20 stycznia 2014

Podsumowanie roku część 2

Obiecywany spis, zaczynamy od płyt jazzowych, które mimo wszystko- pewnie ze względu na zawodowe plany- były dla mnie osobiście bliższe. Ponownie jak w ubiegłym roku nie pozwolę sobie na jakiekolwiek miejsca, gdyż nie uważam, aby było to w tym wypadku potrzebne i tak bardzo ważne…

Choć listę otwiera bez wątpienia jeden z najciekawszych albumów tego roku…
Tomasz Stańko Quartet Wisława (ECM)
Trwało trochę, zanim na dobre przekonałem się do nowych płyt Tomasza Stańki. Do tej pory bazowałem raczej na starszych nagraniach… Twet; Balladyna; Music for K…. aż tu nagle porwała mnie Wisława… pomimo dość obojętnego stosunku do twórczości poetyckiej Wisławy Szymborskiej, płyta nowego kwartetu Tomasza Stańki absolutnie mną zawładnęła. New York Quartet to skład niemalże absolutny. David Virelles (fortepian); Thomas Morgan (kontrabas); Gerald Cleaver (bębny) stanowią idealny background dla Tomasza Stańki, który co prawda stracił nieco swoje „syczące” brzmienie, którym tak mnie zachwycał- chociażby na nagraniach z polską sekcją marzeń Marcina Wasilewskiego, ale to przecież wciąż jeden z najwybitniejszych europejskich trębaczy. W charakterze muzyka jest tu- choć to w zasadzie cecha wielu nowszych nagrań Stańki- niezwykle skupiona, intymna i wyrafinowana.

Mieczysław Kosz Piano Solo; Andrzej Trzaskowski (Polskie Radio, Polish Jazz Radio Archives)
                Pierwsze podwójne zestawienie albumów, ale w rzeczywistości postanowiłem obu albumów nie rozdzielać. Inna sprawa, iż powinny znaleźć się tu wszystkie albumy z tejże serii, jednakże mając nico ograniczone fundusze wybrałem tylko dwie płyty, które uznałem za najbardziej intrygujące. Mieczysława Kosza poznałem w zasadzie dzięki muzyce płycie tria RGG. Wówczas sięgnąłem po nagranie tria Mieczysława Kosza z serii Polish Jazz (vol. 26, Reminiscencje). Nagranie z Archiwum Polskiego Radia dobrze oddaje inspiracje, jakie towarzyszyły podczas zbyt krótkiego- dodajmy to- życia Kosza. Słyszymy standardy (Satin Doll Ellingtona; Rosemary’s Baby Komedy- tak, to już standard; Summertime Gershwina oraz Someday My Prince Will Come Churchilla), aranżacje kompozycji klasycznych (Preludium c- moll, op. 28, nr 20 Chopina; Tańce połowieckie Borodina; czy Traumerei op. 15, nr  7 Schumana), aranże utworów popularnych (Yesterday Lennona/ McCartneya) oraz kompozycje samego Mieczysława Kosza (Złudzenie; Przed burzą; Refleks flagmatyka; Pytanie; Jest już późno;  oraz Odejście). Nieco inaczej rysuje się sytuacja fonograficzna Trzaskowskiego. Kolejnego zapomnianego, a przecież wielce wyjątkowego polskiego muzyka… podobnie jak Zbigniewa Seiferta i wspominanego powyżej Mieczysława Kosza. Lepiej na tym tle wypada sytuacja Komedy, ale to już szczerze powiedziawszy temat na inny tekst. Płyta Andrzeja Trzaskowskiego to nieco inaczej zmontowana propozycja. W rzeczywistości jest to połączenie nagrań tria Andrzeja Trzaskowskiego (Trzaskowski- piano; Roman „Gucio” Dyląg- bas; Adam Jędrzejowski- bębny), kwintetu (Trzaskowski;
Zbigniew Namysłowski- saksofon altowy; Michał Urbaniak- saksofon tenorowy;  Dyląg- bas; Andrzej Dąbrowski- bębny) oraz grupy The Wreckers (Trzaskowski; Namysłowski; Urbaniak; Dyląg; Adam Jędrzejowski- bębny) dokonywanych w Studiu Polskiego Radia, oraz w Filharmonii Narodowej podczas 5. Jazz Jamboree w ’62 roku. Repertuar w dużej mierze to kompozycje Trzaskowskiego (Full Stop; Introwersja; Transformation; Requiem for Scott La Farro) ale też kompozycje Davisa- Get- Blues; Horace Silvera, Charliego Parkera czy Victora Younga.

RGG Trio Szymanowski
                Tej płyty jak dla mnie nie mogło zabraknąć w zestawieniu. Z dwóch powodów. Po pierwsze w zasadzie od pierwszej płyty tria RGG (Scandinavia) jestem absolutnie zafascynowany twórczością tria. Co prawda należy odnotować zmianę w składzie- pianistę Przemysława Raminiaka zastąpił Łukasz Ojdana, jednakże produkcja Szymanowski kontynuuje estetyczną drogę obraną przez trio już na samym początku. Dla mnie osobiście ta płyta jest również dowodem na potwierdzenie mojej- choć może nie tylko mojej- teorii, iż dziś niezwykle wręcz trudno oderwać muzykę jazzową od współczesnej muzyki klasycznej.

Maciej Fortuna
                Bez cienia wątpliwości jedna z ciekawszych osobistości młodej polskiej sceny jazzowej…             i chyba mogę też napisać, iż cichy bohater tego zestawienia… bo chyba nie ma drugiego muzyka, który wydałby w tym roku tyle płyt, do tego każda godna uwagi. Ponieważ w poprzednim poście wymieniałem już wszystkie produkcje Macieja Fortuny, tym razem pozwolę okroić ów wpis do tych tytułów, które najbardziej utkwiły mi w pamięci. Płytą, którą najbardziej darzę sentymentem jest At Home. Płyta wyjątkowa, niezwykle intymna, ale przede wszystkim pod każdym względem przemyślana. Warto na pewno podkreślić współoddziaływanie na siebie członków tria Fortuny, bowiem Piotr Lemańczyk na basie i Krzysztof Gradziuk na bębnach to zdecydowanie „coś” więcej niż background… coś więcej niż trzymająca w rytmicznych ryzach sekcja. Trio to niejako jeden znakomicie współgrający organizm. Recenzując samo nagranie napisałem, iż jest to mój kandydat do płyty roku… dziś napisałbym to samo… Nie mogło również zabraknąć  w tym miejscu choćby jednego nagrania w duecie z An On Bast. Tu wybór nie jest taki prosty, aczkolwiek stając przed wyborem jednego nagrania wskazałbym na najnowszą produkcję duetu z transkrypcjami muzyki filmowej Krzysztofa Pendereckiego. Jest to płyta, która już w fazie zapowiedzi mnie niezwykle intrygowała i na którą czekałem z niecierpliwością. Rok 2013 w rzeczywistości przyniósł kilka nagrań ciekawych nagrań łączących silnie jazz z muzyką klasyczną, konkurencja zatem spora… Masecki/ Orzechowski/ Adamus z „elektrycznym” Bachem, czy Dominik Wania z Ravelem to z całą pewnością propozycje ciekawe (ze wskazaniem na trio Dominika Wani), ale dla mnie w tych wszystkich projektach ważniejsze jest coś innego. Pokazanie, że można na swój sposób tą „klasykę” odczytać i pokazać. Jeszcze ciekawsze jest to, że każdy z przedstawionych tu projektów- włączając w to wspominanego już wcześniej Szymanowskiego RGG i dodając projekty wychodzące pod skrzydłami Requiem Records- wymyka się jakimkolwiek schematom… jest bowiem indywidualny.

 Adam Pierończyk The Planet of Eternal Live.
                Płyty solowe, należą do tego rodzaju nagrań, w których dosłownie „słychać” wszystko. Brzmienie, technikę, wyobraźnię… i prawda jest również taka, iż dobre „solówki” nagrywają rzeczywiście artyści wybitni. Posiadający nieskazitelny warsztat czy bogatą wyobraźnię muzyczna. Do tych artystów bez wątpienia należy Adam Pierończyk. Jeden z najbardziej intrygujących polskich saksofonistów… obok Macieja Obary, Zbigniewa Namysłowskiego i Henryka Miśkiewicza.

Aga Zaryan Remembering Nina & Abbey
Każdą płytę Agi Zaryan przyjmuję z największą uwagą. Zauroczony Księga Olśnień- co prawda w wersji angielskiej (Book of Iluminations) długo nie zastanawiałem się nad sięgnięciem po jej najnowszą produkcję Remembering Nina & Abbey… ale w zasadzie, płyta ta jest w dorobku Agi Zaryan kolejnym dowodem na to, iż jest ona jedną z najlepszych polskich wokalistek jazzowych. Znakomite aranże, znakomity band i „wisienka na torcie”, którą jest urokliwy, ciemny w brzmieniu głos Zaryan sprawiają, że płyty słucha się znakomicie, celebrując w zasadzie każdy niuans.

Możdżer/ Danielsson/ Fresco Polska
Ile w tym wyborze sentymentu do poprzednich płyt tria – w szczególności do Live- a ile rzeczywistego zachwytu nad Polską, tego nie wiem, jednakże czekałem na tą płytę… a ponieważ mnie nie zawiodła, musiała się znaleźć w tym zestawieniu.  Co na płycie? Z jednej strony nic, czego wcześniej bym się nie spodziewał, ale też z drugiej strony, właśnie tego od tej płyty oczekiwałem. Nie oczekiwałem muzycznych zaskoczeń, czy nieprzewidywalnych zwrotów improwizatorskich.   

Sławek Jaskułke Moments
                Sławek Jaskułke, to bez dwóch zdań, moje tegoroczne odkrycie… zwykle motoryczny styl pianisty zostaje złagodzony do niezwykle wręcz refleksyjnego i intymnego nagrania. Nie przez przypadek właśnie obok siebie znalazły się propozycje tria Możdżer/ Danielsson/ Fresco i „solówka” Sławka Jaskułke. Obie propozycje „leżą” bowiem bardzo blisko siebie pod względem estetycznym. A która z nich jest w rzeczywistości lepsza? Wydaje mi się, iż bliżej mojego akurat ideału leży płyta Sławka Jaskułke.

Nor Cold; Hera & Hamid Drake
W tym miejscu- w moim mniemaniu- muszę wytłumaczyć się z ponownego podwójnego zestawienia. Wynika ono  z całkiem prozaicznej przyczyny. Zestawienie miało się bowiem zamknąć w 10 pozycjach. A obie propozycje wydawnictwa Multikulti okazują się pozycjami niezwykle intrygującymi.
Po pierwsze Nor Cold. Ponieważ to właśnie propozycja, pod którą podpisują się Olgierd Dokalski (trąbka), Wojciech Kwapisiński (gitara), Oori Shalev (bębny) oraz Zeger Vandenbussche (saksofony, klarnet, harfa) znalazła się w zestawieniu jako pierwsza uważam, że to właśnie jej należy się pierwszeństwo. Ale też jest to płyta, z którą spędziłem odpowiednio dużo czasu, aby powiedzieć, iż ją poznałem, i zrozumiałem… a sporo w tej muzyce jest do odkrycia. Sama kwestia brzmienia i jego poszanowania, kwestia kształtowania poszczególnych linii melodycznych… sprawiają, że słuchacz w najwyższym kupieniu wsłuchuje się w najmniejszy muzyczny detal.

Po drugie Hera & Hamid Drake. To był- jak mi się wydaje- dobry rok dla Wacława Zimpla. Co najmniej dwie płyty (obok Hery  jest jeszcze wydana w For- Tune płyta Stone Fog), na które warto zwrócić uwagę świadczą nie tylko o wysokim poziomie jego gry, ale też o miejscu, jakie zajmuje na awangardowej scenie jazzowej- choć o tym świadczyły już projekty z Mikołajem Trzaską. Jak odbieram płytę Hery? Uważam, iż jest to jedno z najlepszych produkcji live, jaka powstała w tym roku. Sporo tu oryginalnych pomysłów, ekspresywnych ustępów improwizowanych. Ale co zwraca moją uwagę w stopniu zdecydowanie największym, to czas… na tym nagraniu słuchacz kompletnie traci poczucie płynącego czasu. Muzyka płynie kreowanym przez muzyków czasem, bez zbędnego pośpiechu, z powolnie rozwijającymi się improwizacjami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz