17 lutego 2014

Wovoka

 Wovoka Trees Against the Sky
1 sierpnia ubiegłego roku nakładem wytwórni Lado ABC ukazał się debiut fonograficzny grupy Wovoka Trees Against The Sky. Nagrane na płycie pieśni gospel w aranżacji zespołu nieraz odbiegają, od znanych „gospelowych” oryginałów, ale to dobrze. Pokazana tym samym pewna mnogość muzycznych pomysłów zespołu na pewno stanowi o oryginalności całej produkcji.


Już od pierwszych dźwięków zwraca uwagę „ciemny” wokal Mewy Chabiery, niezwykle charakterystyczny i intrygujący, nie przesadzając jest to jeden z lepszych i ciekawszych głosów na polskiej scenie (być może nieco surowy, choć ta ciemna barwa robi swoje)… ale o wyjątkowości tegoż projektu decyduje jednakże wiele czynników, między innymi postać znakomitego gitarzysty- grającego nie tylko na gitarze elektrycznej, ale również gitarze basowej i instrumencie oud. Skład kwartetu dopełnia Ola Rzepka na klawiszach i perkusista Paweł Szpura. Rogiński znany przecież z wielu projektów sytuujących się między muzyką jazzową a awangardą i jednocześnie rozszerzających dość konsekwentnie granice tradycyjnie rozumianego jazzu- m.in. projekt Shofar z Mikołajem Trzaską i Maciem Morettim. A jaki jest debiutancki album formacji Wovoka? Na pewno magnetyczny… i całą pewnością daleki od polskich produkcji wokalnych grzęznących gdzieś na muzycznych mieliznach komercyjnych „półprodukcji”. Mroczne wejście John the Revelator wprowadza w nastrój charakterystyczny dla tej produkcji. Ciemne brzmienia… mroczne… muzyczna kontemplacja… pojedyncze brzmienia tworzące spójną tkankę muzyczną… ale ten nastrój nie trwa długo. Kontrast przynosi jeden z lepszych utworów i aranży na płycie I Know His Blood Can Make Me Whole z szalejącym na saksofonie znakomitym- grającym tu gościnnie- Michałem Górczyńskim (znanym z formacji Kwartludium)… ale o klimacie płyty na pewno w większym stopniu decydują utwory spokojniejsze… … John the Revelator, Keep Your Lamp Trimmed and Burning, Lord I Can’t Just Keep From Crying czy zamykający płytę Bye and Bye I’m Goin’ to See the King… momentami wręcz mistyczne, pełne tajemniczości i intymności.
                Jako debiut płyta zasługuje nie tylko na większą uwagę, ale i refleksyjne wsłuchanie się w prezentowaną materię muzyczną. Bo im uważniej się płyty słucha, tym więcej można wyłapać muzycznych szczegółów.
Ode mnie: *****/ ******  
Tekst ukazał się na moim blogu- nocny jazz

Mikołaj Szykor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz