Dawno nie zaglądałem na premiery „klasyczne”. Z jazzem co
prawda byłem na bieżąco, ale jednak klasyka pozostawała w jakimś stopniu
zapomniana. Nie całkiem- o co dba DUX przesyłając mi nowe płyty, które pojawią się
niedługo na blogu, ale jednak mam pewnego rodzaju wyrzuty. Są jednakże płyty,
które mnie intrygują w sposób wyjątkowy. Ingolf Wunder wraca z moim ukochanym Chopinem.
No i odbiegając już od klaski w sensie dosłownym Keith Jarrett i Charlie Haden,
ze standardami i jednocześnie z pożegnalną- w wypadku zmarłego niedawno Hadena- płytą. Zapowiada się więc genialne granie.
Jarrett uznawany jest- zresztą całkiem słusznie- za geniusza.
Dla mnie jest pianistą, który konsekwentnie, czy to ze swoim trio (Jarrett,
Peacock i Dejohnette), solowo, czy w duetach poszerza moje patrzenie na standardy
muzyki jazzowej. Czy w większym stopniu wolę solowe nagrania Keitha, czy
nagrania realizowane w trio tego nie wiem, jednakże każdą jego płytę biorę w
ciemno. Mam też Last Dance o której
później, bo w oficjalnej sprzedaży pojawi się 15 maja. Mamy więc jeszcze kilka
dni. Tą samą datę premiery ma płyta, która mnie w większym stopniu intryguje. W
większym gdyż nie wiem czego do końca można się po Wunderze spodziewać. Bo od
zakończenia Konkursu Chopinowskiego mam z nim problem. Pierwsza płyta mnie
porwała- nie liczę płyty pokonkursowej, tylko te, które wyszły pod banderą Deutsche Grammophon. Druga już
niekoniecznie. Może więc do trzech razy sztuka? Zobaczymy, a że od kilku lat
kupuję wszystko, co ma w nazwie Koncert
fortepianowy Fryderyka Chopina, to i tą płytę kupuję w ciemno… jeszcze
kilka dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz