12 czerwca 2014

Dieta, czyli zaczynam od jutra.


Dojść do decyzji o konieczności przejścia na dietę jest łatwo. Schody zaczynają się drugiego/ trzeciego dnia. Sam jadłospis, jest tu sprawą- jak mi się wydaje- drugorzędną. Po czwartym podejściu, postanowiłem coś napisać… może ten tekst będzie w jakimś stopniu motywatorem…

Krok pierwszy decyzja
Tu jest łatwo. Pojawia się „oponka”, znajomi nieco- czasem może nieświadomie- dogryzają, a Ty wkładając swoją ulubioną taliowaną koszulę zauważasz, że za cholerę się nie dopniesz! Albo, że bezczelnie rozłazi się Tobie ona na klatce piersiowej, nie mówiąc już o brzuchu. Znajomi więc mieli rację… Czas coś w reszcie zrobić. No i jeszcze zbliżają się wakacje.

Krok drugi przygotowania
Już napotkasz schody! Gorąco, więc marzy się Tobie zimne piwo, lody, napoje gazowane, a na pierwszym spotkaniu z dietetykiem dowiadujesz się, o tym, że o piwie i napojach możesz zapomnieć na czas diety, a lody to sam cukier. Ok.! Nie jest przecież tak źle. Do czasu. Stoisz w kolejce z tym cholernym zdrowym żarciem, a przed Tobą? Zgrzewka piwa, druga, o i pan dwie kolejki obok też kasuje piwo. Już to przerabiałem. Moja rada jest jedna. Gdy przyjdziesz do domu zjedz albo wywal najpierw wszystko co nie będzie Ci w diecie potrzebne. Unikniesz tym samym codziennego żałosnego patrzenia na produkty, które do tej pory wcinałeś na potęgę, ale przecież u dietetyka dowiedziałeś się, że jesz same śmieci. Aha! Popij to zimnym piwem, na pożegnanie. Testowałem to całkiem niedawno. Po kilkumiesięcznych dogryzaniach, stwierdziłem że coś jest na rzeczy! Przekonało mnie ostatecznie, że nie mieszczę się w ślubny garnitur- choć ponoć mężczyzna po ślubie zawsze tyje… No i pierwszy dzień minął spoko, drugi nieco ciężej, trzeci luz… czwarty? Cholera! W lodówce mamy serek mascarpone, któremu za chwilę skończy się data… No i… Ania zrobiła najlepsze na świecie tiramisu, które uwielbiam, a które co by tu mówić jest mocno kaloryczne. To mnie złamało. Plany wzięły w łeb. Potem? Standard. Nie mamy nic na obiad. Pizza. No dobra. Jednogłośnie więc podjęliśmy decyzję, aby w weekend pozbyć się wszystkiego co nam przeszkadza.


Krok trzeci czas na dietę
Skoro usunęliśmy wszystkie elementy odstraszające, czas na dietę. Osobiście wytestowałem opcję z dietetykiem. Efekty? 15 kg w dwa miechy- w tym dycha w pierwszym miesiącu. Mogło być lepiej, ale dla mnie to i tak był spory sukces. A sama dieta? Jest możliwa. Nie ma głodówki, co ważne, a produkty? Totalnie inna bajka w porównaniu do tego, co kiedyś. Aha no i nie jem cztery godziny przed spaniem, co jest ogromnym sukcesem, biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno standardem była pizza na dobranoc, albo przynajmniej chipsy.
Pamiętam, jak ostatni raz szliśmy z Anią z koszykiem pełnym zdrowego jedzenia, jakieś dorsze, jakieś indyki, wołowina, kurczak, warzywa, owoce- no dobra kiwi, jabłka i ananasy. Ania wtedy mówi, „przecież to nie nasz koszyk… nie ma makaronów, pizzy mrożonej- w razie „w”, nie ma chipsów, piwa”. Fakt to nie był nasz sposób odżywiania się, ale może to dobrze? W końcu nigdy nie jest za późno, żeby zacząć jeść zdrowo?

Krok czwarty wspomagacze!
Tu nie będzie mowy, o jakiś cud- tabletkach, slim-kawach i i hiperdietetycznych batonikach, którymi obżerają się na potęgę ludzie chcący schudnąć, a które w rzeczywistości wspomagają tylko i wyłącznie irytację. Wspomagaczami są tu… bieganie, rolki, rower, i wszelkiej maści ćwiczenia rozciągające. Ale nie tylko. Osobiście przetestowałem kilka opcji, które odciągają myśli od jakichkolwiek odstępstw. Wydrukuj jadłospis (sorry, nie lubię tego określenia, kojarzy mi się z tanimi barami i komuną) i powieś w widocznym miejscu. Po drugie rób zakupy raz w tygodniu z dokładną listą. Po trzecie kup sobie kilka mini przekąsek, które powinien zlecić dietetyk… potrafią one uratować… ja miałem lekki serek wiejski; paczkę ciasteczek Be-Be- małą; owocowe deserki- po odlaniu słodkiego syropu; tatar, którego do dziś nie spróbowałem. Szału nie ma, ale pierwszy głód zostaje zaspokojony.


Krok piąty i ostatni!
Efekty, mobilizują najbardziej. Dlatego ważne jest regularne ważenie się! Choć w sumie widać je gołym okiem. Koszule się dopinają, zaczynasz nosić pasek do spodni- nie tylko w formie ozdoby. I najważniejsze! Podobasz się… sobie! To jest właśnie najważniejsze! Ustal, sobie cel. 
To Ty masz siebie zaakceptować!

Jeżeli właśnie zaczynasz- tak jak ja, to Powodzenia i piszcie o efektach!


A na zachętę, Nasza- no dobra, Ani- wersja jednego z dietetycznych obiadów. Zmodyfikowany, po naszemu. Indyk zamieniony został na udka z Kurczaka, doszła marchewka i gruszka. Czy było tak dietetycznie, jak być miało być? Pewnie nie, ale to na zachętę. Od jutra będzie dietetycznie ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz