Pierwszy raz usłuszałem o Blur od znajomego, kiedy rozmawialiśmy
o właśnie wydanej solówce Damona Albarna, którego kojarzyłem troszkę przez
pryzmat Gorillaz… Blur okazał się dla
mnie sporym zaskoczeniem, choć nie powiem, żebym tak łatwo się do nich przekonał.
Jakie jest najnowsze nagranie? Przede wszystkim, pod
względem muzycznym ciekawe. Cały czas się coś dzieje. W kilku momentach
panowie, potrafili też zaskoczyć, choć, jeżeli wsłuchać się w poprzednie
nagrania grupy, nie ma tu nic specjalnie nowego. Estetyka samej muzyki jest
raczej kontynuacją tego co znamy już z poprzednich płyt. Ale to dobrze, bo jest
to estetyka dość specyficzna i estetyka, którą mnie kupili, choć dopiero przy
którymś tam słuchaniu nagrania.
Bardzo przyjemne rozpoczęcie… Lonesome Street.
Mocne. I później kontrastujące New World Towers. Pierwsze zaskoczenie.
Spokojniejsze, ale mocno intrygujące. Później znów mocniejsze Go Out i znów spokojniejsze, bardziej
elektryczne Ice Cream Man. I tak pozostajemy w tej estetyce jeszcze przy Thought I Was A Spaceman
Generalnie to właśnie do takiej estetyki przyzwyczaja nas Blur na nowym nagraniu. The Magic Whip jest raczej przesycona elektrycznym, spokojniejszym graniem, choć z pojawiającym się gdzieniegdzie takim muzycznym brudem i z bardzo dobrze wkomponowanymi riffami gitarowymi, które tylko uatrakcyjniają brzmienie. Dla mnie, chłopacy nagrali płytę dobrą, ale nie wybitną. Płytę, której słucha się naprawdę fajnie i która daje masę radości ze słuchania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz