Bokka była moim nieco spóźnionym odkryciem bodajże z
zeszłego roku. Po nowej płycie natomiast oczekiwałem tego, żeby była nie gorsza
od poprzedniej. Gorsza na pewno nie jest. Czy lepsza, jeszcze muszę się
zastanowić.
Wpis powstał we współpracy ze sklepem empik.com
Bokka jest
zespołem- obojętnie jak by tego nie ująć- zjawiskowym na polskiej scenie
alternatywnej. Niewiele o nich wiadomo. Ale w sumie to dobrze, bo to co
najważniejsze ukryte jest w dźwiękach i brzmieniach.
Słuchając płyty pierwszy raz skupiłem się na wyszukiwaniu
jakiś mocniejszych numerów. Takich potencjalnych hitów. Choć wiedziałem z
drugiej strony, że Bokka nie jest zespołem od robienia hitów. Słuchając drugi
raz wyszukiwałem co ciekawszych brzmień i motywów. Tu już wiedziałem, że to
jest właśnie najmocniejsza strona grupy. Ale dopiero za trzecim i czwartym
razem oddałem się po prostu słuchaniu. I tak właśnie ta płyta sprawdza się
najlepiej.
Można potraktować ją jako pewnego rodzaju sonorystyczny
eksperyment, który ma bawić słuchaczy w tym samym w zasadzie stopniu, co
twórców, tylko czy jest w tym sens? Jest w tym na pewno pewien klucz do
czytania i zrozumienia muzyki tworzonej przez grupę, choć sama sonorystyka nie jest
tu też potraktowana jakoś zbyt dosłownie. Jeżeli trzymać się jakiejś klasycznej
definicji, to sonorystykę należałoby rozumieć, jako technikę wykorzystującą
brzmienia i zabawę nimi jako element najważniejszy zastępujący de facto samą melodykę. Tu zabawa brzmieniami
jest zaledwie dodatkiem, ale z drugiej strony na tyle istotnym, że można śmiało
uznać ją za element konstytuujący estetykę tej muzyki.
Kolejna płyta Bokki jest dla mnie nagraniem na pewno ważnym,
bo sytuuje grupę na mocnej pozycji w bardzo dobrze rozwijającym się na rodzimej
scenie nurcie muzyki alternatywnej. Muzyki, która wyłamuje się ze schematów,
muzyki może nieco trudniejszej w odbiorze, ale i muzyki, która ma coś ze sobą
nieść. Jedna z ważniejszych płyt w tym roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz