2 kwietnia 2015

MAM NA BIURKU 40 NOWYCH PŁYT, 10 ROZPOCZĘTYCH WPISÓW I MAŁEGO TRZYTYGODNIOWEGO SYNKA...


Wiem, że kolejność powinna być zasadniczo inna, bo w momencie, kiedy mały „pamperek” pojawia się w życiu, wszystko schodzi na dalszy plan, ale też z drugiej strony, płyty, które normalnie byłyby osłuchiwane w dalszej kolejności teraz traktuję dzięki mojemu zapotrzebowaniu na muzykę nieco spokojniejszą, użytkowo z pełną premedytacją.
Celowo, wyszukałem w całej stercie najnowszych nagrań płyty bardzo bezpieczne dla malucha. Płyty, które może nie tyle zna (wiele się przecież mówi o „ciążowym” słuchaniu muzyki), ale które mogą być dla niego przyjemne. Stąd też wybór jak na mnie niecodzienny… Franck, Massenet, Saint-Saëns, Fauré, Ravel, Dvorak, jakiś tam barok pojawił się przy okazji, Chopin i Weinberg. No dobra, pojawił się jeszcze mój ukochany Marcus Miller z nowym albumem Afrodeezia, ale… to jest Marcus. Wyjątek tylko potwierdzający regułę.

Klasyka? To brzmi fajnie.

Jakoś tak zacząłem bardziej spokojniej. Klasycznie, niby przewidywalnie, a jednak momenty zaskakujące się tu pojawiały. Czy działały na Antka, to już trudno ocenić, ale był spokojny. Choć czy spokojny, to dobre określenie? Już ponad trzytygodniowy maluch zazwyczaj (choć wiem, że nie zawsze) jest spokojny i zazwyczaj dużo śpi.
Nagrania, mimo wszystko nieco tracą w zderzeniu z taką akurat noworodkową rzeczywistością, bo nie istotne jest już „kto i jak”, ale czy małemu to nie przeszkadza, jak on na to wszystko dookoła reaguje. A skoro już nie przeszkadzało, to jakby „przy okazji” mogłem skupić się na moim indywidualnym odsłuchiwaniu. A tu pojawiło się kilka zaskoczeń, choćby brany na pierwszy ogień 

Mieczysław Weinberg.


Mieczysław Weinberg Dzieła na skrzypce i fortepian.
Jakby zachowawczy ten Weinberg, a przecież lata 40- te ubiegłego wieku już powolutku przynosiły śmielsze próby kompozytorskie. Weinberg jest może i zachowawczy, ale generalnie rzecz ujmując bardzo w odbiorze przyjemny. Klasycznie, jakby neoromantycznie przystępny i relaksujący. Bo jest taki moment w życiu, kiedy nie ma się ochoty na poszukiwania i kiedy trzeba na półkę odstawić na moment awangardy i inne free-jazzy. Owszem, nie ukrywam… czekają na mnie i to w najbliższym czasie Braxton, Parker, Damasiewicz i inni estetycznie odlegli od klasycznie kojącego idiomu muzycznego… ale muszą oni nieco się jeszcze uleżeć. Paradoksalnie awangardowa muzyka potrafi być nie tylko kojąca, ale i fantastycznie oczyszczająca… Ale ja tu o Weinbergu. No więc mamy neoromantyczne skrzypce i fortepian. Celowo nie zaglądałem przed włączeniem nagrania do książeczki dołączonej do płyty, choć interesująca z naszego punktu widzenia, mamy przecież nagrania zapomnianego kompozytora. W gruncie rzeczy to wszystko akurat dzisiaj ma drugorzędne znaczenie. Ważny jest tu maluch i to w jaki sposób daną muzykę odbiera.

Jest Chopin, bo musi być Chopin.


To, że uwielbiam Koncerty Fortepianowe Chopina pisałem wielokrotnie. Nic tu się też nie zmieniło, dlatego wykorzystałem pretekst i poprosiłem o nagrania koncertów Chopina niezastąpiony w takich sytuacjach DUX. Tatiana Shebanova bez dwóch zdań chopinistką była znakomitą, o czym świadczy wydany również przez DUX fantastyczny komplet wszystkich dzieł Fryderyka. Tym razem jednak stwierdziłem, że warto sięgnąć po to co dla mnie najlepsze, czyli Koncerty (wydane w ramach Wszystkich dzieł na Fortepian i Orkiestrę). Shebanova wybiera tempa raczej wolniejsze, co daje bardzo przyjemne, przemyślane i kunsztowne interpretacje. Nie ma tu jakichś zagonionych fragmentów a time’ing całości jest bardzo dobrze rozplanowany. Początkowo wydawało mi się nawet, że tempa ma pianistka minimalnie za wolne, ale nie. Będąc konsekwentną jest jednocześnie bardzo w swej interpretacji precyzyjną. Żaden przebieg nie jest mówiąc wprost „przeleciany”. Ot, taka iście perlista gra. A jak reaguje na to mały? Cały dzień sącząca się z radia druga- wolna część wyraźnie g uspokaja… i o to chodzi.

A może tak zahaczyć o barok?

Czemu by nie. Składanki dla maluchów obfitują wręcz w barokowe hiciory, więc i tu konsekwentnie zaproponowałem pewną płytę. Nieoczekiwanie zaskakującą. Muzyka wDreźnie za panowania Augusta II Mocnego bo tak brzmi pełny tytuł projektu, to utwory Vivaldiego (nazwisko akurat mało zaskakujące), Veracini’ego (tu już zaskoczenie może nieco większe) i totalnie mi nieznanych- i nie ma co się na to oburzać- Johanna Friedricha Schreyfogela, Johanna Davida Heinichena i Felippo Benny. Ogromny plus dla wykonawców- znakomici Martyna Pastuszka (skrzypce), Marcin Świątkiewicz (klawesyn) i Krzysztof Firlus (viola da gamba), którzy oprócz tego, że sięgnęli po jedno z- nazwijmy to- nazwisk obowiązkowych nagrali utwory bardzo mało znane. Nie będę ukrywał, że jakoś nałogowo nie siedzę w muzyce barokowej, a tak na serio, to oprócz bachowskich Pasji (z moim ukochanym Andreasem Schollem), kilku wykonań jego Mszy h-mollowej, paru Kantat, Magnificatu i Wariacji Goldbergowskich granych przez Glenna Goulda, Mesjasza Haendla i kilku koncertów instrumentalnych baroku nie słucham, bo niespecjalnie lubię i pomimo, że w wielu przypadkach wykonawstwo historycznie jest dla mnie przerostem formy nad treścią, to jednak tej płyty słuchało mi się bardzo sympatycznie. Bez jakichś większych muzycznych doznań, bo te zostawiam mimo wszystko na Bacha, ale to nagranie jest na serio dobre. Muzycznie nie można mu nic specjalnie zarzucić, a mały się uspokajał, więc i cel osiągnięty.

Mały fajnie reaguje na skrzypce, więc…


Le violon Francais to też ciekawa płyta. Christian Danowicz (skrzypce) i Anna Rutkowska- Schock (piano) postawili na numery może nieco oklepane Meditation from Thais Masseneta czy Introduction et Rondo capriccioso Saint Saënsa to raczej już wiolinistyczne klasyki , ale jednak wykonanie stoi muzycznie na wysokim poziomie, więc tez niespecjalnie jest się do czego przyczepić.

…I przemyciłem mu też altówkę

Frank, Brahms… i altówka. Lubię ten instrument. Przez taką niespotykaną pełnię brzmienia, takie ciepło brzmienia. Skrzypce odstraszały mnie momentami. Altówka raczej była kojąca. Samemu nagraniu nie sposób nic zarzucić (bardzo dobra gry zarówno altowiolistki Elżbiety Mrożek-Loski, jak i pianisty Zbigniewa Raubo), a że jest to moje drugie czy trzecie nagrania z altówką w roli główniej, nie wiem, czy Sonaty Francka i Brahmsa nagrywane są często, więc ciężko jest mi się jakoś interpretacyjnie do samego nagrania odnieść. Dla mnie osobiście jest ciekawie.
Mały jest generalnie spokojny. Zastanawiam się, na ile jest to zasługa muzyki, a na ile jego samego. Raz widzieliśmy z Anią, że pięknie reaguje na „żywe” skrzypce. Zrobił wielkie oczy i nasłuchiwał… a  sama muzyka, po prostu leci w tle…

Za nagrania dziękuję firmom RECART (Weinberg) i DUX (cała reszta ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz