Cierpimy, na kryzys sztuki. Generalnie. Więc serwuje nam telewizja- zwłaszcza w okresach letnich- swoisty maraton festiwali, które ze sztuką nie mają nic, bądź w najlepszym razie niewiele- wspólnego. To nie ma być sztuką! Ta ma bawić. Problem w tym, że ta zabawa jest opacznie rozumiana przez organizatorów, gdyż bardzo wyraźnie przesuwają granicę zabawy, w stronę kiczu. Największym absurdem, tego wszystkiego są kolosalne pieniądze władowane- i jednocześnie wyrzucone w błoto. I tak nadchodzą wielkimi krokami, Opole, czy Sopot Top Trendy. Jenakże ten post jest niemalże organicznie związany z Eurowizją...
Cieszę się, że nie jestem w krytycznym spojrzeniu odosobniony:
http://romanowo.blogspot.com/2014/05/eurowizyjny-szit.html
Aczkolwiek, nie zgadzam się w jednej kwestii. My słowianie, to ten sam poziom, a powodzenie jakim cieszy się numer, świadczy o tym, że Polacy lubią kicz i tak jak nie rozumiałem zachwytów tym kawałkiem przed Eurowizją, tak nie rozumiem go w tym miejscu. W tym roku, Eurowizja zrobiła jednakże pewien krok... i jest to bardzo wyraźny krok w stronę kiczu totalnego. Kiczowatość objawia się na wielu płaszczyznach. Od storojów, wyglądu wokalistów i wokalistek poprzez teksty, muzykę na choreografii kończąc.
Warstwa muzyczna? Kto tak na prawdę zwraca na to uwagę? Ma być słodko-pierdząco, albo mocno i rytmicznie. W zależności od tego, w którą stronę zdecydował się był pójść "artysta", taki jet charakter kawałka. Obojętnie w którą stronę nie pójdzie, i tak finał okazuje się niezwykle wręcz tandetny
Finał!
Dzisiejszy finał zapowiada się nie mniej kiczowato! Ale przynajmniej można usłyszeć, czym zachwyca się Europa. Tu nie jest najważniejsza muzyka, ba muzyka przestała być tutaj ważna już jakiś czas temu. Ważniejsza jest cała otoczka, szok estetyczny- tak to ostatnie określenie pasuje idealnie do Conchity Wurst. I przestańmy się łudzić. To nie jest święto muzyki, ale święto kiczu i tandety... a Polska bierze w tym udział, mało tego. Jest z tego dumna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz