Kiedy rozpoczynam pisanie tego tekstu mam do domu jakieś 100
km… sączy się właśnie bardzo delikatnie Miles z płyty Miles for Lovers…i właśnie teraz wpadło mi do głowy pytanie czy to
dobra płyta na trasę?
No właśnie. Celowo unikam tego typu płyt, choć nie powiem, ma
genialne momenty My Ship, Time After Time, czy
Human Nature. Ale tego typu płyty
mnie osobiście rozleniwiają i usypiają. W sumie miałem inne plany. The Best of Queen i nieodżałowany Jarek
Śmietana z … ale padło na Milesa. Dobry to pretekst, by pogadać sobie o
najlepszych płytach na dłuższą trasę.
A teraz może ugryźć temat z nieco innej strony? Czego nie
słucham w aucie… no to proszę…
Dzisiejszy
Stańko jest jeszcze na pograniczu różnie mi się słucha w aucie jego najnowszych
nagrań, natomiast już awangardowy i dawny jest ok… co dalej? np. Kind of Blue Milesa- skądinąd przecież
genialne- jest na dłuższą trasę za łagodne… odpada. Puss’n’Boots generalnie
fajna i urokliwa muzyka, ale wciąż z uporem maniaka przełączam na inne grupy. Siesta?
Też fajna, ale najlepiej sprawdza się do popołudniowej kawy na tarasie, albo do
lampki wina wieczorem.
To są moje typy… a Ty
jakich płyt słuchasz? Jestem ciekaw Twoich tytułów, które często towarzyszą
Tobie w dalszych podróżach.
No i na koniec, coś muzycznego... hmmm może- nawiązujący do tematu wpisu- Jamiroquai?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz