21 sierpnia 2015

Keith Jarrett jazzowy i klasyczny.


Żeby było jasne. Piszę ten tekst z perspektywy oddanego i jawnego Jarrettofila. Nagrania solowe Jarretta, należą do tych nagrań, które zawsze stawiam bardzo wysoko i choć z totalnym uwielbieniem traktuję The Köln Concert to każde kolejne solowe nagranie jest dla mnie szalenie ważne. Ale z drugiej strony jest też grupa nagrań klasycznych, które szalenie sobie cenię i jak się okazuje i w tej materii pianista zaskoczył. Tym razem Jarrett sięga po utwory współczesne... 

Wpis powstał we współpracy z firmą Universal, dystrybutorem wytwórni ECM

Creation to nie jest płyta, do jakiej zdążył nas już Jarrett przyzwyczaić, bo najczęściej mieliśmy nagrania solowe traktowane na sposób ciągły i całościowy. Dlatego początkowo sam traktowałem tą płytę, jak zwyczajową składankę, do których stosunek mam raczej ambiwalentny, nawet gdy chodzi o serie wydawane przez ECM. Wytwórnię, którą bez dwóch zdań najzwyczajniej w świecie uwielbiam. Ale już na tym poziomie mamy duże zaskoczenie, bo nagranie skonstruowane zostało w sumie przez samego Jarretta, który sam powybierał numery ze swoich solowych koncertów realizowanych między kwietniem a lipcem ubiegłego roku w Toronto, Paryżu, Tokio i Rzymie. Co ważne jednak, nie zatracił przy tym dramaturgii znanej z płyt całościowych takich jak Bremen/ Lausanne, czy najlepiej sprzedający się album jazzowy na fortepian solo w historii wspomniany już The Köln Concert. Ma to nagranie swoją własną dramaturgię, punkty kulminacyjne i jest też dowodem na znakomitą dyspozycję Jarretta, choć nie ukrywajmy, że nie jest to najwybitniejsze nagranie pianisty… ale co to znaczy w przypadku Jarreta? Że dostajemy i tak płytę, która jest w warstwie muzycznej nagraniem świetnym.

Ale pianista ma dwie propozycje… i to właśnie ta druga wydaje mi się chyba nieco bardziej intrygująca, bo choć uwielbiam jazzowego Jarretta, to zakochałem się w nim właśnie dzięki nagraniom wydanym w ramach ECM New Series z koncertami fortepianowymi Mozarta. Klasyka była więc pierwsza. Tu mamy coś, co lubię najbardziej, czyli twórczość w sensie ścisłym współczesną. O ile 3 Koncert Bartoka znałem wcześniej, o tyle Koncert Samuela Barbera był dla mnie nowością. Świetnie zinstrumentalizowany z bardzo potężnie brzmiącą blachą jest pozycją intrygującą, ale przy tym dość przystępną muzycznie. Fajna propozycja dla słuchaczy, którzy być może z muzyką współczesną nie są jakoś mocno związani, ale którzy szukają muzyki dość nieoczywistej.


Keith przynosi słuchaczowi dwie płyty, w sumie gdzieś tam się wzajemnie uzupełniające. Bo ten Jarrett jazzowy jest na tym nagraniu jakoś dziwnie improwizacyjnie zachowawczy, bardziej jakby klasyczny i minimalistyczny w estetyce muzycznej. Nie jestem w stanie się określić jakoś mocno i definitywnie, która płyta odpowiada mi w większym stopniu, bo jedna i druga ma swój urok i daje masę muzycznej frajdy.


10 sierpnia 2015

10 NOWYCH PŁYT, KTÓRYCH MUSISZ POSŁUCHAĆ...

Dawno się tak nie bawiłem przy przeglądaniu nowych nagrań. Jakieś kompletne rozstrzelenie gatunkowe, ale jednak te wszystkie rzeczy udało mi się ze sobą połączyć. Mamy więc powrót do klasyki a skoro klasyka to wiadomo, że będzie współcześnie, jest też jazz, więc pojawić się powinna też awangarda. No i mamy muzykę, w której zaległości w obecnym czasie nadrabiam w stopniu największym...


Zaczynam niecodziennie, bo od muzyki, która w pewnym sensie, choć systematycznie schodziła na drug plan, ale są takie płyty, obok których nie sposób przejść obojętnie. Że warto po tą płytę sięgnąć? Przekonują mnie cztery rzeczy. Po pierwsze Zimerman, po drugie Berlińczycy, po trzecie sir Simon Rattle i po czwarte Lutosławski. Bez dwóch zdań, ta płyta to wydarzenie, które będzie komentowane szeroko i długo. Dla mnie faworyt do nagrania roku. No i tak dla przypomnienia nagranie wcześniejsze z samym Lutosławskim... na sto procent sam będę te nagrania wielokrotnie ze sobą zestawiał.



Dużo oczekuję od nowego nagrania Trifonova. Bo go lubię. Tak po prostu muzycznie lubię estetykę, którą on operuje. Lubię jego delikatność i masę szczegółów, którymi bezbłędnie operuje w poszczególnych nagraniach. Jeżeli dostaniemy nagranie, takie, którego się spodziewam, będę do tego nagrania wracał wielokrotnie.

 

Duży plus dla Wundera za okładkę. Fajny polski akcent sprawia, że zupełnie inaczej patrzy się na to nagranie. Ale tak już na serio... Wunder przyzwyczaił mnie do nagrań bardzo równych i co by nie powiedzieć nagrań fantastycznych. Co ciekawe kręci się Wunder jakoś tak w kręgu chopinowskich Koncertów, które uwielbiam... i których mogę słuchać na okrągło. Tym razem Wunder sięga po II Koncert Chopina, więc jeżeli zestawimy tą płytę z poprzednią nagraną z Ashkenazym, na której nagrał I Koncert mamy komplet. Liszta jak dla mnie mogłoby nie być... sorry, Chopin wygrywa z każdym. No to może warto sobie przypomnieć Wundera sprzed czterech lat?



Jeżeli miałbym wskazać nagranie, które wywołuje u mnie podobne emocje, co trzy nagrania powyżej, to właśnie wskazałbym na The Bad Plus z Joshuą (nie lubię spolszczać imion... nigdy nie wiem, jak się do tego zabrać) Redmanem. O ile trio lubię, takim lubieniem umiarkowanym raczej, to już Redmana lubię lubieniem pełnym powiedzmy od czasu Walking Shadows... 


Mam tą płytę. Uwielbiam Milesa, tym bardziej, że co chwilę dostajemy lajfy, które same w sobie są najistotniejsze w jazzie... choć w przypadku Milesa nie jest istotne, co dostajemy... warto sięgnąć po każdą płytę...

 

To właśnie ten album, w którym namieszanie gatunkowe, może sprawić, że bardzo przyjemnie będzie się tego albumu słuchać. Nagranie samo w sobie jest na serio dobre, bardzo zgrabnie pomyślane, a Gregory Porter i tak jest tu najsilniejszy... 


No i na koniec jazzowych zapowiedzi... Kaczmarczyk z nowym nagraniem. Szczerze mówiąc każda jego płyta jest dla mnie szalenie ważna i intrygująca, więc pewnie i tym razem dostanę album, który będzie mi towarzyszył dość często. 


To właśnie mój dzisiejszy faworyt. No może zaraz obok Zimermana... ta płyta, jest dla mnie nagraniem, po które polecę w dniu premiery do sklepu. 


Uwielbiam ich od czasu kiedy usłyszałem September- jeden z najlepszych numerów, jaki kiedykolwiek słyszałem... nowa płyta jest dla mnie propozycją obowiązkową... 


Yyy... Żartowałem


Jest to płyta, na którą czekam... i którą bardzo chętnie wezmę w dniu premiery. Teoretycznie wiem, czego się spodziewać, ale tylko teoretycznie. Wiem, że będą momenty zaskakujące...

Masz jakieś inne tytuły? Możesz napisać w komentarzu, może razem zmontujemy jeszcze ciekawszą listę?

Pozdrawiam