30 sierpnia 2014

Chciałem Ci napisać o pewnym bardzo przyjemnym i fajnym odczuciu towarzyszącym patrzeniu na morze.


Dziewięć dni nieobecności na blogu, to długo, biorąc pod uwagę założenie, że piszę codziennie, bądź co najwyżej, co drugi dzień. Ale wakacje, mają to do siebie, że warto czasem się zresetować... i popatrzeć na wszystko z pewnym dystansem, wyciągnąć wnioski i zrobić pewne założenia. Ja znalazłem idealne miejsce...
Rozpoczynając pisanie tego tekstu siedziałem sobie na molo patrząc na morze. Obiecywałem też sobie Admiralette Andrzeja Tucholskiego, ale- to już jakaś Polska tradycja, że wszystko nie działa tak jak do tego zostało stworzone i wieczorem pomimo sporej ilości lamp, wszystkie były wyłączone… to tak jak ze Stadionem Narodowym. Dach jest po to, by był otwarty w trakcie ulewy i by ta mogła w efekcie zalać stadion na tyle, by nie można było na nim grać…Proste nie?
Morze, skłania do refleksji. W sumie to gapisz się w otchłań, albo w dal i myślisz o wszystkim. W tym momencie myślę o przyszłości i o kilku zmianach, które przed nami… Jeżeli jeszcze nie trafiłeś na nasz "przyszłościowy" wpis to polecam Ci go właśnie tutaj.
Generalnie patrzysz na to morze i czujesz ogromną przestrzeń. To właśnie ten moment, w którym czujesz, że możesz na prawdę wiele... a przysłowiowe "granice są w nas" okazuje się tekstem idealnie pasującym, bo to może właśnie jest ten moment, w którym te granice możesz przekroczyć?
Co wymyśliłem? Hmmm... dowiesz się już niebawem ;-) bo dziś, sorry, ogarniam lekki galimatias w mieszkaniu... mogę Ci jedynie napomknąć, że będzie tu więcej treści, ale co najważniejsze będzie więcej regularnej treści i kilka tekstów cyklicznych...
Fajnie, jeżeli czytaniu wpisu będzie towarzyszyła Tobie muzyka... może na dobranoc coś, co towarzyszyło mi podczas spacerów?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz