Szukałem ostatnimi czasy płyty „lekkiej”, przyjemnej, a jednocześnie dobrej pod względem muzycznym. Z pomocą przyszedł mi nie kto inny jak pianista Bogdan Hołownia, od którego niedawno otrzymałem komplet nowszych nagrań… Płyta Żarcik à propos to nagranie, które ma kilku muzycznych bohaterów. Sama muzyka- kompozycje Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory w aranżacji Bogdana Hołowni. Znakomici instrumentaliście... ale dla mnie tym głównym bohaterem pozostaje Joanna Trzepiecińska.
Nie znam, przyznam szczerze, historii samego nagrania, choć patrząc na sam repertuar nagrany zaryzykowałbym, iż pomysłodawcą i swoistym spiritus movens całego przedsięwzięcia był polski pianista wyraźnie wręcz „zadłużony” w twórczości Jerzego Wasowskiego. Skład instrumentalistów skompletowany zaś został na potrzeby projektu z samej czołówki polskich jazzmanów: Cezary Konrad, Paweł Pańta i oczywiście sam Bogdan Hołownia, w kilku zaś miejscach do tria dołącza trębacz Robert Murakowski (genialnie wkomponowany w Nie pożałuje pan cytat na trąbce z A Foggy Day Gershwina)… jednakże instrumentaliści pozostają trochę, chyba mimo wszystko za bardzo w cieniu… grają znakomicie, ale mimo wszystko trochę mi ich za mało… a jak sprawdza się jako wokalistka Joanna Trzepiecińska? Chyba nie przesadzę zbytnio pisząc, iż spisuje się równie znakomicie co „instrumentaliści”, czym- nie będę ukrywał- nieco mnie zaskoczyła. W kilku miejscach wręcz imponuje bawiąc się głosem, pokazując tym samym spory wachlarz wokalnych umiejętności. Joanna Trzepiecińska jako wokalistka jest bardzo barwna… raz zalotna (Kaziu zakochaj się), innym razem zmysłowa (w Ciepła wdówka na zimę), a jeszcze kiedy indziej liryczna (O, Romeo!), co dodaje samej muzyce ogromnej wartości. To nie tylko wokal, ale wręcz aktorska gra wokalna… jeżeli pokusić się o wyszczególnienie tych najbardziej interesujących momentów, to należałoby wskazać utwory nieco żywsze Kaziu, zakochaj się; Ciepła wdówka na zimę; Nie pożałuje pan czy genialnie zinterpretowane Tico tico. Najmniej przekonują mnie natomiast utwory liryczne O, Romeo! czy Jeszcze poczekajmy, za to może „drobny minusik”.
Może za mało tu dla mnie, momentów improwizowanych, ale z drugiej strony nie umniejsza to w żaden sposób wartości całej produkcji, która jest bez dwóch zdań bardzo dobrą i wyraźnie n naszej scenie się wyróżniającą. Często trafiają w nasze uszy aktorki usiłujące śpiewać. Nie bardzo wyszło Annie Dereszowskiej, nie bardzo wychodzi to też walczącej z intonacyjną materią Joannie Moro. A w śpiewie Joanny Trzepiecińskiej jest wszystko, czego wymaga się od rasowych wokalistek. Intonacyjnie bardzo dobrze, interpretacyjnie znakomicie, zaś zabawa głosem czyni jej śpiew w kilku momentach wręcz fascynującym i zapadającym głęboko w pamięć.
Ode mnie: *****/ ******
Mikołaj Szykor
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz