17 maja 2013

Pewne retrospekcje...


Temat przyszedł absolutnie przez przypadek. W zasadzie razem z „przypominaniem” sobie pewnej płyty… choć paradoksalnie nie o płytę bezpośrednio tu chodzi… choć może pośrednio…?

Na jednej z płyt wchodzących w skład kolekcji Wielcy kompozytorzy filmowi przedstawiającej zaledwie drobny „wycinek” twórczości Andrzeja Kurylewicza, a w zasadzie w książeczce pojawił się drobny komentarz Gabrieli Kurylewicz, z którego pozwolę sobie kilka fragmentów zacytować… córka kompozytora zaczyna od razu- jak to się zwykło mówić- z „grubej rury”: „Żyjemy w dobie zintensyfikowanego przetwórstwa muzycznego. Klasyka dostarcza utworów, a współczesność głównie przetworów”… oryginałami są tu nagrane na płycie realizacje samego Andrzeja Kurylewicza a przetworami realizacje Andrzeja Jagodzińskiego… sam tekst nie budziłby we mnie aż tak wyraźnych zastrzeżeń, gdybym pewnego popołudnia sam nie poszedł do słynnej warszawskiej Piwnicy Kurylewiczów… nie wiem, czy pchała mnie ciekawość, legenda miejsca… może trochę repertuar i wykonawcy… a może chęć spędzenia miłego przedpołudnia z żoną i wujostwem… pewnie wszystko po trochu, ale koncert zaczął się tragicznie… wyszła Gabriela Kurylewicz i próbowała zagrać słynny motyw z Polskich dróg … kompozycję znakomitą i wzruszającą… próbowała to dobre słowo, ale jednakowoż za delikatne, bowiem pianistka pokaleczyła ją niemiłosiernie… kilkukrotnie myląc się, co zresztą sama zauważyła przerywając w kilku momentach słowami „pomyliłam się”. Oczywiście, nigdy nie słyszałem jakoby Gabriela Kurylewicz mówiła o sobie jak o pianistce, ale… no właśnie. Po pierwsze… porywając się na zagranie najsłynniejszego motywu skomponowanego przez własnego ojca, trzeba umieć grać… po drugie, odmawiając niemalże prawa-w cytowanym tekście- do uznania realizacji Jagodzińskiego za realizację wartościową , powinna była liczyć się z tym, że grając w taki a nie inny sposób narazi sienie na artystyczną „śmieszność”… tym bardziej, iż po niej zaprezentował się pewien skandynawski pianista (proszę wybaczyć, ale niestety nie pamiętam nazwiska, a fakt iż koncert miał miejsce dwa lata temu, nie pozwala sięgnąć mi w programy koncertu), który dosłownie rozniósł muzycznie piwnicę… skala porównawcza okazała się zatem miażdżąca… i wreszcie po trzecie… aby usiąść za pianinem w legendarnym miejscu, trzeba mieć w sobie szczyptę (już nie talentu, ale) geniuszu… całość dopełniały wiersze Gabrieli Kurylewicz… wiersze nazwijmy to przyzwoite… na pewno lepsze jakościowo od jej gry, ale niesmak pozostaje… zwłaszcza w kontekście płyty i komentarza jaki córka pianisty popełniła, tym bardziej, że Jagodziński na płycie jest znakomity… oczywiście kwestia Jagodziński, czy Kurylewicz, jest innym problemem, choć zastanawiam, się, czy jest sens ich porównywać… ja takiego nie widzę… obie realizacje są znakomite i warto, aby były traktowane na równi. Rozumiem również punkt widzenia Gabrieli Kurylewicz, ale warto uzmysłowić sobie, że nie można traktować muzyki w tak subiektywny i emocjonalny sposób. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz