Jan Kulczyk był bez dwóch zdań postacią niezwykłą i to
trzeba powiedzieć niezależnie od tego, czy się go lubiło czy nie. Dla wielu był
on synonimem przekrętów, dla równie wielu hojnym filantropem, a dla niewielu,
choć jest i taka grupka Jan Kulczyk żyje gdzieś na małej wysepce i patrzy na
wszystko z daleka.
Szczerze mówiąc nie mam z tą książką, jakichś większych
problemów. Świetnie napisana przez Cezarego Bielakowskiego i Piotra Nisztora
biografia, którą czyta się błyskawicznie. Największą zaletą tej książki, są
rozmowy, które udało się przeprowadzić jeszcze przed śmiercią we Wiedniu z
Janem Kulczykiem. Nie wiem, na ile był on szczery w swych wypowiedziach, a na
ile nie. Pewnie prawda leży gdzieś po środku, choć w sumie, nie mi to teraz
oceniać. Te wypowiedzi musiały się pojawić, zwłaszcza w kontekście wielu
niedomówień, jakie towarzyszyły niektórym interesom najbogatszego polaka.
Właśnie i to słowo „najbogatszy” jest kluczowe dla kontekstu
w jakim odbierany był Jan Kulczyk. Wielu zarzucało mu układy. Z drugiej strony
kto z nas, będąc na jego miejscu z układów by nie korzystał. Mam taką swoją
cichą teorię, że zawiść jest domeną ludzi niespełnionych. I to rzeczywiście się
potwierdza, bo najgłośniejszymi krytykami Kulczyka byli ludzie, którym gdzieś w
życiu nie powychodziło. Zarzucano więc jemu dalej „wałki” na każdym kroku, że
wykorzystywał swoje wpływy, które niewątpliwie miał ogromne… że to, że tamto. Problem
w tym, że nikt mu nic nie udowodnił, choć w Polsce, nie jest to akurat mega
oczyszczające stwierdzenie.
Oczywiście, Kulczyk miał i trochę szczęścia, sprytu,
cwaniactwa, który go cechował do samego końca… ale mądre powiedzenie mówi, że
szczęście sprzyja lepszym tego się
trzymajmy.
Książka wydana przez wydawnictwo Fronda, jest propozycją,
którą powinien przeczytać każdy, kto choć trochę interesuje się współczesną
historią Polski, bo bez wątpienia Kulczyk jest osobą, bez której nasz rynek
byłby uboższy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz