21 maja 2013

Penderecki IV i V Symfonia


Penderecki IV i V Symfonia - Orkiestra Sinfonia Iuventus
Pisząc ten tekst zastanawiałem się, czy nie popełniłem pewnego błędu… czy nie powinienem wpierw zabrać się za IV i V, a dopiero później za skończoną przeszło pięć lat później od IV a dwa od V, III Symfonię… ale chyba dobrze się stało, że zdecydowałem się na taką a nie inną kolejność... 
Pierwsze wrażenie słuchowe, to pewna stylistyczna bliskość obu Symfonii … co oczywiście nie dziwi, w końcu pisane były w podobnym okresie… ale również stylistyczna bliskość z III (oraz- jak pisze Iwona Lindstedt w książeczce dołączonej do płyty- stylistyczna i formalna bliskość IV i V z Drugą). Choć wydaje mi się, że skończona na dobre w roku 1995 III Symfonia jest jakby bardziej konsonansowa… bardziej- mówiąc może kolokwialnie- łagodniejsza, ale jednocześnie nie można również nie zauważyć, iż pomimo elementów stylistycznie spójnych, każda z Symfonii wykazuje jednak pewne indywidualne rysy. Iwona Lindstedt w szkicu umieszczonym w książeczce dołączonej do płyty pisze o obu symfoniach następująco: „W swej monumentalnej, dramatycznej ekspresji IV i V Symfonia […] przywołują >>duchy<< romantycznej przeszłości, nasuwając interpretatorom skojarzenia a to z Brucknerem i Mahlerem, a to ze Straussem i Wagnerem. Materiał dźwiękowy organizowany jest w nich z użyciem tonalnych gestów i centralizacji, przyjaznych uchu akordów i motywów, ale też nie wolnych od zwrotów dysonansowych, chromatycznych, gdzieniegdzie nawet klasterowych.”
                Przechodząc już do poszczególnych kompozycji… Czwarta Pendereckiego… I. Lindstedt: „Istotą muzycznej narracji […] jest […] wzajemne przechodzenie w siebie dwóch kontrastowych stanów wyrazowych- tytułowego >>adagia<< i >>scherza<<, iście wagnerowskiej wzniosłości i tajemniczości w >>scherzowość<< żartobliwą, ale przeistaczającą się też w nastroje iście >>demoniczne<<”. Dlatego też dobrze się stało, iż orkiestrę prowadzi sam kompozytor, bowiem wyciągając wszelakie kontrasty, tematy, czy pojedyncze motywy ukazuje nam w jaki sposób należy „czytać” jego dzieło… warto również zwrócić uwagę na znakomite, pełne niuansów brzmienie orkiestry. Ustępy, w których uwypuklona zostaje blacha są taką swoistą- proszę wybaczyć kolokwializm- perełką… brzmienie jest szlachetne i nie przeforsowane… również uwagę można odnieść do smyczków… na początku minimalnie nie stroi drewno, ale to im dalej tym lepiej, więc w zasadzie należy to uznać za wypadek przy pracy.
                Piąta- „Koreańska”… ponownie odwołam się do szkicu Iwony Lindstedt: „wśród cech szczególnych […] zwraca uwagę nie tylko fakt wykorzystania ludowego cytatu koreańskiej pieśni. To nie potencjalne inspiracje Wschodem są w niej najważniejsze, lecz- przede wszystkim- idea walki i heroizmu […], przeplatająca się z fragmentami pełnymi zadumy, tragizmu czy wreszcie- na koniec tryumfu. W planie dramaturgicznym […] istotną rolę odgrywają […] tematy o >>wojskowym<< charakterze”. Słuchając tej Symfonii najbliżej mi do skojarzeń z twórczością symfoniczną Mahlera… w większym stopniu niż w stosunku do Czwartej, w których z Mahlerowska brzmią w zasadzie ustępy w których „pierwsze skrzypce” gra blacha…  jeśli chodzi o wykonanie, to warto dać się porwać interpretacji… wciągnąć w fascynująca grę tematami (np. odszukać ów temat wojskowy w Piątej), wsłuchać się w ustępy kontemplacyjne… bo muzyka Pendereckiego potrafi zaskakiwać, nawet tych, którzy znają obydwie kompozycje… zaskakiwać wielobarwnością, dynamiką, wyciąganymi „na wierzch” motywami i kontrastami miedzy ustępami pełnymi gwałtowności, żywiołowości a ustępami intymnymi, pełnymi zadumy czy kontemplacji.
Ode mnie: ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz