8 maja 2015

NOWOŚCI #1 MAJ

Lista ilościowo nieimponująca, ale za to zawsze mocna jakościowo, czyli subiektywny wybór najnowości i zapowiedzi.

Leonard Cohen Can’t Forget: A Souvenir Of The Grand Tour.



Płyta nagrana podczas trasy koncertowej Leonarda Old Ideas World Tour, a po pięknym blu-ray-u Live In Dublin wiem, że lajfy z Cohenem wciąż mogą być emocjonujące. Napisać, że jest on jak „wino, im starszy tym…” wiadomo, to nic nie napisać. Sam Leonard jest dla mnie fenomenem. Teoretycznie, ta muzyka jest cholernie prosta. Melorecytujący w zasadzie Cohen, chórki, fajny band… i właśnie to wszystko zlepione ze sobą jest na swój sposób genialne, wyrafinowane i… specyficzne. Specyficzne, ale genialne.



Miles Davis Bitches Brew 40th Aniversary Collectors Edition.



Miles jest jak Cohen. To taki fonograficzny must have, choć przyznam szczerze, nie dla wszystkich. Miles był ze wszech miar genialnym muzykiem, a jego geniusz objawiał się na kilku płaszczyznach. Po pierwsze nie ma jazzowego podgatunku, w którym ten nie maczałby paluchów od be-bopu do fusion-rocka… Po drugie dobór składów. Każdy kwintet i ogólnie większy band Milesa to istny All-Stars. To nie tylko na zasadzie, że to byli dobrzy muzycy, ale muzycy genialni, którzy tworzyli kiedyś czy tworzą do dziś absolutnie wielkie nagrania. Wayne Shorter, Chick Corea, Herbie Hancock, Joe Zawinul (za cholerę nie wiem, jak udało się Milesowi zmieścić trzech klawiszowców- i to takich- na Silent Way) Keith Jarrett, John Coltrane, John McLaughlin, Jack DeJohnette, Dave Holland, nie zapominając o naszym Michale Urbaniaku, Kenny Garrett, Bill Evans… zapomniałbym o moim ukochanym Marcusie… więc Marcus Miller… ale ja tu o Milesie. Bitches Brew to bez dwóch zdań płyta ważna w dorobku Milesa, a jeżeli pojawia się możliwość kupienia kolekcji kolekcjonerskiej… no co? Ty nie kupisz?

Włodek Pawlik America…



Pawlika uwielbiam. Bez dwóch zdań, a trio sygnowane jego nazwiskiem jest jak dla mnie numerem jeden w polskim jazzie… Po nim długo, długo nic i dopiero RGG i Wasilewski Trio. No. To skoro na 29 maja mamy premierę jego najnowszej płyty, to czerwiec zapowiada się po pawlikowemu.
Kwartludium & Dariusz Przybylski Hammond Organ Project/ Leon Craig & Jennifer Pike Bach to Moog (A Realisation for Electronics and Orchestra).
Nie wiem, co z tych dwóch projektów wyjdzie, ale generalnie rzecz biorąc mnie osobiście, dość mocno intrygują. Na tyle mocno, by po obydwie płyty sięgnąć.

Adam Pierończyk/ Josepf Anthony Migratory Poets



Pierończyka kupuję w ciemno od płyty z muzyką Komedy, choć przyznam, że jego wizja jazzu do bardzo szybko przyswajalnych jednak nie należy. Ale za to właśnie lubię Pierończyka. Jest wymagający dla słuchacza, ale jeżeli poddać się wizji kreślonej przez saksofonistę ona porywa z ogromną mocą i wciąga w samo centrum bardzo ściśle zindywidualizowanej estetyki. Dodatkowym magnesem jest wytwórnia, która wydała nagranie, bo For-tune przyzwyczaiła mnie już do pewnej konkretnej jakości, a co za tym idzie wiem, że będzie to na serio dobra płyta.

RGG Aura/ Marcus Miller Afrodeezia




To już nie są nowości, w stosunku, do nagrań o których pisałem wyżej, ale jeżeli jeszcze nie masz tych nagrań…


Mamy tu dwie pozycje, po które pobiegłem jeszcze w dniu w dniu premiery. Pozycje, które traktuję bardzo szczególnie, a są to nagrania umówmy się bardzo dobre. Jak dla mnie dwie płyty, które będą moimi faworytami do nagrania roku, no chyba że kolejną płytę nagra Tomasz Stańko, albo tak bardzo zaskoczy mnie Włodek Pawlik.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz