19 września 2012

Rafał Kwiatkowski i Szostakowicz

Chciałem trzymać się pewnej myśli wspólnej dla omawianych płyt i swojego rodzaju chronologii ukazywania się płyt. Stąd pewien zamysł, aby po płycie z Lutosławskim (2005 rok) przedstawić inną, niezwykle ciekawą płytę z Koncertami na wiolonczelę Szostakowicza (2006 rok). Znów- nie będę tego ukrywał, do sięgnięcia po płytę zachęcił mnie udział solisty- Rafała Kwiatkowskiego. Stąd właśnie wybór tego nagrania z katalogu DUX.



Wydaje się, iż Szostakowicz od jakiegoś czasu budzi sprzeczne odczucia w literaturze muzykologicznej. Przede wszystkim, nie można patrzeć na postać kompozytorów przez polskie realia. Nie oszukujmy się, jakże inna była sytuacja w ówczesnym ZSRS, a jakże inna- choć w pewien sposób powiązana- sytuacja w zbrodniczym prylu. Choć wątek ten jest niezwykle interesujący- wymaga osobnego omówienia, co już częściowo zostało znakomicie omówione w publikacji (Muzyka i Totalitaryzm). Zgadzam się z Rafałem Kwiatkowskim, iż „Niemożliwe jest jednak pełne zrozumienie twórczości Szostakowicza bez podstawowej wiedzy o otaczającej go rzeczywistości.” Czołowy radziecki kompozytor- pardon- „zmieciony” zarzutem  „formalizmu”… i choć jest to ciekawy temat, chciałbym zająć się mimo wszystko bohaterem płyty.
Jaki jest solista…? Bo nie ukrywajmy- on jest tu najbardziej intrygujący- pomimo wspaniałości Koncertów wiolonczelowych Szostakowicza. Choć słowo o utworach- bowiem jest pewien fakt- a może osoba, a nie fakt- łączący (łącząca) to nagranie z nagraniem Koncertu na wiolonczelę Lutosławskiego. Adresat Koncertów- Mścisław Rostropowicz. I choć Rostropowicz nie brał udziału w prawykonaniu Koncertu Lutosa, tu już udało mu się uczestniczyć w prawykonaniu- w roku 1959, w Leningradzie. Czteroczęściowy „klasycyzujący” Koncert- I część stanowi pewną oddzielną całość- trzy kolejne stanowią oddzielną i zamkniętą narrację. I w reszcie powracające pytanie… jaki jest solista? Jednakże napisać, iż jest on znakomity, to nic nie napisać. Piękna barwa, znakomita artykulacja i last but not least doskonały zamysł interpretacyjny jest bodaj najmocniejszą stroną tego albumu. Można powiedzieć: odegrać to jedno, sprawić by słuchacz muzykę przeżył to drugie. Tu słuchacz ma możliwość „muzykę przeżyć”. Dwa kontrastujące tematy I, w którym solista pokazuje nieco ostrzejszą artykulację… (na uwagę zasługuje również doskonała współpraca solisty z orkiestrą- Polska Orkiestra Radiowa pod batutą Wojciecha Rajskiego) i II liryczny, w którym solista znakomity „zmysł liryczny”. Druga część jest dość zaskakująca harmonicznie- jakby złagodzenie nastroju pierwszej części. Choć- najbardziej interesująca okazuje się Cadenza. Mam oto solistę samego. Bez brzmień orkiestry. W kadencji to właśnie wiolonczelista musi stworzyć sam sobie muzyczny świat i zainteresować nim słuchacza. Kwiatkowskiemu to się udaje. Liryczne fragmenty są zagrane niezwykle piękną barwą, natomiast wszelkie trudności techniczne nie wydają się wcale trudne- solista gra je bowiem z pewną łatwością… zwraca również uwagę doskonałe wyczucie przez wiolonczelistę dynamiki. Cadenza pełna liryzmu oraz dramatyzmu część płynnie (attacca) przechodzi w kolejną część… znów zmienia się charakter Koncertu.
Już sam początek II Koncertu wiolonczelowego (1966)- sam koncert również zadedykowany Rostropowiczowi- ukazuje odmienny charakter. Utwór- „pretendujący do miana symfonii koncertującej”- jak pisze Rafał Kwiatkowski w książeczce dołączonej do płyty- to dzieło niemalże kontemplacyjne. II temat I części to liryzm w najczystszej postaci. Rafał Kwiatkowski ukazuje tu znów całą feerię ciepłych i nasyconych barw wiolonczeli. Jakże kontrastująca okazuje się II część… żartobliwa, skoczna- istna artykulacyjna zabawa. III część z pięknie odegranym przez orkiestrą fanfarowym ustępem instrumentów dętych blaszanych stanowi piękne zwieńczenie całegoi wspaniałego- albumu.
Rafał Kwiatkowski „Koncerty wiolonczelowe (…) Są to utwory nad wyra dojrzałe warsztatowo, o bardzo silnie oddziałującej na słuchacza ekspresji. Niekwestionowanym ich atutem jest organiczne wkomponowanie elementów wirtuozerii instrumentu solowego w nadrzędną muzyczną całość”.
Jednakże należy zauważyć, iż muzyka nie mogła by oddziaływać na słuchacza gdyby nie doskonale przemyślana interpretacja. I to uważam za największy atut tajże płyty.
Ode mnie: ****** 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz