12 listopada 2014

Porozmawiajmy o filmach z…


Nudziło nam się wieczorem. Stwierdziłem więc, że obejrzymy sobie z Anią jakiś fajny niezobowiązujący film. Wybraliśmy Niekończące się zaręczyny. Szkoda, bo to film, na który straciliśmy tylko czas. Nic więcej. A i miny aktorów są bezbłędne. Słowem, jakie miny, taki film.

Dziś krótko, ale rzeczowo. Każdy ma taki moment, że jest chwila wolnego czasu i szuka w masie filmów na dysku, czy na płytach tego, co pozwoli spędzić miło czas. Nie znając tytułów, albo znając gdzieś tam niektóre z nich w zarysie, wybrałem więc mega przypadkowo. Komedia romantyczna, okazała się niestety totalnym dnem.  Niekończące się zaręczyny to na serio jedna z najbardziej drętwych komedii, z „z dupy wziętym” humorem. Kurcze. Po piętnastu minutach zacząłem się kręcić na fotelu, zacząłem robić herbaty i gmerać w kuchennych szafkach, żeby się czymś zająć. Czymś byle nie tym filmem.

Wyszedłem ostatecznie z pokoju, kiedy „sceny łóżkowe” były tak niesmaczne- takie typowe zezwierzęcenie, że trochę było mi głupio, że wpadłem na pomysł włączenia tego filmu. Ale też skąd mogłem wiedzieć.

Ten tytuł jest w sumie też tylko moim punktem zapalnym, bo tak się składa, że takich filmów robi się na pęczki. Nie wiem, czy jest to tendencja światowa, czy tylko arcypolska, bo na naszym rynku oprócz Bogów jakoś tak trudno jest doszukać się ostatnimi czasy Wielkich tytułów. W tym roku wiele rzeczy mnie zawodzi. Chciałem pobawić się na Wakacjach Mikołajka opartych na serii książek, które uwielbiam, i do których mam ogromny sentyment, ale no sorry, dupy nie urwało. Sequel w tym wypadku dramatycznie wręcz gorszy.

Szukam więcej tytułów, które mnie ostatnio rozczarowały. Blue Jasmin. Specyficzny jest Woody Allen, ale nie powiem, bo wcześniejszy O północy w Paryżu było dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Blue Jasmin o niezrównoważonej kobiecie alkoholiczce, żonie kręcącego jakieś tam wałki biznesmena, nie dla mnie. Jakiś plus? Soundtrack. Tylko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz