Pamiętam Jordana. Jakbym się uparł, pewnie znalazłbym w
szafie u rodziców kilka VHS-ów z finałami z Utah. Byłem wtedy gówniarzem, który
jarał się po trosze NBA, Premiere League, Ekstraklasą i wszystkim co ze sportem
związane. Nowe wydanie biografii Jordana, które ukazało się nakładem
wydawnictwa SQN, dla mnie to nie tylko fajna książka, ale i sentymentalny
powrót do czasów dziecięcych, natomiast dla nieco młodszego ode mnie czytelnika
może to być niezapomniana podróż po latach ’80 i ’90, kiedy to rodziły się
prawdziwe legendy.
Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem SQN
Pamiętam ich trzech. Jordan, Rodman i Pippen. Trzech
gigantów z Chicago. Nie były dla mnie ważne statystyki, bo przyjmowałem do
siebie, że każde ich zagranie było zagraniem mistrzowskim. Czas, kiedy Jordan
zdobywał kolejne mistrzostwo NBA z Bullsami był jedynym momentem w życiu, kiedy
zamieniłem piłkę nożną na basket. Nigdy później to się nie zdarzyło. Manchester
United z Cantoną, Giggsem i Beckhamem został zastąpione magicznym triem z
Chicago Bulls. Tylko na moment, bo Jordan skończył jeżeli dobrze pamiętam po raz drugi karierę-
oczywiście później ją wznowił, ale to już nie był ten sam Jordan- i już nigdy
więcej takich emocji NBA mi nie dostarczyło.
Co można powiedzieć, o Jordanie?
Dzięki niemu NBA jest dziś taka jaka jest z LeBronem, Curry’m i całą resztą.
Ta biografia sprawiła, że znów na moment przeniosłem się do
starego świata NBA, na nowo odpaliłem finały Chicago z Utah, już nie na VHS,
ale na youtube i na nowo chłonąłem grę jednego z największych graczy NBA. I
jeszcze raz poczułem ten dreszczyk. W tej książce jest wszystko, cała kariera
nakreślona ze wzlotami i upadkami, bo Jordana trzeba postrzegać całościowo. Dopiero
wtedy widać jego wielkość, wolę walki o każdy mecz, potrzebę zwycięstwa kosztem
własnego zdrowia…
Co jest wielką zaletą tej książki? Systematyczność i
skrupulatność z jaką David Halberstam opisuje kolejne etapy, które Jordan
musiał przejść zanim znalazł się w NBA. Każdy kolejny etap okupiony był ciężką
harówą, ale najważniejsze, że zawsze też znajdywali się ludzie, którzy
potrafili odkryć Jordana. Szczęście mu sprzyjało, a jak to się mówi szczęście
sprzyja lepszym. W wypadku Michaela szczęście sprzyjało najlepszemu.
Fajnie, gdyby do tej książki zajrzeli ludzie
zajmujący się w Polsce łowieniem sportowych talentów. Cała rozbudowana baza
szkoleniowa, campy, mecze, zgrupowania to wszystko kształtowało młodych graczy,
którzy później rządzili NBA. To właśnie ta tytaniczna praca nie tylko
młodziaków, ale i sztabów trenerskich sprawiła, że świetnie zapowiadający się
zawodnik potrafił rozwinąć się w geniusza basketu. To, co w latach ‘80 było już
normą w USA, u nas nie istnieje praktycznie na żadnej płaszczyźnie- no może w
bardzo prymitywnej- jeśli zestawiamy z amerykańskim wzorcem- formie w piłce
nożnej.
Generalnie, pomimo kilku książek „na tapecie” pozycja
wciągnęła mnie dość szybko i intensywnie, w czym zasługa dobrego pióra jakim
dysponował Halberstam (który zginął w wypadku samochodowym w roku 2007). Lekko,
rzetelnie podana biografia, to niemal pewny przepis na sukces… a skoro robi się
ciepło, warto poświęcić kilka chwil na dworze, z dobrą książką… zapewniam, że
nie będzie to stracony czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz