23 lutego 2015

PAWLIKOWSKI JAK PAWLIK, IDA JAK NIGHT IN CALISIA?


Historia filmu Ida Pawła Pawlikowskiego przypomina mi nieco tą z ubiegłorocznej Grammy. Polska publiczność gremialnie olewa to, co mamy najlepsze, a dopiero wielkie wyróżnienie pokazuje, że wciąż niemalże organicznie Polacy spasowani są z przysłowiem o niepoznaniu się na własnym.  

Powiem już na samym początku. Nie jestem kinomaniakiem, i szczerze mówiąc nie oglądałem żadnego z nagrodzonych w nocy filmów. Nie czułem takiej potrzeby, choć nie ukrywam, że w ciągu kilku najbliższych dni jeśli czas pozwoli mam zamiar nadrobić zaległości z Idą, Naszą klątwą i może jeszcze Birdmanem- jeżeli wszystkie te tytuły w ogóle znajdę. Nie będę się też bawił w kogoś, kto na kinie się jakoś wybitnie zna- choć, wiem, że naszą narodową tendencją jest wymądrzanie się na tematy zupełnie wymądrzającemu się obce, ale nie o to mi w tym miejscu chodzi. 

Chodzi o zjawisko już z roku na rok coraz bardziej u nas popularne.

Bardziej o samym zjawisku, które znane jest mi już bezpośrednio z mojego podwórka. W zeszłym roku polskie media obiegła nagła i zaskakująca sensacja, że Włodek Pawlik dostał Grammy za projekt Night In Calisia. To był szok. Nagle okazało się, że Polacy lubią jazz, znają się na tym, wielu publicznie nawet przyznawało się, że jazzu słucha od dawna i wie o co tu „kaman” (że jazz to ta synkopowana, swingująca muzyka, improwizacja i takie tam). No… i empik zapełnił się wznowieniami nagrań Pawlika (a że w nagraniu maczali palce inni, bo Klocek, Pańta, Konrad i Randy Brecker- kogo obchodzi w Polsce Brecker…, że wybitny, że mają już na koncie swoim współpracę sprzed kilku lat- piękna płyta Jazz Suite Tykocin- no może, ale Pawlik jakby bardziej medialny, poza tym, no już nie przesadzajmy z tą popularnością dobrej muzyki, wspomni się, zaprosi się, żeby opowiedział o imprezie po Grammy, i starczy. Kogo obchodzi dziś w gruncie rzeczy jego muzyka). Nie powiem, bo sam jedno z nagrań (Anhelli- jeżeli dobrze pamiętam) dzięki wznowieniom kupiłem, kilka dostałem, kilka z nich już miałem wcześniej… Nagle szok, okazało się, że mamy jednak jeszcze jednego obok Tomasza Stańki muzyka na miarę , światowego formatu (no, jeszcze młodszym zaświtać może nazwisko Możdżer).

Bardziej z tematem obeznani, wiedzą, że długo by wyliczać naszych muzyków grających na serio świetny jazz na poziomie jeżeli nie światowym, to przynajmniej europejskim. Wspominany już Możdżer, trio Marcina Wasilewskiego, trio Włodka Pawlika (przecież jego sekcja Cezary Konrad i Paweł Pańta to absolutna sekcja marzeń), Adam Makowicz, Grażyna Auguścik, Stańko, znakomicie rokujący Michał Wróblewski, RGG, Tomek Dąbrowski z masą znakomitych projektów, Daktari z Olgierdem Dokalskim, Adam Pierończyk, Janusz Szprot, Bogdan Hołownia, Włodzimierz Nahorny, Piotr Wojtasik (kto wie, gdzie można zdobyć jego najnowszą płytę ???), Zbigniew Namysłowski, Michał Urbaniak (tak, ten co grał z Milesem), Anna Maria Jopek (z najlepszymi tytułami ID i Upojenie nagranej w duecie z Patem Metheny’m), Aga Zaryan, Sławek Jaskułke, Krzysztof Herdzin, Wojciech Majewski, Robert Majewski Henryk Miśkiewicz, Andrzej Jagodziński, Jan „Ptaszyn” Wróblewski, nieodżałowani Jarek Śmietana, Sławomir Kulpowicz, Tomasz Szukalski… i tu wypada postawić kropkę z nadzieją, że nikogo z wielkich nie pominąłem (choć pojedyncze nazwiska jeszcze gdzieś się kołaczą… Urszula Dudziak, Jacek Niedziela-Meira).


Jakie to ma przełożenie na naszą kinematografię? Pewnie ściśle analogiczne. Podczas gdy, królują na wszelakich top-ach rzeczy w absolutnej większości pod względem muzycznym słabe, do kin wchodzi Disco Polo. Nie wiem, na ile film ten jest warty oglądania - mamy przecież znakomite pod względem sztuki aktorskiej nazwiska Ogrodnik i Kot i pewnie nie obejrzę go, bo w najbliższych miesiącach czeka mnie zajmowanie się moim rodzącym się na dniach synkiem, no więc nudzić się nie zamierzam. Ale wracając się kilka dobrych miesięcy wstecz, Ida polskiej publiczności- przy czym publiczności w znaczeniu en masse- nie podbiła. Podbił publiczność natomiast serial Rolnik szuka żony, którego co prawda, główni bohaterowie żon nie znaleźli, ale chyba nie o to tu chodziło. Naród miał ubaw po pachy i było fajnie. A że mało ambitnie, by nie powiedzieć kretyńsko? Jaki serial taka i publika.


Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony http://oscar.go.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz