Mijająca w tym roku 80. Rocznica urodzin Krzysztofa
Pendereckiego (dokładnie 23 listopada) stanowi doskonały pretekst, by
uważniej przyjrzeć się interpretacjom dzieł kompozytora, których wychodzi
zwłaszcza w ostatnich dniach (miesiącach) całkiem sporo. Nie tak dawno przecież na rynku pojawiły się dwie
znakomite płyty (Penderecki/ Greenwood w wykonaniu AUKSO oraz Pianohooligan
Experiment Penderecki) a już dostajmy nowe… zaczynamy zatem od nowości…
Wytwórnia DUX w ramach edycji specjalnej z dziełami
Pendereckiego (niebawem pojawi się komplet Symfonii Pendereckiego pod batutą
samego kompozytora) wydała album z dziełami pochodzącymi w większości z lat 90.
Serenade for String Orchestra (1996- 97), Sinfonietta No 2 for flute
and String Orchestra (1994) oraz Sinfonietta per archi (1990- 91). Program „uzupełnia”
kompozycja wcześniejsza- z roku 1984 Concerto
per viola (violoncello) ed archi, percussione e celesta. Zanim przejdę do
meritum, pozwolę sobie na odrobinę prywaty… dość długo bowiem szukałem płyty z
muzyką Krzysztofa Pendereckiego, od której można by „zacząć”… tak, aby z jednej
strony nie zniechęcić do muzyki (czyli innymi słowy przekonać do niej
nieprzekonanych), ale z drugiej strony, aby „było słychać”, że to Penderecki…
jak często bywa… okazja- przez nowość wydawniczą- nadarzyła się sama… jakby przez przypadek. Zerkając na okładkę płyty- dodatkowym powodem
sięgnięcia po nią mogą być nazwiska solistów (znakomici Łukasz Długosz, oraz
Rafał Kwiatkowski), należących do ścisłej czołówki- myślę, że nie będzie w tym
ani trochę przesady- europejskich solistów. Wsłuchując się w twórczość
Pendereckiego z wczesnych lat 90- tych nie trudno wysłyszeć skierowanie się
kompozytora w stronę motywów lirycznych, czy może lepiej mówiąc „czynnika”
lirycznego… przewagę tego czynnika nad eksperymentami barwowymi
(sonorystycznymi) do jakich kompozytor przyzwyczaił słuchacza. Da się też
zauważyć pewien charakterystyczny dla utworów z tego okresu zabieg brzmieniowy
polegający na przerywaniu linii melodycznej potężnymi granymi forte lub fortissimo i niezwykle intensywnymi rytmicznie i fakturalnie
blokami akordowymi. Słyszymy je
zarówno w Kwartecie na klarnet i trio
smyczkowe, w Streichtrio, czy-
sięgając już do kompozycji nagranej na omawianym
albumie- w pierwszych taktach Sinfonietty
per archi.
Otwierająca
płytę Serenada na orkiestrę
smyczkową, jest przykładem kompozycji silnie nasyconej czynnikiem lirycznym i
ekspresją muzyczną… warto zwrócić również uwagę, na współbrzmienia zwłaszcza
ciekawe pojawiają się w II części Larghetto…
części wyjątkowo mało do Pendereckiego pasującej… może bardziej do III
Symfonii Henryka Mikołaja Góreckiego (urodzony w tym samym przecież roku co
Penderecki)… ale z drugiej strony nie ma też co narzekać, bo kompozycji słucha
się bardzo przyjemnie. Sinfonietta No 2 na
flet i orkiestrę smyczkową rozpoczyna się krótką kadencją solisty. W pewnym
momencie piano pianissimo dobarwia ją
orkiestra tworząć niezwykle ciekawe tło brzmieniowe. Pierwsza część- Notturno. Adagio jest bardzo wyciszona,
niemalże intymna. Muzyczne ożywienie- czy może innymi słowy „wyrwanie się z
nokturnowej aury brzmieniowej”- przynosi dopiero część druga- Scherzo. Vivacissimo. Finałowa część Agshied. Larghetto poprzedzona w
zasadzie drobnym ustępem w postaci części III Serenade. Tempo di valse- jest częścią w większym stopniu nasyconą
ekspresją. Co ciekawe Penderecki w kilku miejscach decyduje się na małą
„zmianę ról” fletu ze skrzypcami, które przejmują rolę instrumentu solistycznego. Flet natomiast wtapia się w „tło” brzmieniowe jakie stanowi orkiestra. Warto zwrócić uwagę na znakomitą grę solisty. Łukasz Długosz operujący bardzo przyjemną, niezwykle ciepłą barwą poradził sobie bardzo dobrze z trudnościami technicznymi, których partia fletu nie jest przecież pozbawiona. Początek Sinfonietty per archi stanowi aż nadto wyrazisty kontrast w stosunku do poprzedzającej ją kompozycji. Rozpoczynające ją gwałtowne bloki akordowe- powracające zresztą w dalszym ciągu kompozycji- „rozdzielają” potratowane solistycznie partie instrumentalne. Żywiołowy charakter pierwszej części stopniowo łagodnieje przynosząc tak charakterystyczny dla tego okresu twórczości liryzm… choć rozbijany przez powracające silnie schromatyzowane bloki akordowe oraz ekspresyjne motywy znane z początku tej części (muzyczne retrospekcje?). Zamykająca utwór część Vivace silnie schromatyzowana i żywiołowa w swym charakterze, wsparta na filarach z dysonujących akordów jest ciekawym i efektownym zakończeniem dzieła.
„zmianę ról” fletu ze skrzypcami, które przejmują rolę instrumentu solistycznego. Flet natomiast wtapia się w „tło” brzmieniowe jakie stanowi orkiestra. Warto zwrócić uwagę na znakomitą grę solisty. Łukasz Długosz operujący bardzo przyjemną, niezwykle ciepłą barwą poradził sobie bardzo dobrze z trudnościami technicznymi, których partia fletu nie jest przecież pozbawiona. Początek Sinfonietty per archi stanowi aż nadto wyrazisty kontrast w stosunku do poprzedzającej ją kompozycji. Rozpoczynające ją gwałtowne bloki akordowe- powracające zresztą w dalszym ciągu kompozycji- „rozdzielają” potratowane solistycznie partie instrumentalne. Żywiołowy charakter pierwszej części stopniowo łagodnieje przynosząc tak charakterystyczny dla tego okresu twórczości liryzm… choć rozbijany przez powracające silnie schromatyzowane bloki akordowe oraz ekspresyjne motywy znane z początku tej części (muzyczne retrospekcje?). Zamykająca utwór część Vivace silnie schromatyzowana i żywiołowa w swym charakterze, wsparta na filarach z dysonujących akordów jest ciekawym i efektownym zakończeniem dzieła.
Wieńczący
płytę Concerto per viola (violoncello) ed
archi, percussione e celesta- podobnie jak w przypadku kompozycji „z
udziałem” fletu, rozpoczynający się drobnym ustępem kadencyjnym- jest
kompozycją trudną technicznie. Duża rozpiętość rejestrów wiolonczeli, momenty
niezwykle trudne rytmicznie czy spore zagęszczenie fakturalne partii orkiestry
mogą w rzeczywistości sprawiać spore problemy wykonawcom. Jednakże słuchając
nagrania mamy wrażenie ogromnej łatwości grania. Rafał Kwiatkowski jako solista
spisuje się znakomicie… gra pięknym, pełnym dźwiękiem dużą dbałością o
intonację. Gra orkiestry, jest zresztą na równie wysokim poziomie… Radomska
Orkiestra Kameralna pod batutą Macieja Żółtowskiego w każdej kompozycji brzmi
bardzo spójnie… dosłownie jak jeden „organizm”… Dyrygent wydobywa z orkiestry
całą paletę intrygujących brzmień- raz niezwykle wręcz stonowanych innym razem
pełnych gwałtowności, choć nigdy ordynarnych. Płyta zdecydowanie godna uwagi.
Ode mnie: *****
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz