Pierwszy raz w życiu, aż tyle siedziałem nad jednym tekstem. Dłubałem i dłubałem, i słuchałem… A jaki był ten rok? Ten rok był pod względem muzycznym wyjątkowy. Polskie Grammy, ale też moja muzyczna podróż po różnych bardzo od siebie odległych siebie gatunkach i estetykach. Rock, pop, jazz, klasyka to wszystko pomieszane ze sobą i poplątane daje ogromnie intrygujący muzyczny pejzaż. Bodajże Tomasz Stańko mówił w którymś z wywiadów, że słuchając muzyki miesza ze sobą gatunki tworząc swoisty stylistyczny kolaż. Dobre to rozwiązanie, a przede wszystkim rozwiązanie pozwalające odświeżyć swój muzyczny światopogląd.
W tym roku zrezygnowałem z jakiegokolwiek rankingu, bo w
sumie, to mija się z celem. Poza tym nie cierpię muzycznych rankingów, z tego
powodu, że muzyka pozostająca ogromnie indywidualnym środkiem wyrażania przez
artystów siebie niejako nie daje się w żaden sposób zrankingować. Każde
nagranie bywa inaczej opowiadaną historią, która ma co prawda tego samego
bohatera tytułowego, ale pejzaże, bohaterowie poboczni, pozostają elementem
zmiennym. Kilka płyt, które w tym roku ujęły mnie w wyjątkowy sposób? Lista
składa się z dwudziestu pięciu pozycji, i nijak nie umiem jej skrócić… nie,
przepraszam. Ja jej po prostu nie chcę skracać.
W sumie ciężko w tym muzycznym molochu wybrać płytę, od
której chciałbym zacząć… choć nie. Mam.
Adam Czerwiński Friends.
Music of Jarek Śmietana.
Ta płyta to hołd złożony Jarkowi Śmietanie. Hołd
arcywyjątkowy. Ale, co dla mnie osobiście najważniejsze Adamowi Czerwińskiemu udało
się stworzyć, muzycznie wyśrubowany album, bez zbędnych słów nagrał z
przyjaciółmi Jarka płytę, która musi stanąć na półce każdego, dla którego
muzyka polska jest ważna. Pisałem już o samym albumie (o tutaj) i dodam, tylko,
że nie wyobrażam sobie mojej muzycznej półki bez tego albumu. Z pełną
odpowiedzialnością, kładę to nagranie obok ważnych dla mnie płyt Milesa,
Jarretta i E.S.T.
U2 Songs of innocence
Czy to najlepsza płyta U2? Nie sądzę. Ale skłamałbym, gdybym
napisał, że jest to dla mnie płyta obojętna, bo nie jest. Wychodząc daleko
pozamuzycznie, jest to dla mnie płyta bardzo osobista, która pomogła mi w na
serio ciężkich momentach i z całą pewnością przyda się w przyszłości. Może i
brzmi to patetycznie, może i nieco naiwnie, ale traktuję ją na serio w szczególny sposób. Tyle prywaty. A
muzyka? Jest kilka takich fragmentów, które mnie bardzo wręcz rozczulają… Song for Someone; Iris (Hold Me Close); Sleep Like a Baby Tonight i jeszcze genialna alternatywna
wersja (jako bonus CD) Every Breaking Wave
z Acoustic Sessions. Coś
więcej? Fajnie przybrudzone The Miracle
(of Joey Ramone) z przesterowaną gitarą. No i generalnie słucha się tej
płyty całkiem dobrze.
Małe Instrumenty Kartacz.
Jest jedna rzecz, za którą Małe instrumenty uwielbiam.
Świadomość muzyczna i inteligencja. Właściwie każdy ich projekt, jest
fascynującą podróżą w ich- i momentami tylko ich- muzyczne rejony. Projekt
poświęcony muzyce tworzonej przez Studio Eksperymentalne Radia Polskiego to nie
tylko fascynujące źródło sonorystycznych doznań, ale też świadectwo ogromnego
wyczucia brzmieniowego i efekt poszukiwań, badań dźwiękowych zminiaturyzowanych
instrumentów.
Idea Małych Instrumentów pojawiła się około 2005 roku, a
wynikała z mojej potrzeby badania nietypowych źródeł dźwięku. Od tamtego czasu
staram się poszukiwać unikalnych brzmień
instrumentów profesjonalnych w najmniejszych rozmiarach, instrumentów
edukacyjnych, zabawek dźwiękowych, grających obiektów, kuriozalnych wynalazków
muzycznych. Odkrycia te uzupełniam tworząc autorskie konstrukcje grające.
Wspólnym mianownikiem tych działań jest fizyczny, mechaniczny dźwięk, na
którego kształt przekłada się realność i cielesność wykonawcy. Aparycja, oraz
wielość instrumentów zbliżają realizacje sceniczne Małych Instrumentów do
teatru instrumentalnego (Paweł Romańczuk, grudzień 2013).
Na płycie nadrukowana jest data 2013, ale ponieważ samo
nagranie trafiło do mnie już w 2014 roku, dlatego umieszczam je w tym
zestawieniu… fascynujące odkrycie. Nie znalazłem nagrania z Kartacza, ale nie mniej fascynujące...
Lorein Monokolor/ Drzewa i Planety.
To jedno z tych zaskoczeń, których oczekuję od programów
typu Must Be The Music. Co prawda
łatwo na pierwszy rzut ucha wpisywany w warstwie wokalnej w rojkową manierę,
okazuje się jednak bytem oryginalnym. Polskie teksty- a jakże, okazuje się, że
można i po polsku napisać inteligentny tekst, fajnie zaaranżowane poszczególne
numery i przyjemnie przybrudzone brzmienia, dla mnie są na tyle intrygujące,
żeby sięgnąć w tym miejscu właśnie po te płyty. Pozytywny przekaz, choć w warstwie
tekstowej dość- przyznam szczerze- specyficzny. Dwa krążki, które dostałem są
bytami ściśle pod względem estetycznym zespolonymi ze sobą, to jednak słychać
spory progres i zindywidualizowanie muzycznego przekazu na drugim krążku.
Marcin
Wasilewski Trio w/ Joakim Milder Spark of Life.
Jeżeli napisałbym, że przeszedłem obok tej zapowiedzi
obojętnie, to bym najzwyczajniej w świecie skłamał, a szczerze mówiąc bardzo
rzadko się zdarza, żeby sama zapowiedź albumu przerodziła się w tak ogromne
moje zainteresowanie. Trio Marcina Wasilewskiego pokochałem dawno już temu za
płytę Lontano, którą do tej pory uważam za najlepsze nagranie Stańki (tuż przed
Wisławą, Balladyną i Litanią). Uwielbiam za sposób w jaki
kreują swoją muzyczną opowieść, za genialne wyczucie harmoniczne i za ten pełen
intymności klimat nagrań. W tym sensie niewiele się zmieniło na nowym nagraniu
tria, choć, nie powiem, bo kilka niespodzianek ona przyniosła. Hey; Sting;
Krzysztof Komeda; Herbie Hancock i Grażyna Bacewicz… tracklista okazuje się co prawda zaskakująca, jednak pod względem
estetycznym dostajemy bardzo spójny materiał. Czy jest to najlepsza płyta tria,
tego nie powiem, z całą pewnością jest to płyta wyśmienita i muzycznie
wysmakowana, i nie wyobrażałem sobie tego wpisu, bez tej płyty… Aha! I do tego
wszystkiego jeszcze moja ukochana Kołysanka Komedy Chapeau bas!
Białoszewski do słuchu
(vol. 1-4)
Fascynujący zapis nagrań dzieł (Wyprawy Krzyżowe; Osmędusze; Wiersze dźwiękowe; Chamowo i późne
wiersze) Mirona Białoszewskiego nagrywane przez niego samego, bądź jego
przyjaciół. To chyba pierwszy powód, dla którego sięgnąłem po płyty. Ale
wytwórnia bołt jak zwykle dodaje coś od siebie w postaci nagrań inspirowanych
Białoszewskim. Dla mnie to one w sposób bezpośredni stanowią o ogromnej
wartości samego projektu. Białoszewski oddziałujący na wyobraźnię muzyków z
Mikrokolektywu, Marcina Staniszewskiego (Chamowo)
czy Patryka Zakrockiego (Osmędusze, czyli
ulotności i bazgroły) to jak dla mnie jeden z najbardziej wartościowych
projektów z pogranicza muzyki współczesnej, teatru poetyckiego (czy muzycznego)
i muzyki improwizowanej jakie do mnie trafiły w zeszłym roku. Wydawnictwo bołt
już nie pierwszy raz wydobywa z archiwów na światło dzienne niezwykle ważne
nagrania, które w rzeczywistości ubogacają nasze postrzeganie świata muzycznego
czy literackiego z lat 60-ych; 70-ych czy 80-ych, jak ma to miejsce chociażby w
fantastycznej serii nagrań powstałych w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia
i nagrań inspirowanymi działalnością Studia. A skoro już przy Studiu jesteśmy…
Andrzej Bieżan Polygamy
Wiele działo się w muzyce tworzonej w Studiu
Eksperymentalnym Polskiego Radia. Bardzo wiele. Szkoda tylko, że sztuka ta
pozostawała na wiele lat znana tylko niejako wtajemniczonym. Znakomitym tego
przykładem są utwory zbyt wcześnie zmarłego Aleksandra Bieżana. Pomimo, że
seria ma w sobie kilka znakomitych, wybitnych nagrań, tylko kilka z nich
utkwiły w mojej pamięci tak głęboko Pres
Scores; muzyka Tomasza Sikorskiego i właśnie muzyka Andrzeja Bieżana. To
muzyka bezkompromisowa, ale gdzieś tam wewnętrznie uporządkowana. Muzyka
tworzona tu i teraz, w formie takiego dzieła dziejącego się w czasie
rzeczywistym w formie improwizowanej. To muzyka wymagająca, ale takiej słucha
się zdecydowanie ciekawiej, bo zaskakuje słuchacza w najmniej oczekiwanym przez
niego momencie. A skoro już jesteśmy przy muzyce trudnej…
Kuba Płużek First
Album
Zaskakujący to debiut, w sensie muzycznej dojrzałości… Płużek
przy udziale znakomitych Dawida Fortuny, Marka Pospieszalskiego i Maxa Muchy
nagrał muzykę niezwykle wyrafinowaną, choć jak pisałem wyżej trudną w odbiorze.
Zaskakująco przemyślany to projekt (tryptyk Lunzyferion).
Bez jakichś umizgów względem słuchacza. Po prostu i bez zbędnego wstępu, Płużek
wciąga w sam środek swojego muzycznego świata oferując swoją muzyczną
wyobraźnię, znakomite pomysły kompozytorskie…
Adam Wendt Acoustic
Set
Takie płyty muszą się podobać. Kawał fajnie zagranego i
przemyślanego jazzu z nawiązaniem do world
music. Nie chcę pisać, że to taki zgrabnie przemyślany samograj, ale po trosze
tak właśnie jest. Takich płyt jest wiele? No właśnie niekoniecznie. Pięknie się
tej płyty słucha zwłaszcza wieczorem „do łóżka”, a że odkryłem ją w chwili,
kiedy tego spokoju nieco więcej potrzebowałem z wzajemnością polubiłem ten
krążek. Dobre improwizacje, przyjemne kompozycje Adama Wendta obok Viaggio Richarda Galliano i Oblivion Astora Piazzolli tworzą
znakomity w odbiorze muzyczny klimat.
Włodek
Pawlik Trio w/ Randy Brecker Night In
Calisia Live
No helou. Miałoby zabraknąć Włodka Pawlika? Owszem,
przyznam, że jak dla mnie największą zaletą ogromnej popularności Pawlika są
wznowienia jego wcześniejszych nagrań, które przez kilka lat były niedostępne,
ale to rozmowa na inny wpis. A jak jest na nagraniu live z materiałem
nagrodzonym nagrodą Grammy? No a jak
może być, kiedy za materiał zabiera się czterech wybitnych polskich jazzmanów?
Paweł Pańta i Cezary Konrad to już od kilku lat najlepsza sekcja w Polsce.
Pawlik- klasa sama w sobie. No i Randy. To wszystko okraszone orkiestrowym
akompaniamentem (sorry, ale orkiestra pełni tu rolę dobarwiającą) Orkiestra
Filharmonii Kaliskiej pod Adamem Klockiem… to nie ma prawa się nie podobać.
Jazzpospolita JazzPo!
Grupy słucham już od jakiegoś czasu, nic więc dziwnego, że
ogromną frajdę sprawiła mi ich najnowsza produkcja. JazzPo! to co prawda nic innego, jak kontynuacja estetyki z którą
grupa jest kojarzona, co świadczy o sporej już dojrzałości muzycznej, co mnie
osobiście właśnie najbardziej w tym wszystkim urzeka. Solidna sekcja z bardzo
przyjemną basówką (Stefan Nowakowski), perkusją (Wojtek Oleksiak) i gitarą
(Michał Przerwa- Tetmajer), okraszone równie przyjemną grą klawiszy (Michał
Załęski)
Sławek Jaskułke Sea
Jeszcze przed Świętami pisałem o tym nagraniu. Sławek
poszedł w nieco zaskakującą stronę, od muzyki intymnej (Moments) do równie- a może bardziej?- intymnego minimalu.
Powtarzane figury melorytmiczne okazują się w gruncie rzeczy pewną bazą dla
dalszych muzycznych poszukiwań. I powtarza Sławek akordy, przebiegi, jakby
chciał, żeby słuchacz zapamiętał, żeby miał czas na odkrycie w nich, tego
wszystkiego, co on odnalazł. I bawi się Sławek wodząc słuchacza za nos zmysłów
muzycznych pokazując tym samym, nie tylko pełnię pianistycznej techniki, ale
wyczulenie na palety barw i swoją muzyczną wrażliwość. Przygotowując właśnie
większy tekst o jego pianistyce uzmysławiam sobie, że w sumie, to każdy
projekt, który wyszedł spod jego ręki prowadził wprost do tego właśnie
projektu. Do tego właśnie minimalu, nad którym unosi się swobodnie duch
znakomitego i wciąż zbyt mało znanego Tomasza Sikorskiego… choć może zbyt
odległe to już skojarzenie?
F.O.U.R.S
Collective Treezz
Mieli w tym roku swój moment, podczas tegorocznej edycji Mam
Talent. Nie wygrali, ale zrobili kawał na serio dobrego jazzowego zamieszania.
Ale też spłycanie działalności kolektywu do występów w MT byłoby nie na
miejscu. Kawał dobrego jazzu zahaczającego o mainstream, ale z elementami
świadomego uwspółcześniana go… i znakomity wokal Stanisława Plewniaka
(największe zaskoczenie, które zapamiętałem po występie w MT)…
Obara International Live
At Manggha
Tu będzie krótko… Jeżeli czytasz to zestawienie, właśnie dla
tego, że jesteś ciekawy moich opinii, to wiedz, że każda płyta Maćka pojawiać
się będzie w tego typu zestawieniach u mnie zawsze. Bez dwóch zdań, jak dla
mnie najlepszy alcista w dzisiejszej „młodej” Polsce… i najbardziej kreatywny
kolektyw polsko- skandynawski. Wymagająca i genialnie wciągająca muzyka…
Myrczek/ Tomaszewski Love
Revisited
Pełne zaskoczenie. Znając projekty wychodzące pod szyldem ForTune spodziewałem się jakiejś
totalnej dekonstrukcji melodycznej. Czegoś nowego, może nawet szokującego.
Jakichś przesterów wokalu… wymyślałem długo. Istne „cuda-wianki” A tu? Kameralny i niezwykle intymny projekt
dwóch mega wrażliwych muzyków. Jakoś tak
się działo, że unikałem nagrań wokalistów- do tej pory na blogu mało pisałem o
wokalnych projektach… Ale tej płyty słucha się tego znakomicie. Może to właśnie
taki moment, który uświadomił mi, że w muzyce wokalnej na serio dzieje się
sporo… à propos tego sporo…
Trzy dni później Pokój
jej cieniom
To płyta magiczna. Bez dwóch zdań wciągająca. Trzy magiczne
głosy (Marta Groffik-Perchel, Marta Piwowar i Joanna Piwowar- Antosiewicz)
okraszone akompaniamentem Pawła Odorowicza. Oj
lulaj, lulaj to absolutna perełka. Poruszająca, wzruszająca kołysanka z
mistrzowskim towarzyszeniem instrumentu i elektroniki… To nie tylko bawienie
się elektroniką, ale jej świadome wykorzystywanie i wplatanie jej w muzyczną estetykę
grupy.
Rafał Sarnecki Cat’s
Dream
Rozwinął się nam Rafał Sarnecki. Taki nasz człowiek w Nowym
Yorku… Yeah… Pamiętam jak kilka lat temu trafiłem na płytę Song From The New Place. Zaskoczony byłem muzyczną dojrzałością,
fajnymi, nieszablonowymi pomysłami i jakością grania. Zakochany muzycznie w
Marku Napiórkowskim (zauroczenie trwa do dziś), odkryłem, że nie tylko Nap
potrafi grać na gitarze… W tym sensie Sarnecki, niejako kontynuując, już o
kilka lat dojrzalszy nagrywa solowy album, na bardzo dobrym poziomie. Dużo zrobiło
pozytywnego zaproszenie Bogny Kicińskiej, wokalistki wrażliwej i posiadającej
dobry warsztat. Co tu dużo pisać? Must have men…
Bartosz Dworak
Quartet Live at Radio Katowice…
Powiem szczerze, nie osłuchałem tej płyty na tyle, na ile
ona zasługuje, ale pierwsze wrażenie robi na tyle pozytywne, że chciałem
zaznaczyć jej istnieje. Sporym plusem, jest dla mnie sięganie przez Dworaka do
tradycji polskiego jazzu z Seifertem i Kulpowiczem. Piękny gest w stronę
zapomnianych w sumie- całkiem niesłusznie- muzyków. Taka refleksja niezwiązana
bezpośrednio… mamy piękną muzyczną tradycję i tylko de facto od nas zależy, czy nazwiska takie jak Seifert, Kulpowicz,
Kosz czy Trzaskowski nie odejdą w zapomnienie… a przy okazji, słuchania płyty
Bartka Dworaka przypomniałem sobie o albumie, który mnie przecież jakiś czas
temu ogromnie zachwycił…
Bałdych
& Herman The New Tradition/ Iiro
Rantala String Trio Anyone with a heart
No dobra. Obydwa albumy pojawiają się w tym miejscy przez
jedno nazwisko Bałdych. Adam Bałdych… niejako monopolista na wiolinistycznym
polskim rynku muzycznym, choć samo nazwisko wyszło już dawno poza granice
naszej rodzimej sceny. Bez przesady można napisać, światowy talent. Wrażliwy,
inteligentny, doskonały technicznie…. O
obydwu płytach pisałem, więc? Podlinkowuję do wcześniejszych wpisów (New Tradition i Anyone with a heart) i
idę się przejść oczywiście obowiązkowo z Bałdychem na uszach.
Przemysław
Strączek International Group White grain
of coffee
Jeździ ta płyta ze mną już drugi tydzień w samochodzie niepozornie i nie narzucając się zbytnio umila
mi czas w porannych i popołudniowych miejskich korkach. Chyba właśnie w tym
tkwi wyjątkowość tej płyty. Bez jakichś mega fajerwerków technicznych wraz z Karoliną
Śleziak, Radkiem Nowickim, Michałem Wierbą, Francesciem Angiulim i Flaviem Li
Vigni stworzył nasz gitarzysta po prostu urokliwą, miejscami nawet kokieteryjną
płytę. Płytę, która mi osobiście sprawiła wiele frajdy, i do której bardzo
często wracam. Jest tu wszystko, co powinno się znaleźć na takim krążku.
Urokliwe ballady, mocniejsze gitarowe riffy… jest dobrze, choć czy mogło być
lepiej? Pewnie mogło, ale nie ma co narzekać.
Daktari Lost Tawns
Starczyło mi w tym roku czasu na dwa wpisy o Daktari… To nie
jest muzyka prosta, łatwa i przyjemna, ale bez dwóch zdań uzależnia i wciąga...
Olgierd Dokalski, wyrasta jak dla mnie na najciekawszego trębacza młodego
pokolenia, a co najmniej najbardziej kreatywnego (obok Tomka Dąbrowskiego). Podlinkowuje do dwóch (Lost Tawns i wpis o Daktari z Nor Cold) poprzednich wpisów i lecę dalej…
Pianohooligan 15
Studies for the Oberek
Nie będę ukrywał, że od czasów bez dwóch zdań genialnej
płyty z muzyką Pendereckiego i nieco tylko słabszej z Bachem (nagranej z Marcinem
Maseckim)- po drodze jeszcze znakomita Hopasa
z High Definition Quartet- jestem zakochany w pianistyce Piotra Orzechowskiego.
To co robi z materiałem świadczy nie tylko o ogromnej wyobraźni, ale o
pierwiastku- nie przesadzę pisząc- genialności. Tylko dwóch pianistów zrobiło
na mnie tak piorunujące wrażenie w ostatnich latach. Dominik Wania i właśnie
Orzechowski. Studia nad Oberkiem to pięć grup tematycznych składających się na
Oberka i niejako go konstytuujący. A Orzechowski bawi się materiałem, pulsem,
intensywnością i wodzi słuchacza za ucho opowiadając mu swoją historię.
Michał Wróblewski Trio City
Album
To też nieco bardziej sentymentalny powrót do artysty. Tu
już nie ma wielkich indywidualności, ale jest bardzo sumienne podejście do jazzowej
materii. Ten album, to podróż. Podróż Michała Wróblewskiego, Michała Jarosa i
Pawła Dobrowolskiego po miejskich zakamarkach, a w zasadzie próba opowiedzenia
tego muzyką. Próba dodajmy udana.
Dominik Bukowski Simple
Words
Prostymi słowami opowiedziana opowieść Dominika Bukowskiego,
to raczej takie tradycyjne podejście. Nie chcę przez to pisać, że muzycznie
zachowawcze, bo jest to płyta na prawdę znakomita. Bukowski ma talent do
tematów w tym samym chyba stopniu, co do dobierania sobie muzycznych kompanów. Przemysława
Jarosza (bębny) i Piotra Lemańczyka (bas) znam już znakomicie… zagadką był dla
mnie Sri Hanuraga (piano). Znakomicie kontrapunktujący partię lidera,
znakomicie odczytujący intencje partnerów i bardzo inteligentnie bawiący się
formą improwizowaną.
Adam Pierończyk Quartet A-trane
nights/ Piotr Damasiewicz Quartet Mnemotaksja
Jeżeli nie wiesz kto to Adam Pierończyk, to znaczy, że
musisz pobiec do sklepu po dwie płyty. Solową nagraną na sopranie The Planet of Eternal Life (na sopranie
jest absolutnie najlepszy) i właśnie A-trane
nights. To dwie co prawda inne płyty, ale jednakowoż ukazujące Pierończyka
w tym samym estetycznym świecie (cholera cały czas powtarzam się z tą estetyką,
ale co zrobić). Absolutnie magiczny jest moment, kiedy chwyta za sopran. Ale
też pojawia się niespodzianka. Pierończyk nie lubi ułatwiać sobie zbytnio życia.
Nagranie płyty solo stawia przed wykonawcą ogromne wyzwania, ale nie łatwiej
jest kiedy z kwartetu usuwa się fortepian. Mamy więc puzon z didgeridoo (Adrian
Mears), bas (Anthony Cox) i bębny Krzysztof Dziedzic. Tu nie ma miejsca na
wycofanie się, na jakiś przestój. Mamy intensywność, skumulowaną energię i
znakomity poziom muzyczny świadczący o niezwykłym kunszcie muzyków. Mój
faworyt? Muniak & Pierończyk- Best
bakers In Town…
Damas z kolei to dekonstrukcja totalna i absolutna. Muzyka
arcytrudna, ale z drugiej strony? To właśnie ta muzyka współczesna, trudna w
odbiorze przekonała mnie do tego, że wcale nie wszystko zostało jeszcze
powiedziane. Dopóki na naszej scenie pojawiają się tacy rzeźnicy jak
Damasiewicz, to jestem o rozwój samej muzyki spokojny. Nudy nie ma…
25 pozycji. Dużo i mało. Mało, bo nagrań rok rocznie pojawia się „od groma”
zabrakło też miejsca na nagrania bez dwóch zdań znakomite Last Dance Jarretta z Hadenem, czy In My Solitude Branforda Marsalisa… w między czasie pojawiła się
też bardzo ciekawa The Imagined savior is
far easier to paint Ambrose Akinmusire’a. Może jeszcze fajnie byłoby
wymienić Ingolfa Wundera z Czajkowskim i Chopinem… ale postawiłem w tym roku na
nagrania polskie. Jeszcze jedna uwaga! To nie są może najlepsze płyty w tym,
roku, ale płyty, które mi osobiście na długo zapadły w pamięć i do których
często będę wracał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz