzmieniu tej kompozycji dodaje „gwizdanie” (maszerującego żołnierza?) intonacyjnie niedoskonałe… ale w tym paradoksalnie jest cały urok efektu. Mogło być przecież intonacyjnie perfekcyjne, ale z jakiegoś powodu Elżbieta Sikora nie udoskonala go… nie czyści… Pierwszym „bohaterem” pojawiającym się co prawda nie do końca wprost jest Jan Palach. Konieczne wydaje się tu wyjaśnienie. Bowiem tytuł kompozycji Bohdana Mazurka Epitaph, jest po prostu tytułem z lekka i autorsko „ocenzurowanym”. Mazurek uczestniczył w spotkaniu mającemu na celu wymianę doświadczeń między polskimi i czechosłowackimi radiowcami, w trakcie którego ów utwór prezentował i omówił przedkładając również wykładnię samego tytułu. W warstwie muzycznej Epitafium dla Jana Palacha zwracają uwagę brzmienia kojarzące się wyraźnie z ogniem- co stanowi czytelną przecież metaforę do samospalenia się młodego czeskiego studenta Jana Palacha. Warto nadmienić iż podobną formę protestu niezwykle zresztą okrutnego wybrał polak Ryszard Siwiec (było to 8 września 1968 roku). Jednakże Mazurek unika dosłownej ilustracyjności osadzając brzmienia ognia w całej gęstwinie innych- czasem niedających się zidentyfikować- szmerów, dźwięków „konkretnych” i elektronicznych. Druga kompozycja Elżbiety Sikory jest po pierwsze hołdem dla młodego studenta Janka Wiśniewskiego, zamordowanego (myślę, że sformułowanie nie jest w żadnym wypadku chybione) przez komunistycznych zbrodniarzy, pod drugie jest przykładem poruszenia jakie wywołało w świadomości twórców polskich wprowadzenie stanu wojennego. W warstwie dźwiękowej jest to utwór „naszpikowany” brzmieniami elektronicznymi, przez co niezwykle wręcz ekspresyjny. Punktem wyjścia- jak pisze sama autorka- były cztery pierwsze, akordy ze wstępu do pieśni Janek Wiśniewski padł, pieśni, którą większość „młodego” pokolenia kojarzy raczej z interpretacji Kazika Staszewskiego (zresztą znakomitej) nagranej do filmu Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł (reż. Antoni Krauze) niż z wykonań Przemysława Gintrowskiego… ale i tak, dobrze że w ogóle kojarzy… jak pisze sama autorka o owych czterech akordach: „to one, po wielu przetworzeniach rozdzierają ciszę na początku i rozbrzmiewają dzwonami na końcu”. Głęboko przetworzone dźwięki kształtują również Kamienne epitafium Eugeniusza Rudnika. Sam pomysł, aby warstwę brzmieniową kompozycji tworzyły dźwięki uzyskane przez pobudzane- różnymi materiałami- do drgań kamienie, ma wymiar nie tylko ściśle muzyczny, ale i symboliczny… w końcu kamienie, którymi obciążony był worek, przywiązany do nóg błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki (któremu dzieło jest poświęcone), były niemymi świadkami zbrodni. Zbrodni jednej z wielu, choć w tym wypadku sprawcy zostali ukarani. Gwoli ścisłości obniżano im haniebnie niskie wyroki bodaj dwukrotnie- nagrodzono ich w ten sposób za „niewsypanie” rzeczywiście odpowiedzialnych za zlecenie zbrodni… niestety pomimo, iż wielu zdaje sobie sprawę, że taka zbrodnia, czy sam proces będący de facto typową komunistyczną popisówą sądowniczą- nie mogły odbyć się za plecami Jaruzelskiego i Kiszczaka (podobnie jak cała reszta komunistycznych zbrodni- Janek Wiśniewski, Grzegorz Przemyk- oskarżony zamiast ubeckich katów funkcjonariusz karetki, wiozącej zmaltretowanego chłopaka do szpitala, ojciec Honoriusz i wielu innych)… sami generałowie zostali dziś „ochrzczeni” przez salon mianem „ludzi honoru”, a prezydent zaprasza „Jaruzela” do siebie jako doradcę. Ale wracając do dzieła… brzmienia, które Rudnik zawarł w kompozycji pobudzają wyobraźnię. Rudnik ucieka jednakże od dosłownej muzycznej ilustracji. Reglamentoso Marii Pokrzywińskiej- niewiele ponad pięciominutowa etiuda studencka z 1974 roku- w formie niezwykle groteskowej ukazuje absurd komunizmu, biedę społeczeństwa oraz nachalną propagandę masowych środków przekazu. Otwiera ją nieco brzmieniowo zniekształcony sygnał dziennika telewizyjnego (skomponowany przez Wojciecha Kilara), po czym następuję wyliczanka: zniekształcane przez lektora „masło”, mąka, czekolada, mięso, ryż… a więc produkty, których zwyczajnie nie było w sklepach… wyliczanka przyspiesza, do tego stopnia, że zlewa się w jedną wspólną „spożywczą” masę dźwiękową, zakończoną sygnałem telefonu z oznajmującym „rozmowa kontrolowana”.
Otwierająca trzeci krążek, okazjonalna- napisana przez Rudnika na zamówienie rządu francuskiego- Guillotine DG, tylko pozornie nie nawiązuje do komunizmu (tematycznie jest nawiązaniem do Rewolucji Francuskiej). Jak tłumaczy Rudnik: „najciekawszym osiągnięciem Rewolucji Francuskiej była gilotyna, która modernizowana funkcjonuje właściwie po dziś dzień”… i Jaruzelski jak się okazuje miał swoją gilotynę w postaci nieznanych (do dziś) i usłużnych sprawców. Pojawiające się w toku utworu francuskie piosenki i brzmienia kojarzone ze świstem gilotyny są najbardziej czytelnymi odwołaniami do samego tytułu. Zarówno brzmieniowo, jak i wyrazowo najciekawszymi kompozycjami na tymże- trzecim krążku, okazują się utwory Krzysztofa Knittla Dorikos z udziałem Kwartetu Wilanów (Tadeusz Gadzina, Paweł Łosakiewicz- skrzypce; Ryszard Duź- altówka; Marian Wasiółka- wiolonczela) a także Zdzisławem Wardejnem (recytator) oraz Glückspavillon dla Kasi ze Zdzisławem Piernikiem (tuba). Dorikos to utwór posiadający niezwykłą wręcz skalę odniesień, głównie związaną z dźwiękami konkretnymi (odgłosy natury i cywilizacji), które kompozytor „dołożył” już po prapremierze dzieła… „ten kwartet był wykonany w Darmstadt po raz pierwszy bez dźwięków środowiska, a reakcja publiczności na łagodne dźwięki skali doryckiej- kiedy to właśnie tam, w 1976 roku, wszyscy młodzi ludzie operowali trzaskami i stukami-była dość żywiołowa (starsi ludzie klaskali i krzyczeli >>brawo<< a młodzi buczeli i gwizdali). W geście buntu wobec moich rówieśników postanowiłem dodać swoisty komentarz do łagodnego brzmienia kwartetu, obudowując je dźwiękami natury i cywilizacji”… a zatem co słyszymy? Słyszymy odgłosy walki (kogo? O co? Możemy się domyślać), ale walki prawdziwej stoczonej pomiędzy Krzysztofem Knittlem a Jerzym Kaliną. Słyszymy również poezję Zbigniewa Herberta konkretnie wiersz „Pan Cogito myśli o piekle”, którą Knittel mógł narazić się środowisku muzycznych oraz literackich sługusów komunistycznych. Przesłanie wiersza bowiem w sposób metaforyczny ujmuje wysługiwanie się władzy (władza= belzebub). Jest to kompozycja tym ważniejsza, że dziś mało cytuje się i w ogóle poświęca uwagi  Herbertowi (a tekst uważam za jedno z najciekawszych poetyckich ujęć problemu i jeden z najznakomitszych obok Raportu z oblężonego miasta wierszy Herberta). Owszem pamięta się o Miłoszu (Paweł Mykietyn, Aleksandra Gryka)… owszem o Szymborskiej (Tomasz Stańko)… ale paradoksalnie zapomina się o tym, który NIGDY nie poszedł z władzami na jakiś układ… 
 Z. Herbert Co myśli Pan Cogito o piekle

Najniższy krąg piekła. Wbrew powszechnej opinii nie zamieszkują go ani
despoci, ani matkobójcy, ani także ci, którzy chodzą za ciałem innych.
Jest to azyl artystów pełen luster, instrumentów i obrazów. Na pierwszy rzut oka najbardziej komfortowy dział infernalny, bez smoły, ognia i tortur fizycznych.

Cały rok odbywają się tutaj konkursy, festiwale i koncerty. Nie ma pełni sezonu. Pełnia jest permanentna i niemal absolutna. Co kwartał powstają nowe kierunki i nic, jak się zdaje, nie jest w stanie zahamować triumfalnego pochodu awangardy.

Belzebub kocha sztukę. Chełpi się, że jego chóry, jego poeci i jego
malarze przewyższają już prawie niebieskich. Kto ma lepszą sztukę, ma
lepszy rząd - to jasne. Niedługo będą się mogli zmierzyć na Festiwalu Dwu Światów. I wtedy zobaczymy, co zostanie z Dantego, Fra Angelico i Bacha.

Belzebub popiera sztukę. Zapewnia swym artystom spokój, dobre
wyżywienie i absolutną izolację od piekielnego życia.


Chęć ukazania walki jednostki (w tym wypadku wybitnej jednostki) ze zbiorowością (w zasadzie z reprezentantami owej zbiorowości- milicjant, urzędnik oraz kapłan)  systemie komunistycznym legła u podstaw drugiego dzieła Knittla (autor nie tylko muzyki ale i tekstów) Glückspavillon dla Kasi. Zderzenie jednostki (wirtuoza tuby- Zdzisław Piernik) z mało inteligentną (mówiąc łagodnie), czy idiotyczną (mówiąc dosadnie) rzeczywistością PRL-u okazuje się niezwykle groteskowe, co obrazuje warstwa słowna kompozycji (teksty czytane przez: Emiliana Kamińskiego, Jacka Kleyffa, Krzysztofa Knittla oraz Andrzeja Malca):
Milicjant: „Za wykroczenie… za zakłócenie… obywatel Piernik za wykroczenie na skrzyżowaniu, polegające na nadużywaniu głosu… przepraszam… jak tu nazwać ten wasz… to może ja napiszę na dużej trąbce… na dużej trąbce mosiądzowej, obywatel zakłócał spokój publiczny, na skrzyżowaniu, wydając z siebie głosy… ponad… no dobrze… udzielam wam grzywny za zakłócanie porządku publicznego dużą mosiądzową trobką”
Równie komiczne wydają się przemyślenia o sztuce urzędnika (muzycznego?): A więc, jaka sztuka jest nam potrzebna? Potrzebna, proszę zebranych jest nam sztuka potrzebna!
Głos: Ja rozumiem, ale komu?
Urzędnik: No ogólnie potrzebna. Większości.
Głos: Dzisiaj większość potrzebuje takiej sztuki, jakiej kiedyś potrzebowała mniejszość.
            Urzędnik: Ale tej mniejszości już nie ma, bo nie żyje. […] Póki co, potrzebna nam jest sztuka potrzebna i nie możemy tracić sił i środków.
Jednocześnie na tle komunistycznej rzeczywistości (głupoty?)… pojawia się jednostka wybitna (myśląca), jednakże, jakby z góry skazana na niezrozumienie . Absurdalny teatr instrumentalny zamówiony u Krzysztofa Knittla przez Zdzisława Piernika, jest dziełem, które podobnie jak Dorikos można odczytać na wiele sposobów. Jeśli chodzi o warstwę brzmieniową kompozycji, to determinuje ją sytuacja w jakiej jednostka się znajduje (ruch uliczny, kościół, sala ćwiczeniowa). Owym sytuacjom towarzyszy w zasadzie niezmienna wokaliza tuby (zwłaszcza ciekawy efekt brzmieniowy, nakładanie na siebie poszczególnych dźwięków, dzięki pogłosowi, uzyskuje tubista grając we wnętrzu kościoła), poszatkowana na fragmenty ukazana w całości z akompaniamentem fortepianu (Władysław Kłosiewicz) w środku kompozycji.
                Trzypłytowe wydawnictwo Blanc et Rouge jest pozycją absolutnie wyjątkową… ukazującą okrucieństwo zbrodniczych ustrojów totalitarnych (Brygada śmierci Pendereckiego, czy Kamienne epitafium Rudnika), rozterki (być sługusem reżimu czy nie, choć warto pamiętać- przy stawianiu sądów- iż nie zawsze odpowiedź jest taka łatwa) przed którymi w tychże ustrojach staje artysta (Dorikos Knittla) oraz absurd i groteskę komuny (Glückspavillon Knittla, czy Reglamentoso Pokrzywińskiej)… absolutnie pozycja obowiązkowa dla każdego…
Ode mnie: ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz