22 stycznia 2013

Nowa Muzyka 21 a jakby stara


Sięgnąłem po styczniowy numer Muzyki 21 niejako z ciekawości. Po raz pierwszy w gazecie znalazł się tekst promujący artystę spoza znanych zagranicznych wytwórni oraz polskiej rzekomo wiodącej (nie bardzo wiem jakie wyznaczniki przyjmuje redakcja) wytwórni będącej jednocześnie wydawcą miesięcznika. Pojawił się bowiem wywiad z pianistą Ignacym Lisieckim, nagrywającym dla DUX-u. Mało tego artysta znalazł się nawet na okładce miesięcznika. Ale to w zasadzie tyle, bowiem dział recenzji jest przykładem generalnie rzecz biorąc autopromocji i to w nienajlepszym stylu.

Przeglądając magazyn od początku… zaczyna się dobrze we wstępniaku redakcja zapowiada: „dalej będziemy tropić wszelkie nieprawidłowości i choroby niszczące nasze dziedzictwo muzyczne…” szkoda tylko, że sama redakcja nie myśli o wytropieniu banalnej i coraz bardziej niesmacznej autopromocji… ale jedno pytanie budzi moje zdumienie: „Jeśli jednak, jak twierdzi wielu >>światłych<< polskich specjalistów, muzyka polska nie jest warta tej zagranicznej, jaki jest cel marnowania naszych podatków na jej promocję?” ponownie warto się zastanowić jakich specjalistów redakcja ma na myśli… ja osobiście takich specjalistów nie znam, a jeśli zatem redakcja obraca się wśród takich specjalistów o których sama pisze można już tylko współczuć, a może pogratulować? Sam numer został skonstruowany dość standardowo, poza wywiadem z artystą spoza „stajni” Acte Préalable co jest istnym wyjątkiem, a może noworoczną zapowiedzią pewnych zmian, choć czytając wywiad okazuje się o co chodzi… „już wkrótce partytura ukaże się nakładem Acte Préalable”… można zatem odetchnąć… nic się nie zmieniło… jest w tym tekście bowiem promocja jedynego słusznego wydawnictwa… ot jakby mimochodem. I tyle nowości. Dalej… wywiad z kompozytorem Maciejem Małeckim, Agnieszką Maruchą w związku z wydaniem płyt oczywiście przez Acte Préalable... co do samych wywiadów nie ma większego sensu się czepiać, jak to się mówi „wolnoć Tomku w swoim domku”… ale co do treści pytań można pokręcić nosem… Arkadiusz Jędrasik (w poprzedniej wersji tekstu pojawiło się błędnie w tym miejscu nazwisko Łukasza Kaczmarka)- pytanie do Agnieszki Maruchy: „Przyczynkiem do naszej rozmowy jest pani kolejna płyta. Poprzednio nagrała pani ambitną płytę promującą polską muzykę, czyli premierowe nagranie Koncertu skrzypcowego Zygmunta Stojowskiego…” ambitną muzykę. Akurat jest to płyta, którą wałkowaliśmy na zajęciach z krytyki muzycznej. Narzekaliśmy na ambitność kompozycji… nie były to kompozycje złe warsztatowo, ale czy wybitne? Nie po raz pierwszy wydaje mi się, że redakcja Muzyki 21 zbyt łatwo przyznaje miano wybitnych, kompozycjom czy artystom dobrym, ale… umówmy się, że epitet wybitny powinien być zarezerwowany dla muzyków czy kompozycji absolutnie i obiektywnie (ważne słowo w kontekście krytyki linii redakcyjnej miesięcznika) wyjątkowych… wracając do tekstów/wywiadów chciałbym wysunąć pewną prośbę do redakcji, aby nie traktowała czytelnika jak ostatniego tumana… w wywiadach i recenzjach artystów nagrywających dla wydawcy miesięcznika pojawia się obok tytułu poprzedniego nagrania sygnatura. Droga redakcjo… czytelnik, jeżeli będzie zainteresowany sam siebie naprowadzi na poszukiwany album, w końcu jest on inteligentny… prawda? Choć rozumiem, każde dodatkowe uwypuklenie numeru seryjnego, tytułu etc. jest podyktowane chęcią dodatkowej promocji, ale wydaje się, że więcej można osiągnąć biorąc sobie- jak to się mówi- na wstrzymanie. Nachalna promocja zniechęca… ale wracając do wywiadu ze skrzypaczką… bardzo podoba mi się pytanie skierowane przez Arkadiusza Jędrasika do Agnieszki Maruchy: „A dlaczego z opusu 99 wybrała pani tylko niektóre utwory? Nie boi się pani ostrza krytyków, którzy mogą zarzucić programowi płyty mały profesjonalizm, skoro nie zarejestrowano całego opusu, jak na ogół czynią inni artyści?” Gwoli ścisłości pyta o to osoba, która kilka stron później zmienia się w recenzenta, lub tzw. sędziego we własnej sprawie… druga sprawa… „ostrza krytyków” tzn.? Przecież krytyka ukarze się wyłącznie w miesięczniku wydawcy płyty, i na pewno okaże się, że ma pięć gwiazdek jako album bez względu na „ostrze krytyka”– zerknijmy do legendy drukowanej na górze strony otwierającej dział z recenzjami- wybitny. Przejdźmy jednak do recenzji… można dokonać małego zestawienia i porównać recenzje płyt ukazujących się w Polsce, ale wydanych nie przez wydawcę miesięcznika, ale od wydawców dotowanych przez polskie instytucje z muzyką „niewłaściwą” według redakcji. W numerze z roku 2011 (grudzień, nr 12) ukazały się dwie kuriozalne recenzje pióra Stefana Banasiaka miażdżące dosłownie dwa albumy. Oba dostały po jednej gwiazdce, czyli określone zostały jako buble. Jako pierwsza pecha miała produkcja polsko- brytyjska sygnowana przez Paula McCreesha z nagraniem Grande Messe de Morts Hektora Berlioza, druga to płyta z nagraniem Pasji wg św. Marka Pawła Mykietyna. Zmieniając na chwilę obiekt odniesień, w recenzji Romany Zaitz pojawił się ciekawy akapit w kontekście recenzji płyty z utworami fortepianowymi Andrzeja Dziadka (wydanymi a jakże przez Acte Prealable): „Ponadto nie sposób nie docenić pracy i odwagi, jakiej wymaga popularyzacja muzyki współczesnej”. Szkoda tylko, że ta praca doceniania jest tylko w stosunku do jedynego właściwego wydawcy, bo reszta, a już zwłaszcza Narodowy Instytut Audiowizualny, wydaje albo same buble… albo praca popularyzatorska jest najzwyczajniej w świecie pomijana milczeniem przez redakcję (czy w stosunku do wydawnictwa DUX, wydawnictwa Bołt, czy Monotype Records )… wracając do recenzji   S. Banasiaka. Nagraniu McCreesha oberwało się najbardziej przez wydanie albumu, bo muzyka nagrana tu posłużę się cytatem Stefana Banasiaka, trochę na złość, aby unaocznić absurd recenzji niewłaściwego wydawnictwa: „Jak przystało na tak monumentalne i okazałe dzieło jego realizacja stoi na wysokim poziomie. Wszystko brzmi pięknie, elegancko i stanowi przykład muzykowania na światowym poziomie”… można i słusznie podrapać się w głowę… to jak… muzycznie (a o to chyba w nagraniu chodzi) realizacja stoi na wysokim poziomie a nagranie ocenia recenzent jako bubel… to chyba coś tu nie tak…! Ale dalej w recenzji wydawnictwa znajdujemy przykład porównawczej ekwilibrystyki recenzenta stanowiącej bez cienia przesady ewenement w polskim piśmiennictwie krytycznym: „Okładka jest połyskująca, odblaskowa w kolorach różowo- filetowych, niczym książka zawierająca informacje o najnowszych modelach lalki Barbie lub katalog wakacyjnych szaleństw Paris Hilton”. Naprawdę ten akurat cytat powinno się pokazywać każdemu studentowi chcącemu w przyszłości pisać recenzje, z dopiskiem mistrzostwo świata absurdu... ale z drugiej strony porównania nie biorą się z nikąd, stanowią wyraz zainteresowań krytyka… co mówi samo za siebie. Czyniąc drobną aluzję… jeżeli czynię porównanie dajmy na to do jakiejś książki, oznacza to, że książkę przeczytałem i ją znam… a zatem oceniając moim kryterium słowa recenzenta zakładam, że trzymał w ręku książki i katalogi o których napisał. Dalej jest równie zabawnie: „Na osobne słowa zdziwienia zasługuje sam pomysł wydawania po raz kolejny nagranych już wielokrotnie dzieł.” Można tylko odetchnąć z ulgą, że podobnego toku myślenia nie mają wybitni artyści… w przeciwnym razie nie moglibyśmy dzisiaj delektować się kolejnym nagraniem Koncertów Chopina… nie byłoby genialnej płyty z tym koncertami Blechacza, czy Zimermana… tylko za przeproszeniem siedzielibyśmy w grajdołku estetyki z lat dajmy na to czterdziestych (nie oznacza to, że takie nagranie byłoby złe) i tłoczyli nagranie- jedyne właściwe z interpretacją Koncertu Chopina… przykłady można mnożyć i cieszyć się, że myślenie to jest jedynie odosobnionym zdaniem „pewnego” krytyka… w kontekście krytyki Pasji Mykietyna intrygujący jest sam przedmiot krytyki… wydaje się, że kompletnie zaślepiła krytyka chęć- za przeproszeniem- dowalenia samemu kompozytorowi, za sam fakt odważenia się podjęcia tematu. Można Banasiakowi przyznać rację, że może budzić mieszane uczucia scena biczowania (według mnie nieco monotonna- po drugim powtórzeniu zaczyna być zwyczajnie męcząca), ale fakt, że krytykowi kojarzy się z „filmami porno”, świadczy o poziomie samego piszącego, aby nie być gołosłownym zacytuję: „Trudno też zrozumieć pojękiwania wybitnej śpiewaczki Urszuli Kryger. Przypominają one ścieżkę dźwiękową z filmu porno”. Kolejne skojarzenie, też świadczy o prywatnych konotacjach, bowiem Stuhr jako Piłat (według mnie jeden z ciekawszych pomysłów Mykietyna) kojarzy się Banasiakowi ze „Światem według Kiepskich” (co jest akurat niesłychanie absurdalną konotacją, bo recenzent porównanie wziął ewidentnie wysoko z sufitu) i ze stadionowymi kibolami… co również jest pudłem… ale przy tej okazji śmiem twierdzić, iż autor recenzji nie był w ostatnich latach na meczu i kiboli o których pisze nigdy nie słyszał… ale to już pomijam. Jeden jednak cytat jest z recenzji o pasji wyjątkowo trafiony: „W książeczce są wielkie zachwyty i peany o Pasji Mykietyna, niezrozumiałe dla słuchacza. No cóż każdy swoje chwali. Cytat brzmi wyjątkowo komicznie gdy przewrócimy stronę dalej. Płyta z wytwórni Acte Prealable- niezauważona w zasadzie przez szerszą krytykę, co oczywiście jest winą braku dotacji Państwowych- otrzymuje ocenę „wartościowej” z czterema gwiazdkami. Dla porównania dokładnie taką samą ocenę otrzymała płyta Dudamela z „dziewiątą” symfonią Bruknera, „drugą” symfonią Sibeiusa oraz Symfoniami 4 i 5 Nielsena. Po tym krótkim, acz z cała pewnością wartościowym przeglądzie recenzji sprzed ponad roku, wracamy do teraźniejszości. W nowym styczniowym numerze miesięcznika znajdujemy zrecenzowanych siedem płyt własnego wydawcy (9 płyt innych wydawców)… jak ulał pasuje tu zatem cytat ze Stefana Banasiaka: „Każdy swoje chwali”… bowiem sześć płyt zostało uznanych przez recenzentów jako płyty wybitne, jedna otrzymała miano płyty miesiąca a jedna dostała gwiazdek cztery, co oznacza, że jest nagraniem wartościowym (co nie dziwi, w końcu otrzymujemy Chopina na flecie i marimbie)… zatem po kolei… pomysł opracowań Chopina na flet i marimbę, czy pojawiający się w nagraniu wibrafon- o czym redakcja w podpisie pod płytą nie pisze (autorowi zwrócił na to uwagę Łukasz Kaczmarek, recenzent albumu) pozostawiam bez komentarza… nie podejmuję się też dziś merytorycznej dyskusji z recenzentami, na temat muzyki i wykonań… ale kilka cytatów- swoistych popisówek- recenzentów miesięcznika podam. Arkadiusz Jędrasik: „Acte Prealable już od 15 lat specjalizuje się i słynie (!!!) w promowaniu zapomnianej muzyki w wykonaniu wybitnych polskich artystów. Oferuje melomanom i artystom nie tylko interesujący repertuar w bardzo dobrym wydaniu, ale i przepiękną oprawę graficzną oraz starannie przygotowane książeczki.”… Paweł Chmielowski: „Ten rok jest szczególnie ważny w kontekście osoby Ludomira Różyckiego, albowiem przypada w nim jego 130. rocznica urodzin oraz 60. rocznica śmierci (1883- 1953). Znając realia można przypuszczać, iż w naszym kraju, który zapewne będzie zajęty organizowaniem imprez poświęconych wybitnym kompozytorom zagranicznym, takim jak Verdi, Wagner czy Milhaud (NOSPR), nikt z decydentów nie dostrzeże owego ważnego faktu, honor Polaków jak zawsze uratuje jedynie wytwórnia Acte Prealable.” A zatem można odetchnąć honor polaków uratowany… a tak na poważnie… Paweł Chmielowski wprowadził tym samym nowe metody piśmiennictwa. Już nie liczą się fakty, ale uczynione w trybie przypuszczającym, przyszłościowe dywagacje… ale jeszcze jedno. Sam recenzent odpowiada dlaczego tak a nie inaczej sprawa wygląda. W przypadku Verdiego, Wagnera czy Milhauda mamy do czynienia z WYBITNYMI, powtórzmy wybitnymi kompozytorami. Wagner ma kolosalne znaczenie, podobnie zresztą Verdi… zadajmy pytanie z całym szacunkiem dla ważnego dla Polaków Różyckiego… jaki wkład wniósł w światową, ewentualnie europejską literaturę muzyczną? Niestety… tylko kilku kompozytorów zasługuje na miano wybitnych… i obojętnie jak promować będą recenzenci z Muzyki 21 muzykę kompozytorów bez wątpienia ciekawych, ale nie wybitnych wydawanych przez swojego pracodawcę, nie zmienią tego stanu rzeczy. Po raz kolejny recenzenci i redakcja miesięcznika udowadniają, że nagrań wydawanych przez swojego wydawcę nie należy recenzować… recenzje te bowiem zmieniają się w teksty niezwykle kuriozalne i pseudo- promocyjne, do czego redakcja jakoś uparcie nie chce się przyznać strugając „dudka” i udając, iż piszący zachowują chociażby cień obiektywizmu… a w rzeczywistości recenzje nie są obiektywne, ale do przesady subiektywne… jak mówi klasyk „każdy swoje chwali”… redakcja miesięcznika w autopromocji przekracza konsekwentnie granice nie tylko przyzwoitości, ale i dobrego smaku… no ale jak inaczej skoro tylko Acte Prealable ratuje wciąż honor nas, Polaków… szkoda, że w tej swojej misji propagowania muzyki polskiej- za przeproszeniem- nie wyściubia redakcja nosa poza swoje podwórko, bo poza tym podwórkiem dzieje się sporo… sporo dobrze zinterpretowanej i wydanej muzyki. Pozostaje mieć nadzieję, że czytelnicy miesięcznika nie opierają swoich muzycznych sądów wyłącznie na tekstach zawartych w miesięczniku… choć w sumie nie, wróć… biorąc pod uwagę z jaką siłą promują swojego wydawcę recenzenci pozostaje się cieszyć, iż czytelnicy miesięcznika nie opierają swojego zdania wyłącznie na tekstach i recenzjach pisanych w periodyku… dowodzi temu dostępność płyt wytwórni i nieobecność ich wśród płyt nagradzanych jako płyty roku… bodajże wśród zeszłorocznych Fryderyków nie ma ani jednej płyty z wytwórni Acte Prealable natomiast jest kilka propozycji DUX-u… W poznańskich empikach i sklepach muzycznych nie udało mi się trafić na żadną płytę wytwórni, co raczej nie świadczy o tym, że płyty idą „jak świeże bułeczki”, a raczej o nikłym zainteresowaniu… być może to taka „nagroda” za przesadę w autopromowaniu swoich produktów… warto na koniec dodać jaki obraz polskiej fonografii próbuje przedstawić tym sposobem recenzowania redakcja miesięcznika, bowiem czytelnik może odnieść wrażenie, że Polska to malutki fonograficzny- za przeproszeniem- grajdołek, w którym w zasadzie wbrew wszelkim nieprzychylnym Państwowym, niszczącym ową bohaterską wytwórnię decyzjom, istnieje tylko jedna wytwórnia płytowa…

Mogę powiedzieć z całą pewnością, że będę się produkował jeszcze nie raz na ten temat. W sumie dla mnie to dobrze, bo przynajmniej jest o czym pisać… a redakcja, cóż w zasadzie sama z siebie gra tak, jak dziś zagrali nasi szczypiorniści w meczu z Węgrami… dostali wynik na własne życzenie trochę tak jak redakcja magazynu… im więcej błędów tym gorzej… każda recenzja swojej płyty, każda nachalna autopromocja jest strzałem do własnej bramki… a zatem ostatni numer to siedem strzałów do własnej bramki, która jest w tej chwili bez bramkarza…

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowni Państwo,
    W Państwa tekście dwukrotnie pojawiło się moje nazwisko, czuję się więc zobowiązany ustosunkować do tego:
    1.: "Łukasz Kaczmarek- pytanie do Agnieszki Maruchy: „Przyczynkiem do naszej rozmowy jest pani kolejna płyta. ..."
    Wywiad ten przeprowadzał Arkadiusz Jędrasik, nie Łukasz Kaczmarek.
    2.: "pomysł opracowań Chopina na flet i marimbę- recenzent- Łukasz Kaczmarek- wspomina o wibrafonie, choć w spisie instrumentów nie ma o tym mowy- pozostawiam bez komentarza… "
    Tak, to jednak jest wibrafon, o czym można dowiedzieć się w książeczce dołączonej do płyty, bądź też zerkając na tylną okładkę. Autorem opisów (metryczek) do płyty nie są recenzenci, zatem to nie oni są za nie odpowiadzialni.
    Pozdrawiam Państwa,
    Łukasz Kaczmarek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Panie.
    Rzeczywiście, przepraszam za moją pomyłkę, trudno jest mi się w tej chwili wytłumaczyć z niedopatrenia-, gdyż w magazynie rzeczywiście widnieje przy obydwu tekstach nazwisko Arkadiusza Jędrasika, oczywiście w tekście zaraz poprawię... co do drugiej uwagi, rozumiem, iż redakcja wprowadziła mnie- jako czytelnika w błąd, bowiem podpis redakcyjny wyraźnie świadczy o tym, iż Nicholas Reed gra wyłącznie na marimbie...
    dziękuję za zwrócenie mi uwagi na moje niedopatrzenie i jednocześnie przepraszam za nie
    Pozdrawiam serdecznie
    Mikołaj Szykor

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję za odpowiedź.
    No tak - nie zawsze pojawiają się pełne informacje w metryczkach płyt.
    Jeszcze raz pozdrawiam Pana,
    Łukasz Kaczmarek.

    OdpowiedzUsuń