Masa płyt, które przewinęły się przez moje ręce, nigdy nie wylądowała z powrotem w moim odtwarzaczu, choć często były to płyty dobre a i nieraz wybitne. Dlaczego? Mam spory problem z odpowiedzią na to pytanie. Bo nie wiem.
Ale za to wiem, że wielokrotnie wracam do płyt najzwyczajniej w świecie przyzwoitych czy przeciętnych, które zapamiętałem z kilku innych powodów, aniżeli z jakiejś genialnej jakości muzycznej.
1. Bo
mam fajne wspomnienia.
Macie tak, że
konkretne tytuły kojarzą wam się z jakimś wydarzeniem, albo konkretnym
miejscem? Spacer, pierwsza randka, spotkanie ze znajomymi… Był czas, że lubiłem
płytę Krzysztofa Kiljańskiego In The
Room. Jakoś mi się miło kojarzyła- była to płyta, której słuchaliśmy z Anią
jak się poznawaliśmy i gadając spędziliśmy przy niej sporo wieczorów. Wtedy
dużo słuchałem też Lontano Stańki. Do
dziś tak samo jak Kiljański kojarzy mi się z wieczornymi, październikowymi spacerami. Ale już dajmy na to Standards and other Ballad nagrana przez Stańkę z moim ukochanym Bobo
Stensonem kojarzy mi się z warszawską starówką. To właśnie tam podczas Jazzu na
Starówce kupiłem sobie ten album. Albo Koncerty fortepianowe Chopina, do
których zapałałem uwielbieniem w spędzając dwa miłe tygodnie z Anią w
Warszawie. Kupiłem sobie tam chyba pięć albumów z nagraniami Koncertów
fortepianowych Chopina (Blechacz, Dang Thai Son, Zimerman, Wunder i Geniusas)…
Albo Sjesta. Odkryłem ją siedząc i czekając w kolejce do dentysty. Godzinę
później miałem już trzy kolejne części a dziś mam ich dziewięć czekając z
niecierpliwością na każdy kolejny październik, kiedy wychodzą kolejne części.
Dziś kojarzy mi się jednak nieodparcie z latem i… usuwaniem wierzchołka
korzenia zęba- czy jakoś tak się to nazywało- u dentysty.
2. Bo
lubię.
Nie umiem tego
obronić. Jest masa albumów, które po prostu lubię. Bezwarunkowo. Lubię Grechutę Roberta Majewskiego, albo Niemena Rafała Dutkiewicza, ale też
zjeżdżam do popu. Bo lubię Lilly Bisquitów,
albo Myslovitz z Rojkiem. Od jakiegoś czasu leci u nas w samochodowym radiu Sia, czy Grzegorz Hyży. Czy są to dobre płyty. Majewskiego, Dutkiewicza i
Lilly bym pewnie jakoś obronił. A pozostałe? Nie wiem. Po prostu je lubię. Tak
samo jest z Rebirth Brass Band. To nie jest muzyka idealna. Masa tu brassowego
brudu i nieczystości, ale jest w tej muzyce na serio rzadko spotykana
szczerość, czym mnie absolutnie kupili.
3. Bo
dobrze mi się pisze.
Od jakiegoś
czasu wracam do Jamiroquai, ale też odkryłem niedawno Marvina Gaye’a z Mos
Defem. Choć to zależy. Dobrze pisze się przy Sjeście Kydryńskiego albo przy
starociach. Milesa uwielbiam, obojętnie co to będzie. Czy Tutu, czy Kind of Blue. Mają
genialny klimat. Dobrze sprawdza się tu też Chopin. Serio! Nokturny, Mazurki,
Polonezy, czy wspomniane już Koncerty fortepianowe. Albo dla chcących nieco
lżej potraktowanego Chopina, bez tego egzaltowanego patetyzmu polecam
Jagodzińskiego. No i na koniec Stańko z bardzo fajnymi Wisławą i Dark Eyes. Te
płyty sprawiają, że mogę się odciąć i myśleć tylko o tym, co chcę napisać. Ale
też jest tu drugie dno. Często wracam też do starszych płyt bo pisząc o nowości
lubię mieć pewien muzyczny background.
Pomaga mi to w uchwyceniu całościowej estetyki muzycznej grupy. Dla was Miles... geniusz.
4. Bo
dobrze mi się jeździ.
Dziennie
spędzam w samochodzie pewnie z jakieś półtorej godzinki. Nie lubię radia, bo
oprócz Sjesty Kydryńskiego, Trzech Kwadransów Jazzu Ptaszyna czy Pulsu Jazzu
Brodowskiego niewiele tam dla siebie znajduję. No jest jeszcze Płytomania,
Płytowy Trybunał Dwójki czy Wieczór Operowy, ale te raczej odsłuchuję sobie na
chomiku, z braku czasu. No. Przy czym mi
się dobrze jeździ? Mam parę tytułów, których nawet nie wyciągam z auta. Queen z
genialnym koncertem na Wembley- uwielbiam ich, Jamiroquai z płytą z singlami z
lat 92- 2006 i choć unikam na ogół składanek, bo wolę raczej całości płyt, w
tym wypadku jest naprawdę bardzo przyjemnie. Dodatkowo potęguje uczucie fakt,
że kupiłem ją za dwie dyszki… takie ceny lubię! Jest jeszcze wspominany
wielokrotnie Ptaszyn ze Skleroptakiem
i w kółko powtarzanym Punktowcem. Co
jeszcze? Ania słucha dość często Się albo
Indilę. Ale kto prowadzi ten ma
władze ;-) Ja jeszcze czasem przemycę Milesa z Jazz Jamboree albo z Porgy and Bess… ale to raczej jak sam
jeżdżę. Nie mogłem się opanować. Raz jeszcze Miles.
5. Bo
dobrze mi się zasypia.
Zasypianie to
w zasadzie już pewnego rodzaju rytuał. Nie umiem zasnąć „na cicho”. Wkurza mnie
wtedy tykanie zegara, trzaski lodówki i takie tam… mam też kilka płyt, które
genialnie sprawdzają się do spania. Najlepiej sprawdza się tu First Mind Nicka Mulveya- do 2011 roku
związanego z Portico Quartet. Płyta
może aż nazbyt spokojna, ale genialnie wyciszająca i uspokajająca. Przez jakiś
czas sprawdzała się też najnowsza produkcja duetu Xxanaxx- Triangles. Ale płytą, która od- chyba pięciu lat panuje wśród
moich „nocnych albumów” jest Mare Nostrum
tria Lundgren, Galliano i Fresu... i oni dla was.
6. Bo
taki mam nastrój.
Dajmy na to
taki ja. Nie słucham ani Pink Floydów, ani wielkich Rolling Stonse’ów. Co nie
oznacza przecież, że nie są to dobre płyty. Niedawno za to zacząłem słuchać Radiohead, Coldplay i kilka albumów Depechów… miałem taką akurat potrzebę.
Szukałem czegoś spokojniejszego. Tak trafiłem też na Mulveya. Ale też jakieś
dwa lata temu mieliśmy z Anią fazę na winyle. Przytargaliśmy więc stary
gramofon, który dostaliśmy od teściów, wyszliśmy na balkon i włączyliśmy sobie
Raya Charlesa i Stanisława Soykę. Mówcie co chcecie, ale nie wrócę nigdy do
cyfrowej wersji tych płyt. Dwa winyle, do których wracamy tak często.
7. Bo
jest na to czas.
Mam kilka
tytułów, które słucham okazjonalnie ale przynajmniej raz w roku. Wielki post to
są Pasje Bacha (zwłaszcza ta z Andreasem Schollem), Pendereckiego i Mykietyna i
Impresje wielkopostne Piotra Kałużnego.
Boże Narodzenie- Oratorium na Boże
Narodzenie Bacha, December Bottiego,
If On a Winter’s Night Stinga- od
której zaczęła się moja z nim muzyczna przygoda no i ubiegłoroczne Kolędy Polskie Włodka Pawlika. Poza tymi
okresami płyty te sobie leżą i czekają. No może jedynie po Stinga częściej wracam. Już od pierwszego śniegu i słucham przez
cała zimę.
Ale są też
albumy do których jednak nie wracamy. Ich żywotność kończy się więc niemalże z
wybrzmieniem ostatniego dźwięku. Może być tak, że nie trafiły one na swój czas,
albo w naszą estetykę.
8. Bo
nie!
Na tej samej
zasadzie, co „bo lubię”. Nie da się tego obronić. Ale… są albumy do których nie
wracam… Składam się z ciągłych powtórzeń Rojka,
to płyta dobra, ale chyba musi jeszcze poczekać na swój czas, bo po dwóch
pierwszych przesłuchaniach nie trafiła do mnie. Podobnie jest z Depechami, którzy na dłuższą metę
odpadają. Miałem potrzebę chwili, chwilę trwała i póki co nie wraca. Idąc dalej. Nie wracam też zbyt często do
klasyki. Mam kilka tytułów, ale powiedzmy Moniuszko, muzyka klawesynowa, muzyka
współczesna, barokowa to już generalnie jednorazowa historia. Wybijają się z
tego Chopin, Mahler, Mozart, Beethoven i Haendel. No może jeszcze Ligeti, Penderecki
i Mykietyn, których jednakowo uwielbiam.
9. Bo
nie mam czasu!
Nie wracam
często do wczesnego Stańki. Choć go uwielbiam. Ale te płyty wymagają czegoś
więcej aniżeli włączenia w odtwarzaczu. Wymagają wchłonięcia tej muzyki całym
sobą. Dlatego wracam do nich bardzo rzadko. Nie jest to muzyka łatwa, ale jest
to muzyka genialna. Dajmy na to Balladyna
z moim ukochanym Tomaszem Szukalskim. No dobra! Złapaliście mnie do
Balladyny wracam. Ale już do Music for K.
nie. A przecież jest to bardzo dobra płyta. No i jest Stańko...
10. Bo
dostałem ich zbyt dużo.
Natłok płyt,
które otrzymuję sprawia, że bardzo szybko skaczę z jednej płyty do drugiej.
Choć zdarzają się nieliczne zatrzymania. Prana
Artura Dutkiewicza, First Album Kuby
Płużka to płyty, które sprawiły, że nieco zatraciłem poczucie rzeczywistości i
wałkowałem je przez kilka dobrych dni. Prane
mam zresztą do dziś w aucie i często po nią sięgam. Ale jest niestety masa
płyt, do których już nie mam czasu wrócić. Mozart z Don Giovannim, czy z Weselem
Figara, Polska tria Możdżer, Danielsson, Fresco, Kilar, większość
Pendereckiego, muzyka barokowa, Bruckner, Brahms, Liszt… ta kolejka jest zbyt
długa. Może kiedyś jeszcze będę miał czas i posłucham sobie tych wszystkich
albumów raz jeszcze... a na koniec...?
To nagranie rozkłada mnie na łopatki.
A wy? Macie kilka płyt, do których często i namiętnie wracacie? Jakieś propozycje?
To nagranie rozkłada mnie na łopatki.
A wy? Macie kilka płyt, do których często i namiętnie wracacie? Jakieś propozycje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz