15 lutego 2016

Znów trzy biografie od SQN, które powinieneś przeczytać…

  
Tym razem mam od wydawnictwa SQN trzy biografie z trzech różnych światów. Jest więc Andrzej Niemczyk, Steven Gerrard i Bird z Johnsonem, czyli w skrócie trzy wielkie sportowe światy. Siatkówka, Premiere League i NBA… A Ty, co wybierasz?

Zaczynamy od Niemczyka. Sentymentalny powrót do żeńskiej polskiej siatkówki z lat najświetniejszych. Pamiętam te momenty, kiedy nasza żeńska reprezentacja, zdobywała złote medale na Mistrzostwach Europy w 2003 i 2005 roku. Ale te medale poprzedzone były walką Niemczyka z nowotworem, z którym zmagał się od roku 1995, z którym ostatecznie wygrał po 10 latach.

Dobrze się stało, że ta książka została wydana. Jakoś tak się stało, że w którymś momencie, przestałem się interesować damską „siatką”. Narastało to w momencie kiedy Niemczyk przestał trenować żeńską reprezentację, wyniki leciały w dół jak w ostatnich dniach nasza giełda i wszystko się sypnęło. I właśnie dlatego było warto czekać na tą książkę. Niemczyk po kolei buduje całą historię dlaczego odszedł, dlaczego w takiej atmosferze, a czytelnik sam sobie może odpowiedzieć, czy rzeczywiście on za to ponosi odpowiedzialność. Prawda leży pewnie gdzieś pośrodku, ale zdecydowanie bliżej mi do wersji trenera, niż wersji przedstawianej kiedyś przez zarząd. Książka przynosi mi też wiadomości o wczesnej karierze Niemczyka. Dlaczego tak szybko zajął się trenowaniem, dlaczego osiągnął takie sukcesy i dlaczego pozwalał swoim siatkarkom na więcej niż inni trenerzy. Ale jest też kilka motywów, które utkwiły mi w pamięci, jak historia z przemytem dolców w piłkach szytych przez znajomego Niemczyka, czy ukrywanie się przed wojskiem w szafie.


Gerrarda nie mogłem sobie odmówić, jako zdeklarowany fanatyk Premiere League. Dla mnie zawsze była to liga inna niż wszystkie, z jedyną w swoim rodzaju atmosferą. Nawet hiszpańska liga się chowa, (z całym szacunkiem dla Barcy), tak samo niemiecka, nie mówiąc już o zmanierowanej, choć nie pozbawionej pewnej piłkarskiej pasji lidze włoskiej. Ale też umówmy się. Sercem, od dzieciaka byłem za Man United. Ale to było za czasów Solskjaera, Scholesa, genialnie grającego Beckhama, który zepsuł się w Realu, Cole’a, Giggsa i ten finał z Bayernem w Lidze Mistrzów… mmm to były czasy. Ale my tu o Liverpoolu. Obojętnie komu się kibicowało, będąc fanem Premiere League nie można było nie szanować Gerrarda. Kapitana i legendy Liverpoolu a obiektywnie patrząc jednego z najlepszych pomocników na świecie. Właściwie doszedłem do pewnej konstatacji. Anglia dała piłkarskiemu światu, najlepszych pomocników, tak jak Argentyna i Brazylia najlepszych napastników, a Włochy obrońców. Choć to już pewnie mój punkt widzenia. Ale wracając do rzeczy.

Gerrard to prawdziwy lider. Nie tylko na boisku, ale i poza nim. Jako kapitan starał się być oparciem dla kolegów, choć sam bardzo emocjonalnie podchodził do swoich występów. Wystarczy przeczytać początek książki, kiedy rozpamiętuje swoją słabszą chwilę w meczy z Chelsea. Ale ta emocjonalność wynika z tego, że Gerrard jest zawodnikiem, który na boisku zostawia nie tylko kawał zdrowia, ale przede wszystkim serce. Pod względem językowym, nie jest to jakoś najsilniejsza propozycja, od SQN, ale z drugiej strony, książkę czyta się przyjemnie, więc nie ma co się za bardzo czepiać.
Gerrard kapitan. Wystarczy poczytać fragment o jego rozmowach z Torresem czy 
Suarezem o zostaniu na Anfield. O ile w przypadku tego pierwszego się nie udało, bo ostatecznie kupiło go Chelsea, to Suarez został w Liverpoolu, w czym chyba największy udział miał właśnie Gerrard. Taki był właśnie Steven. Oddany klubowi, myślący tylko o nim, i o tym, jak wygrać kolejny mecz. Absolutna legenda światowego futbolu.


Jeżeli miałbym określić książkę Larry vs Magic jednym słowem, to jest to książka przepełniona szacunkiem. Fajnie czyta się książki, w których pomimo różnic klubowych, koszykarze darzą się ogromnym szacunkiem. Jak mówi Magic we wstępie do książki: „Zawsze chciałem móc pracować z Larrym nad projektem takim jak ten. Miłość i szacunek, jakimi go darzę, są szczere. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak on”.

Ale najlepiej treść książki oddaje krótki cytat umieszczony z tyłu okładki:
Kiedy zaczynali, byli największymi wrogami. Skończyli jako przyjaciele na całe życie.
Nie pamiętam tych czasów NBA. Ale teraz widzę, że musiały być to magiczne momenty. Bird z Johnsonem byli jak magnesy. Każdy z nich i oni razem mieli niesamowity wpływ na ligę wtedy kiedy grali, jak i po zakończeniu kariery. Śmiało można powiedzieć, że byli jednymi z tych, którzy NBA ukształtowali i dzięki którym sama liga uważana jest za najbardziej widowiskową na świecie.


Ale jest to też jedna z najlepiej napisanych książek, jakie ostatnio czytałem. W czym pewnie zasługa Jackiego Macmullana. Czytając przesiedziałem kilka wieczorów na yt, tylko po to, by zobaczyć zagrania Magica i Birda. To były świetne czasy i jednocześnie czasy, kiedy NBA zaczynało być najbardziej widowiskową ligą na świecie. Ta liga nie byłaby taka gdyby nie Magic, Bird, Jordan, O’neal, Iverson, Carter, Bryant, teraz James, Anthony… historia jest pisana na naszych oczach, ale fajnie, móc wrócić do tego co już było i co ukształtowało tą ligę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz