Zastanawiałem się, czy ta płyta będzie mi się podobać. Niby
wiedziałem skąd wziął się Zayn, a jednak postanowiłem, że chcę o tej płycie
napisać. Jak się okazało, chyba bardziej zaskoczył mnie Zayn, niż opisywana w
poprzednim wpisie Sia.
Wpis powstał we współpracy ze sklepem empik.com
Te płyty nie przez przypadek pojawiły się obok siebie. Są w
sumie bardzo do siebie zbliżone w warstwie muzycznej, ale też w warstwie
pozamuzycznej. To miały być płyty z hitami i takie też są. Każda z osobna, choć
chyba nagranie Zayna jest nieco lepsze. Choć nie… nie wiem, czy sformułowanie
lepsze jest tu odpowiednie. Może nieco bardziej zaskakujące? Może nieco mniej
przewidywalne i oczywiste?
Dla mnie Zayn jest rzeczywiście niespodzianką, bo nigdy nie
przewidywałem, że na moim blogu pojawi się muzyka naznaczona logiem One Direction. Z tego co kojarzę, to
premiera płyty zbiegła się z rocznicą odejścia Zayna z boysbandu, co było decyzją generalnie dobrą, bo
płyty OD jakoś specjalnie mnie nie
porywały. Zayn nagrał płytę generalnie dobrą, która może się podobać. Nie,
żebym był nadzwyczaj zachwycony, ale nagranie mogę spokojnie polecić. Jest tu
wszystko. Dobra produkcja muzyczna, z którą odpowiedzialny był Malay (współpraca z m.in. Frank Ocean; John Legend, Alicia Keys, Jamie Foxx), fajny, wpadający w ucho wokal, duża
muzyczna wyobraźnia i… kilka mocniejszych numerów jak choćby świetny singiel Pillowtalk, który żyje już swoim życiem (najwięcej coverów)
Fajnie, że ta płyta pojawiła się właśnie teraz, bo może
bardzo przyjemnie umilić popołudniowy chillout…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz