Wpis jest owocem współpracy z wydawnictwem SQN.
Trzy książki biograficzne wydane w ostatnich miesiącach
przez SQN uzupełniają każda w swoim zakresie pewną lukę na rynku księgarskim. I
tak, ubogi rynek polskojęzycznych biografii jazzowych zyskał absolutnie świetną
biografię jednego z największych żyjących pianistów jazzowych. Moja historia futbolu uzupełnia lukę
piłkarskich- nazwijmy to książek historycznych. I w końcu książka Marka Piekarczyka
uzupełnia lukę o muzykach tworzących polską scenę muzyczną w czasach, kiedy nie
wystarczało tylko drzeć Biblię, czy pokazywać gołą dupę, ale w czasach, kiedy
muzyka niosła ze sobą wartościowe treści i była- mówiąc może górnolotnie-
głosem sprzeciwu wobec zastałego świata.
Długo zastanawiałem się od której książki zacząć. Ale jednak
niepotrzebnie, bo pierwszeństwo ma tu Herbie.
Obojętnie, czego by się nie napisało o Herbie’em, to i tak
będzie to zdecydowanie za mało. Absolutny geniusz fortepianu, genialnie
odnajdujący się w praktycznie każdej muzycznej estetyce i współtworzący kilka
wzajemnie się uzupełniających gatunków muzycznych od hip- hopu, przez funk do
jazzu. Kompozytor nieśmiertelnych standardów Cantaloupe Island, Watermelon Man
czy Chameleon i co by nie napisać absolutna legenda. To wszystko w sumie
wiadomo bez czytania jakiejkolwiek książki.
Pierwsza w Polsce książka przedstawiająca życie Herbie’ego
Hancocka napisana razem z Lisą Dickey i wydana przez specjalizujące się w
świetnie pisanych biografiach wydawnictwo SQN, to pozycja, której zdecydowanie
mi brakowało na polskim rynku. Tak na marginesie, to brakuje mi jeszcze
kilkuset (może grubo ponad kilkudziesięciu) tytułów, ale o tym może kiedy
indziej. Trzeba się cieszyć, że jest o Herbim i tyle. Zaraz po Milesie, to
druga biografia, którą musi przeczytać każdy jazzfan.
Ja nie umiem czytać muzycznych biografii w oderwaniu od
muzyki, dlatego obok książki koniecznie musiało znaleźć się kilka płyt
Herbie’ego, o które poszerzyłem swoją płytotekę. Tak też najlepiej czytać. W
towarzystwie. A jest to książka, przez którą wręcz się płynie, bo jest napisana
przystępnym językiem w zasadzie w formie opowiadania. To Hancock przeciąga nas
przez swoje życie snując opowieści o rodzicach i siostrze, później o swych
muzycznych fascynacjach i mistrzach, bez których nie byłoby takiego pianisty,
jakim dziś on jest.
Marka Piekarczyka znałem bardzo pobieżnie. Wiedziałem o TSA,
znałem kilka numerów, ale żeby coś więcej to niespecjalnie. Nawet w okresie
penetrowania przeze mnie rejonów cięższych brzmień TSA było dla mnie raczej za
trudne, razem zresztą z SBB. Musiałem nieco dojrzeć do tej muzyki. A jaki
wychodzi Piekarczyk z nowej książki? Jest szczery, bezkompromisowy, przy tym niezwykle rodzinny i ciepły. Dla mnie
to nie jest biografia jakaś kontrowersyjna, ale zwyczajna rozmowa dwóch kolegów
(Marek Piekarczyk z Leszkiem Gnoińskim), którzy tak sobie wspominają i mają z
tego świetną zabawę. Ta biografia jest też w pewnym sensie inna niż wszystkie.
Piekarczyk mówi o tym jak ważna jest rodzina, dom, ile daje pewnego rodzaju
ustatkowanie. Dzisiaj, kiedy raczej biografię starają się pisać politycznie
poprawni fanatycy zlaicyzowanego świata, Piekarczyk mówi o tym, że ważna jest
rodzina. A do tego dostajemy przejazd po muzycznych inspiracjach i fascynacjach
i przegląd sceny muzycznej. Fantastycznie napisana książka, którą chłonie się
jednym tchem.
I dochodzimy do Stefana Szczepłka. W polskim dziennikarstwie
sportowym Szczepłek jest absolutnym, niepodwarzalnym fachowcem i napisanie
historii futbolu (Tom I Świat) właśnie przez niego było strzałem w samo okienko.
Dla mnie lektura była też pewnego rodzaju powrotem do dzieciństwa, kiedy jako
młody gówniarz zbierałem karty i naklejki piłkarzy. W sumie miałem wszystko, co
tylko mogło się wiązać z piłką nożną. Od szalików, przez naklejki i karty po
koszulki. Jednym z pierwszych wspomnień jakie pamiętam był mecz między Manchesterem
United a Bayernem Monachium. Nie pamiętam który to był rok, chyba 99. Dwie
bramki w samej końcówce dla MU i z wyniku 0:1 zrobiło się 2:1. Cieszyłem się
jak nigdy. Tak więc z pewnym sentymentem sięgnąłem po tą książkę, a że
Szczepłek potrafi opowiadać o futbolu jak mało kto, to lektura okazała się
świetną odskocznią. Udało mi się przeczytać szybko pierwszy raz, a za drugim
już tylko przypominałem sobie.
Trzy różne książki, ale książki absolutnie warte
przeczytania każda z osobna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz