Spośród przesłanych mi przez sklep merlin.pl płyt-
składanek, zdecydowanie najlepszą jest Z
miłości do tanga. Najsłabiej wypada Vive
la France! 3… natomiast dość ciekawa okazuje się składanka Black magic
woman.
Postanowiłam zacząć od propozycji najsłabszej. Najsłabszej
nie oznacza katastrofalnej, bowiem uważam i zamierzam trzymać się mojego
zdania, iż zdecydowanie lepiej wydać pieniądze na tą płytę, niż kupować kolejny
popowy chłam. Nie uważam również, iż pop jest w całości beznadziejny. Jednak
zalew popowych płyt, wokalistów i wokalistek- gwiazd jednego lata okazuje się
wręcz przytłaczający, tak, ze słuchacz nie do końca się w tym wszystkim
orientuje. Stąd- jak się wydaje- dość duża powinna być w tym wszystkim rola
krytyków. Okazuje się jednakże, iż krytycy nie za wiele mają do powiedzenia,
gdyż nie mają w zasadzie żadnego medialnego „przebicia”. Ale nie o tym…
rozumiem, dlaczego akordeon. Gdy chodzi o dzisiejszą popularność sporo
zawdzięcza grupom, czy muzykom takim jak: Gotan Project, Motion Trio czy Marcin
Wyrostek. Sprawili oni, iż mi osobiście akordeon przestał kojarzyć się z
graniem „weselnych hitów”. Myślę, że również słuchacze spojrzeli na instrument
w nieco innym świetle. I słusznie… ale jaki jest ten francuski „podtytułowy”
akordeon (w końcu podtytuł to: Vive
L’Accordeon)? Miejscami ciekawy… ale czy rzeczywiście, słuchając tej płyty
czujemy się tak, jakbyśmy chodzili po paryskich uliczkach? Wydaje się, iż
utwory dobrane na składankę są poukładane z pewnym zamysłem, choć osobiście kilka
utworów bym pozmieniała. Składanki mają to do siebie, iż tylko kilka pozycji
dwupłytowych można zaakceptować w całości. Większość można by ograniczyć do
jednego krążka… uzyskalibyśmy dzięki temu lepszy odbiór… ale klimat francuski
jest generalnie zachowany w większości z utworów. Rzeczywiście można wyobrazić
sobie spacer po paryskich uliczkach… Chciałabym zatem napisać o pewnych moich
muzycznych odkryciach na tej płycie… Zdecydowanie najlepiej wypada Jean-Marc
Torchy… z resztą to jego utworów jest na
płycie najwięcej… i dobrze. Tango pour ma
blonde, uroczy Swinging Valse,
Chrystal of perlouze, La java des nanas, Mazurka des Arbuzzes oraz
zamykająca oba albumy Danza Sevilla
to zdecydowanie najmocniejsze punkty obu płyt. Jest to muzyka w całości
akustyczna i choć daleko jej do muzyki takich tuzów jak Richard Galliano, to ma
ona rzeczywiście francuski klimat. Warto również zaznaczyć, iż najlepsze
wrażenia pozostawia po sobie płyta pierwsza… dość ciekawe utwory Alexandry
Paris- zwłaszcza otwierający płytę Que
risquent ils. Dość ciekawy jest również utwór Poema- Benoit Chabot, choć powiem szczerze przeszkadzają mi trochę
syntezatorowe skrzypce. Generalnie rzecz biorąc- na płycie znalazłam jeszcze
kilka muzycznych odkryć- Damien Berezinski- grający Les yeux femes, czy Christophe Lampidecchia- Croque Musette. Druga płyta, to w większości utwory z
syntezatorowym akompaniamentem, co mi osobiście trochę przeszkadza, ale
generalnie płyty- obie- nie są najgorsze, stąd mogę spokojnie napisać, iż jest
to dość bezpieczny zakup… płyta na słoneczne popołudnia.
Ode mnie: ****
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz