17 kwietnia 2016

Dwie płyty, dwie indywidualności, dwa światy, ale cudownie zespolone w jednej dźwiękowej estetyce, czyli ECM w dwóch odsłonach.

The Bell What was said

Dwa nowe nagrania wypuszczone przez ECM to dla mnie nagrania magiczne, ale też nagrania od których wymagałem naprawdę sporo. Bo czego innego można wymagać od Chesa Smitha (który do współpracy zaprosił genialnego Craiga Taborna i świetnego Mata Maneri’ego) i Torda Gustavsena, który powrócił w końcu do triowej obsady.

Wpis powstał we współpracy z dystrybutorem ECM firmą Universal.

Zacznę od Torda. Gustavsena usłyszałem chyba po raz pierwszy na płycie Anny Mari Jopek. Id t była dla mnie prawdziwa petarda, z absolutnym dream teamem genialnych muzyków. Był Branford Marsalis, Richard Bona, Christian McBride, Mino Cinelu, Dhafer Youssef, Manu Katche, Marcin Kydryński, Robert Majewski, Leszek Możdżer, Krzysztof Herdzin i właśnie Tord. Ujął mnie takim pianistycznym otuleniem wokalu… był niby dyskretnym towarzyszem, ale nie na tyle na szczęście dyskretnym, żebym go nie wychwycił. Później odkryłem nagrania z triem, które uwielbiam do dziś. Kiedy zaczął kombinować z nieco większym składem  na moment o nim zapomniałem, by w końcu wrócić do jego nagrania z kwartetem. Od tego momentu czekałem na nowe nagranie. Chyba bardziej czekałem na to w którą stronę pójdzie, czy znów w stronę większego składu, a może wróci do tria. Wrócił do tria ale nieco zmodyfikowanego, bo zamiast basu pojawił się wokal w osobie Simin Tander. To chyba dobrze, bo płyty słucha się bardzo przyjemnie. Na tej płycie jest Tord taki, jakiego lubię najbardziej. Dyskretny, melancholijny, intymny i… nieco bardziej przystępny. Przynajmniej w stosunku do Chesa.

Z Chesem poznałem się (oczywiście w sferze czysto fonograficznej) przy okazji nagrania wypuszczonego przez For Tune. Ches ma taką tendencję do nietypowych składów. Dla polskiej wytwórni nagrał płytkę w składzie (bębny, gitara elektryczna, akordeon, saksofon altowy i saksofon tenorowy). Na studyjnym nagraniu dla ECMu mamy trio. Ale też nietradycyjne, bo bębny, piano i altówka. Cieszyłem się na to nagranie, bo uwielbiam Craiga Taborna. To jeden z bardziej kreatywnych pianistów dysponujący nie tylko świetną techniką, ale i niezwykle wyrafinowaną wrażliwością muzyczną. To nagranie idzie nieco w stronę free. Bardziej rozluźnione zasady przynoszą nam muzykę wysmakowaną, bardziej może ekspresyjną, ale co najważniejsze szalenie ciekawą. Dla mnie dzieje się tu jednak nieco więcej, co mnie bardziej przyciąga pomimo ciągłego zachwytu nad estetyką Torda.  


To są właśnie te płyty, które muszą się znaleźć w płytotece. Tord sprawdzi się idealnie na relaksacyjny wieczór przy lampce wina, Ches na nieco bardziej intelektualne muzycznie popołudnia...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz