12 maja 2016

Zayn, czyli miłe zaskoczenie...

Zastanawiałem się, czy ta płyta będzie mi się podobać. Niby wiedziałem skąd wziął się Zayn, a jednak postanowiłem, że chcę o tej płycie napisać. Jak się okazało, chyba bardziej zaskoczył mnie Zayn, niż opisywana w poprzednim wpisie Sia.

Wpis powstał we współpracy ze sklepem empik.com


Te płyty nie przez przypadek pojawiły się obok siebie. Są w sumie bardzo do siebie zbliżone w warstwie muzycznej, ale też w warstwie pozamuzycznej. To miały być płyty z hitami i takie też są. Każda z osobna, choć chyba nagranie Zayna jest nieco lepsze. Choć nie… nie wiem, czy sformułowanie lepsze jest tu odpowiednie. Może nieco bardziej zaskakujące? Może nieco mniej przewidywalne i oczywiste?

Dla mnie Zayn jest rzeczywiście niespodzianką, bo nigdy nie przewidywałem, że na moim blogu pojawi się muzyka naznaczona logiem One Direction. Z tego co kojarzę, to premiera płyty zbiegła się z rocznicą odejścia Zayna z boysbandu, co było decyzją generalnie dobrą, bo płyty OD jakoś specjalnie mnie nie porywały. Zayn nagrał płytę generalnie dobrą, która może się podobać. Nie, żebym był nadzwyczaj zachwycony, ale nagranie mogę spokojnie polecić. Jest tu wszystko. Dobra produkcja muzyczna, z którą odpowiedzialny był Malay (współpraca z m.in. Frank Ocean; John Legend, Alicia Keys, Jamie Foxx), fajny, wpadający w ucho wokal, duża muzyczna wyobraźnia i… kilka mocniejszych numerów jak choćby świetny singiel Pillowtalk, który żyje już swoim życiem (najwięcej coverów)

Fajnie, że ta płyta pojawiła się właśnie teraz, bo może bardzo przyjemnie umilić popołudniowy chillout…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz