Gdzieś rzeczywiście oscyluję pomiędzy jazzem a muzyką
klezmerską… Nor Cold, Daktari i teraz Bester Quartet. Sama muzyka nie jest tu
jednoznaczna. Wymyka się, przenika, poszczególne style w które chciałoby się
wpisać twórczość kwartetu… i w końcu stajemy nieco bezradni, porzucając próbę
wpisywania muzyki tworzonej przez ów kwartet w jakieś konkretne podgatunki… ale
z drugiej strony po co? Po co wpisywać w ramy konkretnego gatunku.
Zacznę może nietypowo. Bardzo dobrze dobrani goście…
genialny Tomasz Ziętek (trąbka), Magdalena Pluta (wiolonczela) i Marcin
Malinowski (klarnet basowy)… a typowo zaczynając… The Golden Land, to płyta znakomita… pod względem muzycznym
majstersztyk. W generalnym znaczeniu, ta muzyka daje mi ogrom radości… a czy
nie o to właśnie- mówiąc może nieco kolokwialnie- chodzi?
Z
muzyką tworzoną przez Bester Quartet mam pewien problem. Jazz? Muzyka
klezmerska? No właśnie… wszystkiego tu po trochu. Bo przecież pojawiają się
tematy… wyprowadzone z nich zostają improwizacje. Jazz? Niekoniecznie. Z
drugiej zaś strony tematy klezmerskie, kompozycje Mordechaja Gebirtiga. Abstrahując
już od gatunkowych rozważań. Muzyka grana przez besterów jest muzyką żywiołową (Di
Lalke czy Shloymele Liber) i
ekspresyjną. Jest też bardzo dobrze zagrana pod względem technicznym. Wystarczy wsłuchać się w pierwszy temat Di Lalke podany wpierw pizzicato przez skrzypka Jarosława
Tyrałę, później pełnym delikatnie nawibrowanym dźwiękiem. Krótka solówka
grającego na basie Mikołaja Pospieszalskiego (i sterylne intonacyjnie) i znów
Tyrała, Ziętek, jeżeli chcemy pokręcić krytykanckim nosem, to możemy, jedynie
ponarzekać na zbyt krótkie improwizacje. Ale z drugiej strony… warto dodać, iż
płyta- dla mnie- jest swoistym zaproszeniem na koncert. Tam muzyka zyskuje
najwięcej. Jest czas… jest miejsce na
kunsztowne improwizacje. Ale czy można przyjąć, że przyjmujemy tą znakomitość,
może nieco paradoksalnie-„z braku laku”?… nie! przecież dostajemy muzykę
absolutnie dobrą… samo przecież za siebie mówi zainteresowanie i wydanie albumu
przez wytwórnię Tzadik, czyż nie? Ale moment. Tzadik? To przecież genialny-
Zorn i cała plejada artystów… W tym też kontekście, jeżeli spojrzymy na legendę
wytwórni, zyskujemy respekt. Może to on „ustawia” odczucia towarzyszące
słuchaniu tegoż nagrania? Może, tyle tylko, że jeżeli nawet, to i tak- mówcie
co chcecie- to jedno z najlepszych nagrań oscylujących dookoła jazzu i muzyki
klezmerskiej, jakie słyszałem. No może obok Nor
Cold? Przemawia do mnie ta płyta. Metafizycznością Dos Lidl Fun Goldenem Land, która intryguje i urzeka. Piękną
wokalizą skrzypiec i tajemniczymi brzmieniami basu, w końcu przenikające się
linie melodyczne instrumentów (dialog akordeonów)… i pizzicato, to, które mnie
tak urzekło na początku… a Oy, Briderl, L’chayim…
urzekający wstęp, aż nagle rozkręca się akordeonowy roller coaster . Zadziwiające połączenia.
Zbyt wiele pozytywów? Może. Dałem się ponieść emocjom, może…
ale broni się ta płyta. Tematami, improwizacjami, techniką muzyków,
akordeonistów Jarosława Bestera i Olega Dyyaka (piękny fragment na klarnecie),
skrzypka Jarosława Tyrały i najmłodszego w składzie basisty Mikołaja
Pospieszalskiego, do którego wrócimy niedługo przy okazji DagaDany… ale na
dzień dzisiejszy delektujmy się Bester
Quartet.
Mordechaj Gebirtig:
Take, good musician, your instrument to hand
And play me the song of the Golden Land
Ode mnie:******/ ******
Mikołaj Szykor
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz