1 maja 2014

Placido Domingo w Poznaniu

Długo pisaliśmy ten post. Zastanawialiśmy się bowiem, czy można oceniać koncerty tego, akurat typu, w sposób jednoznaczny i krytyczny. Czarno-biały. Zerojedynkowy. Pisaliśmy wspólnie, żeby przedstawić bardziej obiektywny obraz koncertu, choć z drugiej strony bloger nie musi być obiektywny. Poza tym… koncert, pomimo szczytnej idei, był dość kiepskim wydarzeniem artystycznym. Obronił się Placido. Uniósł bowiem w pojedynkę ciężar całego koncertu. Sam, pomimo towarzystwa innych solistów, orkiestry, chóru i dyrygentów. Sam jeden Placido… a miało być tak pięknie. I wydawało się, że będzie pięknie.
Spodziewaliśmy się zdecydowanie więcej, po tym koncercie. Ba, spodziewaliśmy się koncertu magicznego. Wypadło, ja zwykle. Jak zwykle w Polsce, i jak zwykle w Poznaniu… średnio, choć Sala Ziemi, była przecież wielokrotnie świadkiem doskonałych koncertów. Chcieliśmy, też nieco poczekać z recenzją, ale z drugiej strony, najlepiej w recenzji wypadają słowa pisane na gorąco, ale na początek komentarze internautów… Na gazeta.pl generalnie same pozytywy:  cortez1492: „świetny koncert. Domingo jak zwykle genialny, a towarzyszące mu sopranistki to klasa światowa!” na stronie głosu wielkopolskiego obok zachwytów pomieszanych z krytyką:

Katha:  Koncert rewelacyjny - niesamowite wrażenie, panowie Domingo śpiewali rewelacyjnie, występ pań Angel i Micaeli to uczta dla ucha :) , jedyny minus to występ p.Steczkowskiej - ani się odpowiednio nie ubrała ( ta czerwona suknia to raczej na inne okazje) ani się też wokalnie nie popisała - jej wstęp z siostrą to była porażka i repertuarowa i wokalna... uszy mnie rozbolały...

Pojawiają się również krytyczne głosy:

Widz: Niestety najsłabszym ogniewem koncertu była Justyna Steczkowska, która się totalnie skompromitowała swoim śpiewem, obecnością i brakiem talentu. No niestety, jaki kraj tacy celebryci.

Słuchacz: Ciekawe jakie będę recenzje... Jeśli chodzi i muzyczną stronę-wszystko głośno, dużo ale za to brzydkim dźwiękiem. Może poza panem Domingo i panią Angel. Dyrygenci machający rękami jak rolnik cepem-czy trzeba czy nie, ważne że jest autokreacja na scenie :) Ważne że pan Kieliszewski może uprawiać swój PR do pary z panem Grobelnym. Kasa się zgadza, szczególnie tym pierwszym oraz agencjom (nie była to tylko MJM). A Domingo wystąpił z najtańszą orkiestrą w Polsce Bo za te pieniądze nie znalazłby tutaj innej. Ale cieszmy się, Poznań i Teatr Muzyczny był w TV, mówi się o nas-tylko trochę droga ta ogólnopolska reklama...
A teraz szczerze... Oglądaliśmy tylko pierwszą część. Na drugą już nie starczyło siły. Mi było szkoda czasu, Ani też-stwierdziła, że mamy lepsze rzeczy do oglądania… wygrały Kuchenne rewolucje i Ugotowani. Słabo… Ad rem. Placido, pomimo, jakichś dziwnych tekstowo- muzycznych zachwiań, wokalnie bardzo dobrze… ale co można napisać o absolutnej legendzie, mistrzu, którym wielokrotnie zachwycaliśmy się w Metropolitan Opera, i innych teatrach. Towarzyszące sopranistki, bez rewelacji, dobre głosy, jednakże ze słabo słyszalną dykcją- czy to kwestia nagłośnienia, czy niedoskonałego warsztatu- nie jesteśmy w stanie powiedzieć, a dyskutowaliśmy o tym dość długo. Placido Domingo jr., to głos mocno przyzwoity. Ale mimo wszystko w cieniu pozostałych solistów. No, i dochodzimy do Justyny Steczkowskiej. O kreacji nie dyskutujemy, bo jakoby, o gustach się nie dyskutuje. Czy była nieprzygotowana, czy zestresowana? W każdym razie, wypadła bardzo, bardzo średnio. Wokalizy, to już taki numer popisowy, tego się można było spodziewać, widząc jej nazwisko na plakacie. Nie spodziewałem się jednak, że można się rypnąć w tekście. I to w tekście Abba Ojcze. Sorry, nawet Domingo nauczył się tekstu po polsku. Uważam, że wybór Domingo był dobry. Nie wybitny, ale dobry… mogło być oczywiście lepiej… Aleksandra Kurzak… byłoby pięknie. Wybór był jednak inny, co doceniliśmy i z którego się w sumie można było cieszyć… bo mogło, być gorzej. Mogła dajmy na to zaśpiewać Edyta Górniak… i to już byłby strzał w piętę… obyło się bez tego. Tak czy inaczej, pierwsza część była słabiutka. Ani to wina akustyków, na których narzeka Stefan Drajewski w Głosie Wielkopolskim, ani wina dyrygentów, którzy się zmieniali co po chwila, co w sumie było dla mnie niezrozumiałe, ani też wina samego Domingo, który koncert ów jak mógł ratował.

Ciężko ocenia się tego typu koncerty. Bo mają swoją otoczkę, mają swą energię i rządzą się również swoimi prawami. Więc ten koncert na pewno zostanie zapamiętany, jako ważne wydarzenie artystyczne. No i niech już tak zostanie, choć powiedzmy sobie otwarcie. To właśnie Placido Domingo udźwignął ciężar muzyczny całego wydarzenia… i tylko on. Oczywiście, Domingo jest legendą- z resztą w doskonałej, żeby nie powiedzieć genialnej formie- i pewnie, wielu właśnie dlatego zdecydowało się na tenże koncert... i może to dlatego było warto?  

Ania i Mikołaj Szykor


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz