Bodajże dwa lata temu (może trzy) podczas słuchania
retransmisji z BBC Proms po raz pierwszy spotkałem się z „wykorzystaniem”
adapteru i- mówiąc ogólnie- narzędzi didżejskich w utworze- nazywając umownie-
„klasycznym”. Gabriel Prokofiew- wnuk „tego Prokofiewa”- pokazał- choć
oczywiście nie on jako pierwszy, że gramofon to nie tylko didżejka zabawka…
wszystko zależy od tego kto za to się „zabierze”.
DJ Lenar należy z całą pewnością do ciekawszych postaci na
scenie… przewija się on przez rozmaite muzyczne, twórcze i niekiedy bardzo
intrygujące i oryginalne projekty muzyczne, spośród których na pewno można
wyróżnić płytę z cyklu Populista wytwórni
Bołt (Frédéric Blondy & DJ Lenar play
Mauricio Kagel Ludwig van). Trudno napisać kilka „słów” tak w skrócie
ujmując całą płytę… a napisać, iż Miniatury Eugeniusza Rudnika, które DJ Lenar
„bierze na warsztat” w jego rękach na nowo ożywają, to tak jak gdyby nic nie
napisać. Po pierwsze. Sam pomysł na album jest intrygujący. Takie twórcze
odgrzebanie Miniatur, które w założeniu były raczej szkicami, wprawkami lub
twórczą improwizacją i same stają się „formą muzyczną”… ale właśnie… jaką? Bo
forma muzyczna to pojęcie w ogromnym nawiasie. Szkice improwizowane? Wprawki?
Reinterpretacje Miniatur Eugeniusza Rudnika. Na pewno jest to płyta niezwykle
intrygująca… „Nie wiadomo ile jest
miniatur w archiwum Eugeniusza Rudnika. Ale jest ich dużo. Na tyle dużo, że nie
da się ich po prostu >>wydać<< na płytach- zawsze trzeba z nimi
najpierw coś zrobić, dokonać jakiejś selekcji i jakoś uporządkować. W tym
sensie przypominają one materiał muzyczny, który ostatecznie zawsze komponowany
będzie nie przez ich autora, ale przez ich wydawcę czy użytkownika […] w
pierwszym kroku naszego mierzenia się z >>Miniaturami<< zdecydowaliśmy
się przekazać nie w ręce dramaturga, ale muzyka. Wraz z innymi materiałami ze
Studia, gdyż >>Miniatury<< są tyleż materiałem do pracy, co metodą
tworzenia muzyki konkretnej”. Twórczość DJ Lenara, wymyka się teoriom i znanym
nam twórczym technikom, bo i „instrument” okazuje się niecodzienny (na studio
DJ składają się dwa gitarowe wzmacniacze, gramofon, mikser, loopstacja oraz
sampler). Na pewno ten rodzaj „odtwarzania” muzyki Rudnika zyskuje wiele więcej
na koncertach, kiedy sposób wykorzystania tychże technik możemy prześledzić
wizualnie. Próba wybrania najciekawszych momentów jest wydaje mi się zwyczajnie
bezsensowna, bowiem płyta, choć podzielona na tracki, zmontowana została tak,
aby pomiędzy poszczególnymi trackami nie było słyszalnych przerw. Daje to
poczucie spójnej całości… dokładnie jakbyśmy wysłuchali jednego ponad
półgodzinnego didżejskiego seta. Możemy zatem „wgryźć” się w nagranie w dwojaki
sposób. Po pierwsze potraktować je jako całość i w ten sposób dokonać analizy,
albo analizować każdy pojedynczy track. W ten sam z resztą sposób możemy
traktować analitycznie Etiudy Chopina… albo jako całość- i wtedy prześledzić
całą dramaturgię opusu- np. przyjrzeć się gdzie solista umieścił punkt
kulminacyjny całości… albo jako pojedyncze „miniatury”- każdą z osobna. Tu
problem jest nieco większy, bowiem niekiedy czas trwania pojedynczych tracków
waha się pomiędzy 1 sekundą (Second Closing) a 4:58 (Second
One). Całość podzielona jest na dwie części… z wyraźną dziesięciosekundową
cezurą Digital Silence. Warto zwrócić
uwagę zwłaszcza na trzy numery… First
Three (w którym znakomicie DJ Lenar nakłada na siebie kilka ścieżek
dźwiękowych dając jednocześnie „coś nowego”), Second One oraz Second Three.
Sposób w jaki „solista” kształtuje materiał dźwiękowy. Nakładając, zapętlając,
zwalniając poszczególne ścieżki sprawia, że płyta jest naprawdę niezwykle
intrygująca.
Ode mnie: ******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz