27 maja 2014

Bałdych/Herman The New Tradition



Płyta The New Tradition nagrana przez Adama Bałdycha i Yarona Hermana, jest płytą znakomitą. Łączącą w sobie, w pewnej spójnej całości, różne tradycje muzyczne.  Sam Bałdych pisze o projekcie następująco:  „Album >>The New Tadition<< odnosi się do ważnego zagadnienia jakim jest  Tradycja. To ona daje mi punkt odniesienia. Kim jestem? Skąd pochodzę? Dokąd zmierzam? Klasyczna muzyka europejska, polski folklor, polski jazz- to moja Tradycja, w niej wyrastałem i do niej odnosi się moja nowa muzyka”.


Bałdycha słuchałem wielokrotnie, choć przyznaję szczerze nie miałem okazji słyszeć go na żywo… niestety jest to złośliwość organizatorów poznańskich koncertów, jak na złość bowiem układają najciekawsze koncerty wówczas gdy akurat mamy wyjazdowy weekend. Ale to szczegół. Z jednej strony obcuję z wiolinistyką polskiego skrzypka dzięki płytom, choć z drugiej strony istotą jazzu są koncerty… szalone improwizacje, emocjonalność i energia wylewająca się z każdej frazy granej przez muzyków…  ale rozmawiamy tu nie o Bałdychu jako objawieniu europejskiej wiolinistyki- co przyznaję- samo w sobie mogłoby być intrygujące , ale o płycie. Najnowszej płycie, która lada chwila pojawi się na sklepowych półkach. Co zauważalne? Flażolety. Już od płyty z Rantalą zauważane, teraz stanowiące już swojego rodzaju motyw rozpoznawczy Bałdycha. Oczywiście myślenie frazowe, jakby wzięte żywcem z muzyki klasycznej, której wpływy mamy namacalne- sam skrzypek ich się nie wypiera. Niezwykle momentami urokliwe melodie… jakby przypadkowe, bo improwizowane przecież stanowiące dowód ogromnej muzykalności obydwu muzyków. No właśnie obydwu… uciekł nam jakoś całkiem przypadkiem Herman. Współreżyser- tak to dobre słowo- albumu. Pianistyka Hermana osadzona jest mocno w estetyce jazzu europejskiego, lirycznego- ale nie przesłodzonego- i emocjonalnego.
Znakomicie brzmią tu kompozycje Seiferta (Quo Vadis), Komedy (genialnie zagrane Sleep Safe And Warm) ale także aranżacje klasyki, Thomasa Tallisa (Lamentation of Jeremiah, w aranżacji Adama Bałdycha) i Hildegardy z Bingen (Canticles Of Ecstasy, w aranżacji Bałdycha i Hermana). Obok tych kompozycji dostajemy również Riverendings; Legenda; Letter for E; June; Relativities Adama Bałdycha. O polskim skrzypku napisano już wiele, Rafał Garszczyński pisał o „zdumiewającym muzycznym talencie”, i o drodze prowadzącej go na sam szczyt, zaś w recenzjach Roberta Ratajczaka pojawiają się określenia o „nadziei światowej wiolinistyki”. Bogdan Chmura w najnowszym numerze Jazz Forum określa skrzypka jako „jedno  z najbardziej gorących nazwisk  polskiego i europejskiego jazzu […] Od momentu podpisania kontraktu z ACT Music w 2012 r. jego kariera weszła w nową orbitę, nabrała niebywałego tempa”. Ulrich Olshausen w Frankfurter Allgemeine Zeitung pisał jeszcze bardziej dosadnie: „Bez wątpienia Adam jest najbardziej zaawansowanym technicznie skrzypkiem naszych czasów, możemy się po nim spodziewać wszystkiego, co najlepsze”  .  
Płyta jest intrygująca. Piękna, może momentami zbyt liryczna… choć nie! Jest ona wyważona idealnie.  Najlepszy moment nagrania? Kołysanka Komedy… choć zdaję sobie sprawę z subiektywności mojego wyboru, to jednak dostajemy na tej płycie jedno z lepszych wykonań… postawmy jednak sprawę jasno. Wciąż ideałem pozostaje Stańko z kilkoma wersjami nagranymi na Litanii… Do tej pory Bałdycha miałem za znakomitego technika… po tej płycie Bałdych ukazuje się nam jako artysta dojrzały, ale z drugiej strony też poszukujący. Podążający w pewnym konkretnym kierunku, nie zapominający jednak o tym co go charakteryzowało wcześniej… bo pozostaje ekspresyjny i szalony. Wystarczy wsłuchać się w szaleństwo improwizacji w Quo Vadis  kiedy dosłownie wybucha podglissowanymi dwudźwiękami, absolutny techniczny majstersztyk.
Ta płyta uzależnia!
Ode mnie: ******/ ******



Mikołaj Szykor

za udostępnienie płyty dziękuję dystrybutorowi GiGi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz