23 lutego 2016

Trzy magiczne nagrania od ECM-u, które zmieniły na chwilę czasoprzestrzeń.

Eight Winds
ECM ma niezwykle specyficzną estetykę nagrań. Słuchając nagrań masz wrażenie, jakby czas przestał istnieć… tak zawieszony w tej magicznej czasoprzestrzeni odbierasz tą muzykę niezwykle wręcz emocjonalnie, jako pomost między ciszą a muzyką. Dochodzisz więc do takiego miejsca, w którym muzyka jest ciszą, a cisza muzyką.
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tych nagrań, bo z Universalem umówiony byłem na nowe nagranie Enrico Ravy. A tu miła niespodzianka, choć nieco tajemnicza.

Luys i Luso
Tigran Hamasyan i Sokratis Sinopoulos Quartet.
Tigran zaproponował armeńską muzykę sakralną w przekroju od wieku V do XX na preparowany fotepian i chór (Yerevan State Chamber Choir). Patent niby znany, bo już ograny na kilka możliwych sposobów (genialny Garbarek z Hiliard Ensemble, czy jedno z nagrań Paolo Fresu), ale jednak przy talencie i wrażliwości Tigrana potrafiący zaskoczyć. Dla mnie jest to jedno z najciekawszych nagrań ubiegłego roku. Wypełnione ciszą, kontemplacją każdego pojawiającego się dźwięku, rozciągające w taki niecodzienny sposób czas… słuchasz tego nagrania i jakby czas się zatrzymał. Co mnie szczerze zaskoczyło w tym nagraniu, to fantastyczne bawienie się nastrojami i kontrastami. Tigran potrafi być jednocześnie melancholijny, innym razem zaskakująco dysonujący i przy tym… uciekło mi słowo… o, gwałtowny. Zabawa nastrojami i wpływa na generalnie metafizyczny wydźwięk tego albumu.

Sokratis Sinopoulos Quartet to o tyle zaskoczenie, że nie spodziewałem się kwartetu z lirą. Kwartetu… no właśnie chciałoby się napisać jazzowego. Ale właśnie w tym miejscu, ta muzyka wyłamuje się z jazzowej konwencji, choć czy na pewno? Jest to muzyka pełna sprzeczności. Mamy przecież jazzową bazę w postaci sekcji, piano (świetny Yann Keerim), bas i bębny. I do tego Sokratis z lirą. Nie spodziewałem się tak dobrej płyty. Choć z drugiej strony przecież to ECM. Ma ta płyta absolutnie genialne momenty, w których Sokratis po prostu chwyta za gardło. I tu jest cała magia tego nagrania. Niepozornie, ale jednak płyta zostaje ze słuchaczem na długo, obejmując go swoją estetyką  delikatnie kołysząc. Absolutnie magiczne nagranie...

Wild Dance
Czym zaskoczył mnie Rava? Zastanawiałem się, czy Rava może mnie czymś muzycznie zaskoczyć. To znaczy też, żeby nie było nieporozumień. Rave uwielbiam bezwarunkowo i każde jego nagranie jest dla mnie cholernie ważną płytą. Ale jednak udało  mu się mnie zaskoczyć. Rava jest w moim odczuciu nieco bardziej jakby mainstreamowy na tym nagraniu. Jakby odszedł na moment z free, w stronę jazzu jednak nieco bardziej tradycyjnego. Jest kilka elementów, dla których tą akurat płytę umieściłem w rocznym zestawieniu, najlepszych nagrań zeszłego roku, ale nie uprzedzajmy faktów. Bałem się trochę tego puzonu, bo choć nie mam nic przeciwko, jednak w jazzie, jakoś niespecjalnie przepadam. Niepotrzebnie. Bo Petrella jest świetny i daje od siebie bardzo dużo. Z pięknym brzmieniem, ciekawymi pomysłami sprawia, że samo nagranie okazuje się bogatsze.

Miałbym problem, żeby wybrać jedną płytę z tych trzech, choć skłaniam się nieco w stronę Sokratisa. Ze względu na genialnie kojący charakter nagrania. Ale jestem tego zdania, że warto sięgnąć po te trzy płyty. Będzie to kilka godzin spędzonych w towarzystwie świetnej muzyki i genialnych muzyków.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz