15 grudnia 2012

John Tilbury plays Tomasz Sikorski


Nowa płyta Johna Tilbury’ego wydana wydawnictwo Bołt, to muzyczny hołd oddany przyjacielowi Tomaszowi Sikorskiemu… dla mnie to pierwsze spotkanie zarówno  twórczością Sikorskiego jak również ze sztuką pianistyczną Tilbury’ego okazało się niezwykle intrygujące i wyjątkowe.

Nowa płyta wydana przez wydawnictwo Bolt records (którą otrzymałem od dystrybutora- DUX) jest kolejnym albumem przedstawiającym „polską starą szkołę”… seria polish oldschool obejmuje jak na razie dwie płyty. Obok Sikorskiego jest jeszcze recenzowana jakiś czas temu wydana w roku 2011 znakomita płyta z utworami Witolda Szalonka. Warto podkreślić- obok tej serii pojawiają się inne promujące polską muzykę współczesną… to znów daje mi pewien powód do małej uszczypliwości wobec redakcji Muzyki 21… jak się okazuje bowiem- jest więcej wydawnictw tylko to wydające periodyk, które promują polską muzykę… problem w tym, że inne polskie wydawnictwa nie znajdują miejsca wśród recenzowanych w periodyku muzycznym płyt… i raczej nie jest to przypadkowe… ale jak mówi powiedzenie: mówi się trudno, żyje się dalej. Obok polish oldschool w katalogu wydawniczym Bolt Records znajdujemy dwie niezwykle ciekawe serie wydawnicze: New Music in Estern Europe (m.in. płyta Arturasa Bumsteinasa czy Sławomira Kupczaka) oraz Polish Radio Experimental Studio (m.in.: muzyka elektroniczna Bohdana Mazurka, czy znakomita kompilacja Józef Patkowski in Memoriam)… można zatem powiedzieć iż wcale tak źle z wydawaniem polskiej muzyki współczesnej nie jest… mogłoby być lepiej, ale nie ma co narzekać.

                „Muzyka w tym albumie ukazuje doskonały słuch Sikorskiego w kwestii harmonii i rejestrów. >>Minimalizm<< jego utworów wynikał naturalnie, powtórzenia nigdy nie wydają się arbitralne. Ale przede wszystkim jest par excellence muzyka fortepianowa.” Tak sam solista- w kilku zaledwie zdaniach- ujął muzykę Tomasza Sikorskiego… a jak się to ma do samych kompozycji nagranych na płycie?

                Autograph kompozycja z roku 1980 jest utworem pełnym muzycznej przestrzeni… oddechu… zlewających się ze sobą brzmień. Kompozytor uzyskuje ten efekt niezwykle mądrze korzystając z pedału fortepianu. Co potęguje efekt, to iż pianista pozwala dźwiękom przytrzymywanym przez pedał wybrzmieć do końca… bez skracania ich… dźwięki wybrzmiewają tu zatem naturalnie. Ważny jest również element „ciszy”. Tilbury nie spieszy się z rozpoczęciem utworu… pierwszy dźwięk poprzedza prawie 15- sekundowa cisza. Powtarzanie motywów opartych na zaledwie kilku dźwiękach nadaje muzyce Sikorskiego charakteru niemalże kontemplacyjnego. Jeśli by chcieć nadać kompozycji pewien schemat formalny, można by go było rozpisać w ten sposób:

A B A B C A

przy czym należy zaznaczyć, iż najbardziej rozbudowaną czasowo jest część C, choć pojawia się tu w zasadzie jeden przetwarzany akord.

                Rondo.  Jeśli chcieć porównać ze sobą dwie pierwsze kompozycje zauważamy, iż Sikorski posługuje się w nich analogicznym schematem formalnym: Rondo:

A B A C D A

Kolejnym podobieństwem, jest fakt, iż najbardziej czasowo rozbudowana część- w tym wypadku D- to znowuż jeden akord przetwarzany w dwójnasób. Charakterystyczne jest również zacieranie wysokości dźwięków poprzez pedał fortepianu. Te podobieństwa nie dziwią- obie kompozycje powstały w podobnym czasie- różnią je 4 lata.

Kompozycji Zertstreutes Hinausschauen z roku 1971 bliżej mimo wszystko do Autographu… mocniejszy pierwszy motyw przedzielony jest tu sprawiającym wrażenie niemalże kontemplacyjnego motywem drugim. Sam schemat formalny jest już nieco inny:

A B A B A B C

                Z tymi dwoma motywami kontrastuje motyw C klasterowy w swym charakterze… motyw ten jest oparty na potężnych powtarzanych klasterach, którym wykonawca pozwala wybrzmieć do naturalnego zaniknięcia.

                Byłem bardzo ciekaw Improwizacji Johna Tilbury’ego. Końcowa improwizacja na fortepian to mój skromny hołd, elegijny w swym charakterze, wypełniony echami oraz prywatnymi wspomnieniami o człowieku i jego muzyce”. Improwizacja jest diametralnie inna brzmieniowo w stosunku do trzech kompozycji Tomasza Sikorskiego. Rozwija się ona powoli… bez żadnego pośpiechu. Thilbury pozwala dźwiękom w pełni wybrzmieć… ta przestrzeń jest absolutnie wyjątkowa… delikatna, nie narzucająca się… taka jest też gra solisty. Kontemplacyjna, wyrafinowana i niezwykle poruszająca.

                Płyta okazała się dla mnie sporym zaskoczeniem. Mało dziś takich nagrań… gdzie muzyka trwa… i rozwija się bardzo powoli, dając słuchaczowi możliwość muzycznego oderwania się od rzeczywistości…

Ode mnie: ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz