17 maja 2015

TrzydzieściNaTrzydzieści, CZYLI O NOWYM POMYŚLE NA CZERWIEC I NASTĘPNE MIESIĄCE.


Jest nowy pomysł. For Tune, ACT, Bołt Records, DUX, ECM. Pięć miesięcy codziennych wpisów, pięć wytwórni i ponad 150 nagrań czyli szykuje się masa genialnej muzyki.


Na dzień dzisiejszy ma to funkcjonować na zasadzie trzydzieści na trzydzieści (trzydzieści jeden na trzydzieści jeden). Czyli mówiąc wprost codziennie inna płyta.   

Skąd w ogóle pomysł? 
Masa płyt, jaka spływa do mnie sprawiła, że czasowo przestałem to wszystko ogarniać. Dlatego właśnie musiał pojawić się większy cykl, który pomieściłby kilkadziesiąt nagrań w sobie z jednej strony, a z drugiej prezentowałby konkretną wytwórnię, bo o takim cyklu już długi czas myślałem. Na dzień dzisiejszy są to wytwórnie, które znam doskonale i które też bardzo lubię. Łącze je wszystkie jedno. Każda z nich jest praktycznie całą rzecz ujmując leaderem na rynku. DUX na polskim rynku muzycznym, Bołt gdy chodzi o współczesną awangardę nazwijmy to okołoklasyczną, For Tune o jazzową awangardę, ECM i ACT gdy chodzi o jazz europejski. Tu, zwłaszcza ECM jest uznawany za wytwórnię, która zredefiniowała ideał brzmieniowy europejskiego jazzu- ale o tym innym razem.

Dlaczego rozpoczynam akurat od For Tune? Zabrzmi to banalnie, ale jako polska wytwórnia jest zwyczajnie najlepsza. Najbardziej zaskakująca i kreatywna. Posiadająca w swoim port folio fonograficznym  nie tylko znakomitych polskich jazzmanów (najlepszy polski alcista Maciek Obara, czy prawdziwe wulkany kreatywności jakimi są  trębacze Piotr Damasiewicz z Tomkiem Dąbrowskim, ale też legendy pokroju Anthony’ego Braxtona czy Williama Parkera i to uchwyconych z perspektywy bardzo fajnie zagranych dwóch lajfów). Zresztą lajfy to punkt, na którym w wypadku fortuniaków należy omówić w zupełnym niejako oderwaniu.

Pokaż mi swój lajf, a powiem ci jakim jesteś muzykiem.
Lajfy weryfikują wszystko, a z drugiej strony można by napisać, że Lajfy siłą rzeczy definiują ciebie jako muzyka i to niezależnie od tego po jaką muzykę sięgasz. Wielkość Mercury’ego wyznaczały nie studyjne nagrania (choć no dobra, pośrednio pewnie też), ale w największym stopniu nagranie ze stadionu Wembley. Właśnie w tym nagraniu widzialny i słyszalny jest cały geniusz wokalny Freddiego.

W oderwaniu od tematu…  nienawidzę trzech rzeczy. Wokalisty śpiewającego z playbacku, gołej dupy zamiast jakości i debilnie miałczących tekstów (że świat jest zły, że jest mi źle, bo zostawił mnie facet i takie tam). Freddie był genialny na każdym froncie, tzn. bronił go zawsze warsztat. Był kontrowersyjny, ale miał genialny wokal.


Jazz w tej mierze nie różni się w żadnym stopniu. Mało tego. Lajf na nowo podaje słuchaczowi muzyczny tekst. To jest zupełnie inne granie. Bez czasowych i- czasem też- formalnych ograniczeń. Free w sensie dosłownym. Jest jeszcze jedno. Lajf nie znosi słabych. Tu wszystko słuchacz jest w stanie zweryfikować. A mamy w polce akurat dość świadomych słuchaczy (pewnie nie w znaczeniu en masse bo ci wciąż jarają się Kombi, Krawczykiem i Sylwią Grzeszczak), więc oni są w stanie wiele zauważyć i momentalnie odrzucić słabsze nagranie.  

A For Tune ze szczególnym upodobaniem stawia na lajfy, czym daje słuchaczowi ogromną wartość. Obcowanie z muzyką tworzoną spontanicznie w niczym nie ograniczanych warunkach czasoprzestrzennych. To duży plus... A na koniec?


Na koniec mam coś jeszcze pisałem już o tej płycie w nowościach, ale skoro już ją mam... to chcę się z Tobą jeszcze tym razem czymś podzielić... leci do Ciebie Leonard Cohen... prosto do Ciebie z najnowszej płyty, którą już mnie kupił. Nie, nie ma lepszej płyty na chwilę obecną na wieczorny chill out. 
Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz