Jeżeli zakładać pewną zależność względem siebie obydwu
albumów, to rozgrywa się ona na kilku płaszczyznach. Po pierwsze… Olgierd
Dokalski, po drugie słyszalne wpływy muzyki klezmerskiej, potraktowanej co
prawda w bardzo szerokim kontekście, jednakże słyszalnej bardzo wyraźnie, po
trzecie obok muzyki klezmerskiej wpływ free jazzu czy rozumianej bardzo ogólnie
muzyki jazzowej samej w sobie.
Co daje zestawianie dwóch albumów? Wszystko zależy od
kontekstu i od strony z której ów temat chcemy „ugryźć”. W tym konkretnym wypadku, moim celem było
uchwycenie stylu Olgierda Dokalskiego, stylu rozpoznawalnego nawet na tle
mających różny słownik harmoniczny i estetyczny muzycznych „towarzyszy podróży”-
w wypadku Nor Cold: Wojciech
Kwapiński- gitara; Oori Shalev- bębny; Zeger Vandenbussche- saksofony, klarnet,
harfa, w wypadku Daktari: Mateusz Franczak- tenor; Miron Grzegorkiewicz- gitara;
Maciej Szczepański- bas; Robert Alabrudziński- bębny.
Nor Cold: Inspiracją dla samego projektu
okazuje się płyta Biviendo En Kantando z pochodzącymi z początku XX wieku
nagraniami sefardyjskich Żydów z Bałkanów… Jednakże to nie są aranże. Olgierd
Dokalski pisze o projekcie w ten sposób: „Słuchanie
archiwalnych pieśni Iadino wprowadziło mnie w stan bliski melancholii. Próba
ich odegrania ów stan jeszcze pogłębiła. Pomysł na interpretację tych
archiwalnych nagra wykrystalizował się całkiem naturalnie. Pojawiła się we mnie
chęć podzielenia się tym uczuciem. Chęć uwolnienia w muzyce emocji, które
uzewnętrznią ból i euforię zarazem, spowodowane nieuchronnością upływu czasu”. Jednakże
nie tylko Biviendo en kantando jest tu inspiracją- czy może lepiej
kontekstem- dla muzyki tworzonej przez muzyków z Nor Cold. Kolejnymi kontekstami jest bowiem Apokalipsa Św. Jana
oraz powieść „Ciepło, zimno” Adama Zagajewskiego. Jednakże kwartet wychodzi od
tychże Żydowskich melodii… to z nich czerpie materiał do improwizacji… do
opowiadania własnych opowieści. Opowieści- dodajmy- wielce ekspresyjnych,
uduchowionych. Snucie melodii i improwizacji, jest tu doprawdy w swej istocie
metafizyczne.
Daktari-
w większym stopniu jest to produkcja motoryczna. Nieokiełznana…
nieprzewidywalna. Tych 10 utworów, to kompozycje oscylujące z jednej strony w szeroko pojętych granicach muzyki jazzowej, z
drugiej zaś strony będąc równie blisko muzyki rockowej, i- kolejne szerokie
pojęcie- noise’u. Nie żeby wprost sugerować gatunkowe odniesienia, bo Dokalski i
spółka bardzo zwinnie wymigują się od jakichkolwiek szufladek. Dobarwiająca
całość elektronika, gitarowe riffy, intrygujące solówki- znakomity Dokalski (chociażby
w Zanussi), te wszystkie elementy
składają się na intrygującą mieszankę.
Nie
fascynowałbym się tymi nagraniami w takim stopniu, gdyby nie Olgierd Dokalski.
Trębacz, samouk, jak dla mnie absolutne odkrycie. Posiadający niespotykaną
wręcz muzyczną wyobraźnię… bawiący się brzmieniem trąbki- co zbliża muzykę
momentami do sonorystycznych eksperymentów brzmieniowych- świadczy to nie tylko o ogromnej muzycznej
odwadze ale i samoświadomości. Do tego muzyk szalenie inteligentny. Jak mówi w
wywiadzie udzielonym Piotrowi Wojdatowi i miesięcznikowi internetowemu
JazzPress (Październik 2013): „Muzyka
jest dla mnie bardzo osobistą formą wypowiedzi. Zajmuję się nią z wewnętrznej
potrzeby przetwarzania swoich doświadczeń na dźwięki. Za pomocą muzyki staram
się przekazać coś, co w danym momencie jest dla mnie ważne. Tak powstają
kolejne projekty i płyty. ”
Daktari
i Nor Cold- jako grupy, to zespoły dojrzałe, w których to muzycy wzajemnie się
stymulują, nakręcają tworząc przy tym mieszankę kipiącą wręcz od emocji. Jak
dla mnie- są to jedne z ciekawszych propozycji serwowanych przez wytwórnię
Multikulti.
Ode mnie: *****/****** plus * za Dokalskiego, co daje wynik
sześciogwiazdkowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz