5 marca 2012

GARDINER I PASJA BACHA


Nie będę ukrywał, iż sir Johna Eliota Gardinera cenię sobie niezwykle wysoko, za znakomite interpretacje muzyki barokowej. I  rzeczywiście jego pomysły są niezwykłe. Jednakże należy zadać sobie pytanie. Czy warto po raz drugi wziąć się za to samo dzieło- tym bardziej, że pierwsza próba okazała się według mnie doskonała. Jak ma się druga próba do pierwszej? 


Czy można w ogóle porównywać w ten sposób obie interpretacje? Mam pewien problem z ocenami. W jaki sposób przekonać do swojej racji, jeśli założyć, że wyższość jednej interpretacji nad drugą jest „mierzona” w gruncie rzeczy indywidualnie. Oczywiście problem ten dotyczy tylko i wyłącznie dwóch genialnych interpretacji. Jak zatem jest w tym wypadku? Chciałbym zwrócić uwagę, na fakt nagrania drugiego albumu „live”. Warto to podkreślić. W pierwszym otwierającym płytę i całą Pasję chórze- „Herr, unser Herrscher, dessen Ruhm” słychać- niestety- fałsz oboju.  Można podyskutować o tym, czy warto w ogóle takie rzeczy wyciągać- cóż i tak i nie. Wielu pomyśli, że się czepiam. Cóż, krytycy kojarzeni są często w środowisku muzyków za niepotrzebnych za przeproszeniem „pismaków”, którzy piszą byle co i byle aby dowalić. Jest w takim stwierdzeniu wiele nieprawdy. Praca krytyka na pewno nie należy do łatwych- zresztą porównywalnie z pracą muzyka. Krytyk musi odłożyć „swoje” humory, swój aktualny stan ducha i starać się być obiektywny w każdej sytuacji. Niestety nie zawsze się to udaje. Dochodzi do tego sympatia, tudzież antypatia do konkretnego artysty, która również „ustawia” punkt widzenia. Jedni wolą Gardinera od Herreweghe i na odwrót- kwestia gustu. Jest to jednakże temat na osobny artykuł, wobec tego odłożę go w tym momencie „na bok”. 
Interpretacja Gardinera naprawdę potrafi zachwycić. Są momenty „natchnione” i bardzo dobre. Doskonały był wybór solistów: Mark Padmore (tenor),    Hanno Muller- Brachmann (bas), Peter Harvey (bas), Bernarda Fink (alt), Joanne Lunn (sopran) , Katharine Fuge (sopran), Julian Clarkson (bas), Robert Murray (tenor), Paul Tindall (tenor) na prawdę spełnią wymagania nawet wybrednych melomanów. Powiem szczerze- nie zachwyciła mnie aria „Es ist vollbracht!”. Od kiedy usłyszałem, jak śpiewa tą arię Andreas Scholl oczekuję naprawdę genialnych interpretacji. Cóż Fink nie zachwyciła mnie taką interpretacją. Oczywiście- jest to szczegół, który w gruncie rzeczy nie psuje mojego ogólnego obrazu tego albumu. Z wszystkich solistów zachwycił mnie Mark Padmore. W recenzji dla czasopisma „Muzyka 21” przeczytałem, iż jest to najlepszy ewangelista, dopóki nie usłyszałem jego śpiewu- trochę potraktowałem to „z przymrużeniem oka”- ot, taka reklama. Nie była to tylko reklama. Najlepszą reklamę zrobił sobie sam Padmore. Solista no może nie jest najlepszym ewangelistą, ale na pewno doskonałym.  Podsumowując- jest to bardzo dobra interpretacja, która zdecydowanie powinna pojawić się na półkach melomanów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz