1 listopada 2015

Classic Quadrophenia... kilka rzeczy, o których powinieneś wiedzieć

Powiedzmy sobie od razu, że nie jest to płyta dla każdego, ale też każdy powinien się z tą płytą sam zmierzyć. Połączenie popu z formą operową może się podobać, choć nie każdy błyskawicznie się w tej estetyce odnajdzie…

Classic Quadrophenia PeteTownshend’sa mieści się w estetyce pop-opery czy w taki dobrego tego słowa znaczeniu musicalu. Celowo nie używam tu określenia pop-oratorium, choć pewnie w jakimś tam sensie, byłby to uzasadnione, ale z drugiej strony budziło by to niepotrzebne konotacje z Piotrem Rubikiem, a na tym etapie ustalmy sobie, że Rubika nie lubimy (może uda mi się temat rubikowej estetyki podjąć, ale teraz trochę szkoda mi na to czasu). Właśnie. Estetyka. Zwykle mam problem z tym rozbuchanym operowy wokalem, do muzyki klasyczno-rozrywkowej, która sama w sobie wydaje mi się z lekka infantylna i niepoważna. Ale tu jest inaczej. Nie mam wrażenia jakiejś muzycznej sztuczności- podobnie jak przy moich ulubionych musicalach dajmy na to Jesus Christ Super Star czy Requiem Adrew Lloyd Webbera. Kompletnie pokręcone estetycznie, ale jednak efektowne (za nagranie Requiem wzięli się Placido Domingo z Lorinem Maazelem) i intrygujące.

Nie do końca odnajduję się w estetyce tego konkretnego nagrania, ale też nie można powiedzieć, że jest to nagranie słabe, czy niedopracowane. Orkiestracja jest na wysokim poziomie, dyspozycja wokalistów (Townshend, Boe, Idol, Daniels) czy samej orkiestry podobnie, więc niespecjalnie mam się tu do czego przyczepić.

Dużo czasu spędziłem nad tym nagraniem, żeby coś z niego wyciągnąć dla siebie. I kilka rzeczy znalazłem, może trochę na siłę, ale jednak w którymś momencie zrozumiałem i estetykę i sam pomysł na to nagranie. Jest kilka mocnych momentów, które pokazują, że to coś więcej niż infantylne łączenie klasyki z około popową muzyką. To po prostu bardziej przystępna forma muzyki klasycyzującej… i to może się podobać.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz