Celowo zwlekałem z dwiema recenzjami. Nie dlatego, że nie
byłem przekonany co do słuszności mojego zdania, ale chciałem, aby ono na swój
sposób okrzepło i umocniło się. Teraz mogę powiedzieć z pełną świadomością, iż
dwie recenzowane w następnych postach płyty, to nie tylko płyty dobre, ale
niezwykle wręcz dla naszej sceny ważne.
Zacznę od płyty, której bohater wpisuję się niejako w moją
instrumentalną specjalizację… ale też może nieco tendencyjnie pisząc odczytuję
ją na dwojaki sposób. Po pierwsze jako debiut, po drugie w kontekście niedawno
wydanej płyty innego polskiego trębacza Macieja Fortuny. Sama formuła tria, czy
generalnie rzecz biorąc składu bez instrumentu harmonicznego nie jest formułą
oczywiście nową (znamy ją chociażby z projektów Tomasza Stańki- Balladyna, czy
Twet), jednakże z całą pewnością możemy powiedzieć, iż jest ona formułą
sprawiającą spore problemy muzykom. Tą płytą Tomasz Dąbrowski pokazuje też
jedno… iż wiele jest jeszcze do powiedzenia w swobodniejszych formach muzyki
improwizowanej. Nie jest to z cała pewnością płyta, której słucha się łatwo, bo
i momentami kipi ona od muzycznej ekspresji, której wybuchy momentami wydają
się niemalże niekontrolowanymi. Już po
pierwszym wysłuchaniu produkcji Tom Trio okazuje się zasadnym zdanie, iż
wszelkie muzyczne czy może nawet estetyczne porównania należałoby, wyrzucić do
kosza. Błyskawicznie bowiem wymyka się Tomasz
zarówno z idiomu „dawnego” Tomasza Stańki odrzucając też w pewien sposób
estetykę obraną przez Macieja Fortunę na płycie At Home, a co chyba w tym wszystkim najważniejsze, ów wybór jest wyborem
bardzo świadomym i konsekwentnym, co potwierdza nie tylko omawiana płyta, ale
też najnowsza produkcja, pod którą podpisał się polski trąbacz- Dąbrowski Sorey
Duo Steps. Wracając jednakże do Tom
Trio. Co mnie w największym stopniu urzeka w nagraniu? Z całą pewnością
wszelkiego rodzaju improwizowane interakcje jakie zachodzą pomiędzy Dąbrowskim, Nilsem Bo Davidsenem (bas) i
Andersem Mogensem (perkusja), jak chociażby w Triangle w którym to dialogują ze sobą trąbka z kontrabasem, czy w After Jam, kiedy trąbka wycofuje się
oddając przestrzeń percepcyjną
kontrabasowi i perkusji. I tu właśnie dochodzimy do swoistego pojęcia
klucza. Klucza pomagającego odczytać całą twórczość Tomasza Dąbrowskiego, ale
też idealnie ją definiującego. Jest nim percepcyjna przestrzeń, czy innymi
słowy przestrzeń słuchowa, co zdecydowanie przybliża tą twórczość pod względem
estetycznym do twórczości Tomasza Stańki. Nie ma tu ważnych i ważniejszych
dźwięków… następuje równowaga pomiędzy dźwiękami- nazwijmy to- tradycyjnymi, a
różnego rodzaju szmerami i szumami. Co w pewnym stopniu okazuje się
charakterystyczne nie tylko dla samego Dąbrowskiego, ale też dla innych-
nazwijmy to dość ogólnie- młodszych trębaczy: Damasiewicza, Dokalskiego czy
Szuszkiewicza… i te sonorystyczne momentami, szczegóły- jak dla mnie- oddają
najlepiej charakter całej płyty.
Ode mnie: *****/ ******
Mikołaj Szykor
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz