4 lutego 2015

SŁUCHANE NA ŻYWO #1 JAN PTASZYN WRÓBLEWSKI SEKSTET


Dawno nie dostałem płyty, która tak mnie ucieszyła. Serio. Ptaszyn to mistrz. To artysta spełniony, przy czym niesamowicie skromny i otwarty. Mało zostało nam dziś tak wielkich ludzi. Pamiętam, jak kiedyś poszedłem z moim wujkiem do warszawskiego Tygmontu. Ptaszyn grał tam bodajże prowadząc swój kwartet. Nie pamiętam kto grał na pianie, ale na basie Jacek Niedziela-Meira i na bębnach chyba podobnie jak na tym nagraniu Marcin Jahr. To był taki koncert, który całkiem niepozornie zapadł mi w pamięć na bardzo długo. Przeżywałem go i trawiłem pod względem muzycznym bardzo, bardzo długo. 
Wielkość Jana Ptaszyna Wróblewskiego polega na tym, że pomimo, iż jest on leaderem daje muzykom całą masę swobody i przestrzeni.

Ale o płycie. No to tak, rocznik 2014 nagranie zrealizowane pod koniec roku 2013:

„Tym programem chciałem podziękować trzem wspaniałym kolegom a zarazem mistrzom którzy pojawili się w moim życiorysie zaraz na początku. Z każdym z nich miałem szczęście współpracować w przeciągu pierwszych trzech lat mojego próbowania grania jazzu i była to wspaniała równowaga, ponieważ każdy z nich miał do jazzu zupełnie inne podejście, każdy miał odrębną specyfikę a wszyscy dopełniali się wspaniale, tworząc konsensus o jakim trudno dziś marzyć.”
                                                                                                       Jan Ptaszyn Wróblewski
Kurylewicz, Komeda, Trzaskowski.

Mamy więc program zbudowany z kompozycji wielkich muzyków. Muzyków tworzących absolutnie wyjątkową polską szkołę jazzu Andrzeja Kurylewicza, Krzysztofa Komedy i nieco zapomnianego już dziś Andrzeja Trzaskowskiego. Ich działalność to były na serio wielkie momenty dla naszej muzyki. Genialna muzyka filmowa Krzysztofa Komedy Trzcińskiego i jeszcze większa płyta Astigmatic. Kurylewicz? Tu tylko jedno „pierwszochwilne” skojarzenie genialne Polskie Drogi. Najpiękniejszy motyw filmowy, jaki kiedykolwiek został napisany. A Trzaskowski? To pewnego rodzaju zagadka. Mam dwie płyty Seant z Tedem Cursonem (połowa lat 60-tych), która gdzieś mi wsiąkła i wydana przez Polskie Radio w ramach serii Polish Radio Jazz Archives  płyta monograficzna, na której Trzaskowski prowadzi trzy składy (trio, quintet i The Wreckers). Może jest to też najwyższa pora, żeby nadrobić nieco z jego muzyki…?

Słuchamy


Płytę otwiera Ten Plus Eight Andrzeja Kurylewicza. Mocny temat, nieco pokręcony. Z nakładanymi na siebie poszczególnymi liniami melodycznymi. Po temacie pora na pierwsze improwizacje. Zaczyna Henryk Miśkiewicz na alcie. Rozpoczyna zresztą bardzo intensywnie.

Ta intensywność przekłada się na inne numery… wystarczy wsłuchać się w początek Better Luck Next Time Trzaskowskiego


I to szaleństwo przechodzi w bardzo przyjemny temat


Jesteśmy niejako na półmetku. Wnioski po połowie? Bardzo równa płyta. Zresztą będąca zapisem live z Koszalin Hanza Jazz Festival z października 2013 i z Kalisz Jazz Pianists Festival z listopada 2013 płyta ma swoją dramaturgię i jest pełnowartościowo skonstruowanym pod względem dramaturgii materiałem. Moment na który czekałem najbardziej Komeda i jego nieśmiertelna Kołysanka.

No i… to nie ta Kołysanka, przecież to nie jest Sleep Safe and Warm którą chciałem usłyszeć, ale… to właśnie moje odkrycie. Piękna ballada z pięknym solo Roberta Majewskiego w pełni mi wszystko rekompensuje. Oj, miał Komeda talent do zgrabnych melodii, a Majewski ma talent do poruszających fragmentów. Bez wątpienia najlepszy kantylenowy trębacz, obok Stańki… no, ale Stańko to Stańko i nie ma co tu więcej pisać.  

Vision Trzaskowskiego to znów potężne zamieszanie na początku, ale na serio gorąco robi się w połowie ósmej minuty…


Uwielbiam takie momenty.

Kończąca cały program Szara Kolęda Komedy dynamicznie rozpoczęta przez bębniarza Marcina Jahra, to zgrabnie podany temat i improwizacje. Optymistyczne to zakończenie. Zakończenie dodajmy do tego płyty bardzo dobrej. Ptaszyn, Majewski, Miśkiewicz, Niedziela, Kurkiewicz i Jahr to muzycy z najwyższej muzycznej półki. A ta płyta jest tego najlepszym dowodem. Nic dodać nic ująć…

Na koniec…
Ptaszyn jest w formie, a dobierając muzyków z absolutnego topu stworzył płytę, dla mnie szczególną. Długo i niecierpliwie na nią czekałem, ale było warto. Muzycznie nie ma się do czego przyczepić. Aranże (Jan Ptaszyn Wróblewski) są skrojone bardzo inteligentnie a tematy często w sposób niezwykle inteligentnie ukryte (czasem jak w Astigmatic delikatnie zmodyfikowane) w muzycznej tkance. Znakomicie zagrany jazz. Absolutny top.

Wszystkie fragmenty muzyczne, zostały tu użyte wyłączne w celach promocyjnych, nie mogą być one powielane i kopiowane.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz