Dlaczego ta książka… albo lepiej, z czego ta książka? Z potrzeby serca, z nadziei, i dla nadziei.
Jak pisze autorka- Hanna Berełkowska „książka ta to wspólny zbiorowy głos wielu matek (i ojców!) niepełnosprawnych dzieci. To wyraz emocji, przemyśleń, marzeń i lęków wielu rodzin, w których nieuleczalna choroba dziecka wywróciła do góry nogami znajomy porządek. Nie ukrywam, że ta książka powstała też dla nas samych, by nazwać to, co nienazwane, ale odczuwalne, by głośno powiedzieć o tym, co czasem niewygodne, nieładne i boli”. Niepełnosprawność bliskiej osoby rozwala. Rozwala cały system bezpieczeństwa rodzinnego tak skrupulatnie konstruowany- nieraz latami. Rozmontowuje każde- dosłownie- układane latami elementy życia codziennego. W końcu ta codzienność staje się nagle heroiczną walką, z własnym egoizmem, który w każdym z nas głęboko przecież siedzi czasem wyłażąc mimo wszystko na sam wierzch. Niepełnosprawność w końcu jest lekcją miłości, której definicja w tym akurat konkretnym momencie zamyka się w oddaniu siebie- całkowicie (CAŁKOWICIE!!!) bezinteresownie najbliższej osobie.
Ale ta książka jest o czym innym.
O wątpliwościach, które towarzyszą ludziom stykającym się na co dzień z
niepełnosprawnością dziecka. Ta niepełnosprawność jest dla nich trudna i
bolesna, a jednak na co dzień muszą sobie z nią radzić. Niepełnosprawność w
końcu okrada ich z jakichś marzeń, które przecież każdy będący na początku
drogi rodzicielskiej ma względem dziecka. Ale też niepełnosprawność może nieco
paradoksalnie wiele daje. Daje radość z rzeczy, które przynajmniej teoretycznie
są błahe. Niewiele znaczące, dla dzieci niepełnosprawnych będące jednak
osiągnięciem.
Dla mnie jest to książka
szczególna. Bo całe życie uczyłem się i wciąż uczę (długo dorastałem do tego
sformułowania i do zrozumienia tego kto tu kogo uczy) od mojego
niepełnosprawnego brata (o którym również jest w książce) radości z życia.
Radości z rzeczy pozornie błahych, uśmiechu, optymizmu, ale też przede wszystkim
szczerości. Mam wrażenie, że Jego świat jest prosty. Nie ma miejsca na złość,
smutek… o bólu, wolę nie pisać- bo przechodząc kilka poważnych operacji bólu
miał od cholery. Nie mówiąc o kilkuletnich codziennych i kilkugodzinnych
ćwiczeniach, dzięki którym On w ogóle chodzi samodzielnie- co jest zasługą
mojej Mamy, która poświęciła mojemu bratu w zasadzie na wyłączność 10 lat
życia. Jest w Nim za to cała pełnia miłości… ogromnej miłości do ludzi… do
każdego człowieka, bo Kuba się cieszy wszystkim. Najmniejszymi rzeczami, które
nam umykają w codzienności, a ta i tak wielokrotnie wydaje nam się trudna. Ale
uwierzcie. Przy problemach tych dzieciaków, nasza codzienność często okazuje
się niewiele od nas wymagająca a nasze problemy? Są wielokrotnie śmiesznie
małe.
Książka powstała w ramach akcji stowarzyszenia Potrafię Więcej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz