15 lutego 2013

Corneliu Dan Georgescu

 
Dla mnie osoniście, płyta z muzyką Corneliu Dana Georgescu wydana przez Bołt Records, jest jedną z ciekawszych płyt ubiegłego roku. I to nie tylko dlatego, że wcześniej nie spotkałem się z muzyką tego kompozytora, ale dlatego, że kompozycje, są niezwykle wciągające i intrygujące...

Zwykle nie lubię podkreślać wyższości jednej kompozycji nad drugą… jest to w większości przypadków niezwykle subiektywne spojrzenie na utwory, jednak tutaj zrobię wyjątek. Z całą pewnością wyróżnia się- pomimo ciekawych dwóch pozostałych kompozycji- In perpetuum- String Quartet nr 10. Kompozycja niemalże kontemplacyjna, intymna… może mniej odkrywcza niż się początkowo wydaje… jest również z całą pewnością poruszająca. Jednakże kompozycja jest również wymagająca. Słuchając jej „przelotnie” nie jesteśmy w stanie jej zrozumieć, czy- choć to już powoli staje się słowem niemodnym- „przeżyć”. Warto zwrócić uwagę na dysponowanie w tej kompozycji brzmieniem kwartetu smyczkowego… niezwykłe? Nietradycyjne…? Oryginalne! Kwartet wprowadza nas w nieco inny świat dźwiękowy kompozytora. W dwóch pozostałych utworach Georgescu jest bowiem nieco inny- choć może nie jest to najszczęśliwsze określenie… ale za to niezwykle spójny i estetycznie konsekwentny. Tomasz Kamiński w szkicu o kompozytorze umieszczonym w książeczce dołączonej do płyty sytuuje muzykę Georgescu między La Monte Youngiem, Mortonem Feldmanem, muzyką minimalistyczną (pojawia się określenie rumuński minimalizm)… zauważając jednocześnie wpływy Góreckiego czy Lutosławskiego… choć z drugiej strony „wpływy” jako określenie muzyki tego akurat twórcy znowuż nie należy do określeń najszczęśliwszych… może ślady, cienie… bowiem pomimo takich czy innych muzycznych nawiązań (zarówno w Symfonii nr 2, jak również- może w mniejszym stopniu w Et Vidi Caelum Novum unosi się nad muzyką, estetyczne echo symfonii Lutosławskiego) muzyka rumuńskiego kompozytora jest niezwykle oryginalna. Tomasz Kamiński: „Efektem jest wielce oryginalna i fascynująca muzyka określana niekiedy mianem rumuńskiego minimalizmu. Tak jak dzieła Brâncuşiego: jednocześnie wyrafinowana i elementarna, sprawiająca wrażenie nieskończonego przepływu, choć skończona i zamknięta; dająca się opisać właśnie takimi paradoksalnymi zestawieniami. […] Surowa wzniosłość tej muzyki, jej maksymalistyczny w wydźwięku minimalizm, owo rozplanowanie wielkich form w oparciu o elementarne gesty, czyni z tego rumuńskiego Berlińczyka postać osobną i niezwykłą na co najmniej kontynentalną skalę”
               Horizontals Symphony No 2, rozpoczyna się jakby z niczego… dyskretne wejście, nagle przerywa brutalne, potężne tutti (z wyraźnie wyeksponowaną „blachą”, co również charakterystyczne okaże się w Et Vidi Caelum Novum). Ta opozycyjność dwóch motywów będzie się przewijać przez cały utwór. Warto zaznaczyć, iż „momenty” tutti, często sprawiają wrażenie (oceniając na poziomie percepcyjnym co często może okazać się zwodnicze) „momentów” improwizowanych… aleatorycznych (?)… czy chaotycznych. Sama forma okazuje się mieć 5 wyraźnie rozpoznawalnych części- choć może lepszym określeniem były by „megamotywy” czy „hipermotywy”- z których każdy oparta jest na innym powtarzalnym i przetwarzanym schemacie melodycznym. Pierwszy „hipermotyw” oparty jest na mniejszym motywie sekundy małej, przetwarzanej na dwa sposoby- co daje pozorne wrażenie dwóch motywów. W rzeczywistości operuje kompozytor motywem „trylowym” lub blokami akordowymi tworzącymi linearnie linię zbudowaną z sekund małych. W opozycji pozostaje drugi „hipermotyw” quasi improwizowany (dochodzę do wniosku, iż w rzeczywistości opierając swoje obserwacje na wrażeniach czysto percepcyjnych- pisząc o improwizacji w miejscu gdzie tej improwizacji może nie być, można niechcący wprowadzić czytelnika w błąd) posiadający jednak- nieco większe znaczenie dramatyczne niż pierwszy… warto dodać, iż ta część rozgrywa się na znanym tle bloków akordowych dobarwionych gdzieniegdzie szmerowymi instrumentami perkusyjnymi. Rozpoczynając się migotliwymi fletami część trzecia oparta na  takich właśnie migotliwych brzmieniach, „rozgrywa” się na zasadzie: charakterystyczny „hipermotyw”, na który nałożone zostają gong i talerze. Następnie ten motyw będzie przerywany „interwencjami blachy” opartymi na owym motywie charakterystycznym rozpoczętym przez flety. Najciekawszy brzmieniowo okazuje się sekstowo- tercjowy „hipermotyw” piąty… kończący całą kompozycję… choć wyraz kończący użyty jest tu z ogromnym marginesem, gdyż właściwie kompozycja jest pozbawiona wyraźnego zakończenia. Warto również zauważyć pewną powtarzalność w przeprowadzaniu motywów, bowiem w wypadku dwóch części kompozytor korzysta z „fletowego” rozpoczęcia, po czym motyw przejmuje blacha (tak jest zarówno w części 3 i 5).
               In Perpetuum- String Quartet No. 10, jest kompozycją brzmieniowo najciekawszą…niezwykle wyrafinowaną. Myślę, że wiele nie przesadzimy lokując kompozycję w gronie dzieł par excellence sonorystycznych. Barwowe „efekty” z jakich korzysta kompozytor nie penetrując przy tym niezdobytych dotąd obszarów, są „efektami” spotykanymi dość często… glissanda, różnego rodzaju stukania (włączając w to stukanie o pudła rezonansowe irumentów), szybkie przenoszenie powtarzalnych, krótkich motywów z głosu do głosu, pizzicato, efekt brzmieniowy uzyskiwany poprzez uderzanie smyczkiem o struny. Kolejnym fascynującym w utworze elementem jest rozplanowanie dramatyczne całej formy…  czas muzyczny zostaje w jakiś „nieznany” słuchaczowi sposób jakby zawieszony… uważnie obserwując zmienność barw i dając się muzyce Georgescu- mówiąc nieco kolokwialnie- wciągnąć momentalnie (z pierwszymi dźwiękami kwartetu) gubimy jakiekolwiek poczucie czasu… tym bardziej dostrzegalny jest to fakt, gdyż po raz kolejny kompozytor nie zapisuje wyraźnego zakończenia. W zasadzie kończy się utwór w ten sam sposób co zaczyna, czyli „z niczego”… pojedyncze dźwięki pianissimo.
               Et Vidi Caelum Novum (Skizze fűr ein Fresko 3)… od samego początku kompozycja wydaje się estetycznym „krewniakiem” Horizontals... zwłaszcza warto porównać motywy „blachy” czy momenty wprowadzające taki charakterystyczny dla kompozytora chaos (improwizacja?) dźwiękowy… Gdy chodzi o chór… kompozytor unika tu jakiś ekstrawaganckich efektów. Chór skanduje, śpiewa… momentami nieco po debussy’owsku bez tekstu będąc jednocześnie nie tylko efektem „dźwiękosłownym” ale i par excellence barwowym.
               Corneliu Dan Georgescu, okazuje się kompozytorem niezwykle oryginalnym, dojrzałym muzycznie… ale i nie stroniącym od barwowych eksperymentów. Muzyka jego nie jest prosta technicznie, tym większe słowa uznania należą się wykonawcom… Słuchając płyty nie zastanawiamy się czy jest czysto intonacyjnie, czy technicznie muzyka nie sprawia problemów… to jest ten rodzaj interpretacji, która po prostu wciąga słuchacza bardzo gwałtownie w „sam środek muzyki”. Iosif Conta prowadzący Narodową Orkiestrę Symfoniczną w Horizontals wydobywa z partytury całą paletę- dosłownie i w przenośni- brzmień, nie zapominając przy tym o dramaturgii muzycznej całej formy- rozplanowując ją znakomicie… Arcadia String Quartet, to dla utworu In Perpetuum wykonawca- rzec można- idealny. W interpretacji słychać ogromną łatwość grania- tą techniczną jak również muzyczną. Również trudno mieć jakieś konkretne zarzuty do Petera Schwarza prowadzącego Kammersymphonie Berlin oraz Ars Nova Ensemble Berlin. Zdecydowanie warto sięgnąć po tą płytę…
Ode mnie: ******


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz