Płyta The New Tradition nagrana przez Adama Bałdycha i Yarona Hermana,
jest płytą znakomitą. Łączącą w sobie, w pewnej spójnej całości, różne tradycje
muzyczne. Sam Bałdych pisze o projekcie
następująco: „Album >>The New Tadition<< odnosi się do ważnego
zagadnienia jakim jest Tradycja. To ona
daje mi punkt odniesienia. Kim jestem? Skąd pochodzę? Dokąd zmierzam? Klasyczna
muzyka europejska, polski folklor, polski jazz- to moja Tradycja, w niej
wyrastałem i do niej odnosi się moja nowa muzyka”.
Bałdycha słuchałem wielokrotnie,
choć przyznaję szczerze nie miałem okazji słyszeć go na żywo… niestety jest to
złośliwość organizatorów poznańskich koncertów, jak na złość bowiem układają
najciekawsze koncerty wówczas gdy akurat mamy wyjazdowy weekend. Ale to
szczegół. Z jednej strony obcuję z wiolinistyką polskiego skrzypka dzięki
płytom, choć z drugiej strony istotą jazzu są koncerty… szalone improwizacje,
emocjonalność i energia wylewająca się z każdej frazy granej przez
muzyków… ale rozmawiamy tu nie o
Bałdychu jako objawieniu europejskiej wiolinistyki- co przyznaję- samo w sobie
mogłoby być intrygujące , ale o płycie. Najnowszej płycie, która lada chwila
pojawi się na sklepowych półkach. Co zauważalne? Flażolety. Już od płyty z
Rantalą zauważane, teraz stanowiące już swojego rodzaju motyw rozpoznawczy
Bałdycha. Oczywiście myślenie frazowe, jakby wzięte żywcem z muzyki klasycznej,
której wpływy mamy namacalne- sam skrzypek ich się nie wypiera. Niezwykle
momentami urokliwe melodie… jakby przypadkowe, bo improwizowane przecież
stanowiące dowód ogromnej muzykalności obydwu muzyków. No właśnie obydwu…
uciekł nam jakoś całkiem przypadkiem Herman. Współreżyser- tak to dobre słowo-
albumu. Pianistyka Hermana osadzona jest mocno w estetyce jazzu europejskiego,
lirycznego- ale nie przesłodzonego- i emocjonalnego.
Znakomicie brzmią tu kompozycje
Seiferta (Quo Vadis), Komedy
(genialnie zagrane Sleep Safe And Warm)
ale także aranżacje klasyki, Thomasa Tallisa (Lamentation of Jeremiah, w aranżacji Adama Bałdycha) i Hildegardy z
Bingen (Canticles Of Ecstasy, w
aranżacji Bałdycha i Hermana). Obok tych kompozycji dostajemy również Riverendings; Legenda; Letter for E; June;
Relativities Adama Bałdycha. O polskim skrzypku napisano już wiele, Rafał
Garszczyński pisał o „zdumiewającym
muzycznym talencie”, i o drodze prowadzącej go na sam szczyt, zaś w
recenzjach Roberta Ratajczaka pojawiają się określenia o „nadziei światowej wiolinistyki”. Bogdan Chmura w najnowszym numerze
Jazz Forum określa skrzypka jako „jedno z najbardziej gorących nazwisk polskiego i europejskiego jazzu […] Od
momentu podpisania kontraktu z ACT Music w 2012 r. jego kariera weszła w nową
orbitę, nabrała niebywałego tempa”. Ulrich Olshausen w Frankfurter Allgemeine Zeitung pisał jeszcze bardziej dosadnie: „Bez wątpienia Adam jest najbardziej
zaawansowanym technicznie skrzypkiem naszych czasów, możemy się po nim
spodziewać wszystkiego, co najlepsze”
.
Płyta jest intrygująca. Piękna,
może momentami zbyt liryczna… choć nie! Jest ona wyważona idealnie. Najlepszy moment nagrania? Kołysanka Komedy… choć zdaję sobie
sprawę z subiektywności mojego wyboru, to jednak dostajemy na tej płycie jedno
z lepszych wykonań… postawmy jednak sprawę jasno. Wciąż ideałem pozostaje
Stańko z kilkoma wersjami nagranymi na Litanii…
Do tej pory Bałdycha miałem za znakomitego technika… po tej płycie Bałdych
ukazuje się nam jako artysta dojrzały, ale z drugiej strony też poszukujący.
Podążający w pewnym konkretnym kierunku, nie zapominający jednak o tym co go
charakteryzowało wcześniej… bo pozostaje ekspresyjny i szalony. Wystarczy
wsłuchać się w szaleństwo improwizacji w Quo
Vadis kiedy dosłownie wybucha
podglissowanymi dwudźwiękami, absolutny techniczny majstersztyk.
Ta płyta uzależnia!
Ode mnie: ******/ ******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz