29 listopada 2015

Fałszerz, Travolta i... film, który


Fałszerz jest filmem dość specyficznym. Fabuła jest prosta. Raymond J. Cutter (Travolta) wychodzi wcześniej z więzienia zamian za zlecenie. Musi sfałszować obraz Claude’a Moneta i podmienić go z wykradziony z muzeum oryginałem. W kradzieży pomagają mu jego ojciec (Christopher Plummer) i śmiertelnie chory syn (Tye Sheridan). Niby banał, ale spodziewałem się filmu z szybką akcją.

Generalnie w film zostały wplecione trzy historie, gdzieś tam się wzajemnie przenikające, równolegle idące, ale jednak różne. Można właśnie przez nie, odczytywać ten film na kilka sposobów. Po pierwsze w kontekście obyczajowym, przez pryzmat próby zbliżenia się ojca do syna. Po drugie w kontekście dramatycznym, poprzez próbę radzenia sobie ze śmiertelną chorobą, która determinuje wybory bohaterów. No i w kontekście sensacyjnym, to oczywiście fałszerstwo i kradzież obrazu.  

Szczerze mówiąc spodziewałem się trochę innego filmu. Czytając opis filmu, byłem pewien, że dostaję raczej zgrabnie nakręcony film mieszczący się w gatunku sensacyjnym. Generalnie jest mi ciężko się odnieść do gatunku… coś jakby dramat sensacyjny, bo jednak choroba dziecka głównego bohatera jest tu jednym z głównych motywów.

Akcja się rozkręca i rozkręca… i rozkręca… i rozkręca i w pięć minut kończy, ale mimo to jest to film, który obejrzę pewnie jeszcze nie raz, bo nie jest to film słaby. 

Można było nadać filmowi więcej polotu, i szaleństwa, ale taki był właśnie pomysł reżysera Philipa Martina. Pytanie, czy mnie przekonał do tego filmu?
Cóż, i tak, i nie.

Co mi się najbardziej podoba w filmie? To, że jest on po prostu prawdziwy. Nielukrowany obyczaj, życiowy i szczery. A mógł przecież pododawać masę gadżetów, które pewnie uatrakcyjniły by obraz, ale nic nie wniosłyby do samej fabuły. Travolta, jak Travolta, choć trochę postarzały, ale aktorsko w swoim stylu, choć nie jest to ten Travolta z najlepszych lat.

Generalnie jest to film, który śmiało mogę polecić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz