5 września 2014

Dobry smooth po Polsku

Długo za mną chodziła ta płyta. Kupiłem ją przez totalny przypadek, może na fali niedawnego a ponownego zaintrygowania String Connection? Może… w każdym bądź razie, płyta towarzyszy mi od bodajże tygodnia w codziennej drodze do pracy, a uwierzcie wbrew pozorom, ciężko jest mnie na tyle zafascynować.


fot. www.scieranski.com.pl
Przyznam się szczerze. Nie wiem, czy jest to najlepsza płyta Ścierańskiego. Z całą jednak pewnością jest to płyta ważna:
„Płyta ta jest spełnieniem moich dziecięcych marzeń. Pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy zaczynałem grać pierwsze akordy, miałem marzenie, żeby zostać gitarzystą w jakimś zespole, komponować, koncertować i zwiedzać świat. Marzenie to spełniało się przez lata, ale zawsze byłem basistą. Dopiero teraz, po wielu, wielu latach, marzenie to mogłem dopełnić, nagrywając tę płytę jako gitarzysta solowy, z czym nie jestem kojarzony […] Na płycie tej nawiązuję do kilku dekad, w których żyłem. Do stylów muzycznych, których słuchałem i słucham dziś. Muzyka ta jest wypadkową moich zainteresowań gitarowych i basowych”.

 Generalnie nie lubię rozgraniczać samej muzyki. Dobra muzyka, to po prostu dobra muzyka niezależnie od gatunkowych uwarunkowań. Ale słuchając tej płyty cały czas podświadomie krążyłem myślami dookoła smooth jazzu, ale takiego dobrego. Do tej pory, myśląc o smooth wymieniałem takie nazwiska jak słodko-pierdzący Kenny G. , czy Chris Botti, którego de facto uwielbiam za genialne brzmienie i za rejestracje live, w których pokazuje, że ma świetny zmysł improwizatorski. Ścierański idzie jednakże trochę dalej.  Dając nieco łagodniejsze brzmienia, nie rezygnuje ze znakomitej jakości i wielkich jazzowych nazwisk, których indeks otwiera nazwisko samego basisty.  Ale jeszcze jedno. Oglądając Bottiego czy Kenny'ego G. (do tych nazwisk dodałbym jeszcze Michaela Buble) masz wrażenie silniejsze lub nieraz słabsze, pewnej sztuczności, podlizywania się słuchaczowi. Podlizywania się ocierającego się momentami o tandetę. U Krzysztofa Ścierańskiego jest jednak inaczej. To cały czas muzyka wymagająca- choć może nie na tyle co muzyka tworzona pod szyldem Labolatorium czy równie znakomitego String Connection- ale też jednocześnie bardzo przyjemna
 
źródło fot.  www.scieranski.com.pl
Dla mnie była płyta, na serio miłym zaskoczeniem… smooth jazz  w najlepszym wydaniu. Z gościnnym udziałem polskich- i nie tylko polskich- jazzowych wymiataczy… Marek Napiórkowski, Regi Wooten, Witold Janiak, najciemniejszy głos na polskiej scenie Grażyna Łobaszewska czy Bernard Maseli… ale nad nimi góruje Ścierański, bawiąc się basem i gitarami. Idealna propozycja na wieczór, albo leniwe popołudnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz