12 marca 2012

Muzyka Filmowa Krzysztofa Komedy cz.I

Krzysztof Komeda zmarł mając 37 lat, pomimo krótkiego życia napisał muzykę do 65 filmów. Jego wkład w rozwój polskiej muzyki podkreślają dziś wszyscy interesujący czy zajmujący się zawodowo muzyką jazzową. Dziś, w dobie modnej i nie oszukujmy się mało ambitnej muzyki pop, w dobie gwiazd jednej sekundy, które święcą tryumfy na scenach nie przez wartości jakie ma przekazać ich muzyka, która de facto tych wartości jest kompletnie pozbawiona, lecz przez kontrowersje wokół swojej osoby, muzyka ambitna i wymagająca od słuchacza o wiele więcej wysiłku w jej słuchaniu i odbiorze niestety ginie w natłoku popowych produkcji. Podobnie jest i było z muzyka jazzową, która zawsze miała problemy w przebiciu się do szerszego grona już od samych początków. W Stanach Zjednoczonych istniał problem rasowy. Cofając się do początków jazz wyrósł z bluesa (w uproszczeniu- smutnych piosenek śpiewanych przez niewolników) definicja ta była zarzewiem konfliktów gdyż artyści sprzeciwiali się po części tej definicji muzyki. jazzowej Jedno można i trzeba zaznaczyć. Jazz jest muzyką amerykańską, muzyką „wolności”. W Polsce jazz sprawiał problemy głównie władzy, która traktowała go jako muzykę zepsutego kapitalistycznego świata. Po II wojnie światowej zdobył zwolenników nie tylko jako muzyka, ale jako sprzeciw wobec władzy. Jego rolą było nie tylko pragnienie natury estetycznej, ale także chęć uczestniczenia w jakiejkolwiek formie opory wobec reżimu, co dawało poczucie raz, że spełnionego obowiązku, dwa, satysfakcje z buntu dając niejako w zamian jakąś namiastkę wolności. Muzyka kojarzona z Ameryką, była dla władz szczególnym złem, gdyż dawała muzykowi właśnie namiastkę wolności, nie tylko w sensie społecznym ale także w sensie nieco oderwanym od rzeczywistości, bo w sensie formotwórczym. Dziś dzięki promocji muzyka jazzowa ma większe rzesze fanów, ale i tak nie doczekała się uznania, na jakie zasługuje, choć słuchacze nie narzekają. Ileż więcej uroku jest w koncercie w małym, kameralnym klubie niż w wielkiej hali. Koncert w takim małym właśnie klubie (np. Blue Note w Poznaniu) daje odbiorcy poczucie pewnej intymności i autonomii w obcowaniu sam na sam z tą muzyką. Dziś tryumfy świeci smooth jazz i artyści tacy jak: trębacz Chris Botti czy saksofonista Kenny G. Czy jest to kwestia łatwych i chwytliwych tematów czasem nawet z pogranicza muzyki pop? Cóż, odpowiedź twierdząca byłaby chyba zbytnim uproszczeniem problemu, którego nie czas i miejsce teraz rozwiązywać.                      Zachwyt nad muzyką prostą, łatwą i przyjemną wyparł z naszej (myślę, że nie użyję tu zbyt mocnego słowa) społecznej tożsamości muzykę na absolutnie najwyższym poziome. Muzyka Krzysztofa Komedy z jednej strony ma grono zwolenników, którzy (co jest jak najbardziej słuszne) zachwycając się jego muzyką zaznaczają ogromną rolę jaką odegrała nie tylko dla muzyków, ale i dla samych słuchaczy. Ale z drugiej strony grono opozycjonistów, którzy wręcz patrzą na muzykę z przymrużeniem oka: Ot taki muzyk, co robi poważną minę, a gra co popadnie (autentycznie usłyszane słowa) problem w tym (oczywiście nie dostrzegany, przez osobę wypowiadającą te słowa), że gdyby pokazać jej nuty, z rozpisanymi funkcjami harmonicznymi, nie wiedziałaby, od której strony to ugryźć. Ludzie zapominają, że improwizacja to nie granie tego co popadnie i pójścia na łatwiznę z jednoczesnym maskowaniem jakiś technicznych braków, ale improwizacja jak to ktoś mądrze powiedział jest „wolnością w ramach założonej przez dany utwór dyscypliny. Improwizacja musi realizować jakieś dążenie i zmierzać w przyjętym przez wykonawców kierunku. To ona sprawia, że wykonanie utworu jazzowego za każdym razem uruchamia niepowtarzalny przekaz emocjonalno- intelektualny będący transmisją połączonych ze sobą w jeden strumień myśli i uczuć”.

                        Dlaczego muzyka filmowa Komedy? Z dwóch powodów. Po pierwsze pod względem artystycznym jest to mistrzostwo w połączeniu muzyki i obrazu, po drugie Komeda jest dziś (niestety) twórcą zapomnianym przez  szersze grono słuchaczy[1]. Co jest w jakimś stopniu porażką dla naszej kultury muzycznej.
M.









[1] Choć na uwagę zasługuje najnowsza płyta Leszka Możdżera „Komeda”, która „przypomina ” polskiego kompozytora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz