Płyta jaką otrzymałem od sklepu merlin.pl, okazała się
sporym zaskoczeniem. Patrząc na okładkę, z której patrzy młody chłopak, nie spodziewałem
się, że usłyszę na płycie grę niezwykle dojrzałą i przemyślaną. Uśmiechnięty
nastolatek, okazał się być artystą o niezwykłym wyczuciu. Bodajże Helene
Grimaud, powiedziała niegdyś, iż Mozart jest jednym z najtrudniejszych do
zinterpretowania kompozytorów. Dodatkową trudnością jest szereg nagrań
koncertów fortepianowych Mozarta dokonanych przez genialnych wręcz muzyków.
Pisałem już o nich wcześniej, nie chcąc się zatem powtarzać wymienię tylko
nazwiska: Jarett, wspomniana już przeze mnie Grimaud, Goulda, Perahia,
Anderszewski, Brendel, Pollini i wielu innych. Można by zatem stwierdzić, iż
już wszystko zostało powiedziane, a raczej nagrane. Okazuję się, że nie. Wiele
zostało powiedziane, ale nie wszystko.
Lisiecki sam stwierdza, że muzyka Mozarta powinna płynąć… i płynie. Raz subtelnie, raz nieco bardziej dynamicznie. Niezwykle istotne okazało się dla młodego pianisty znalezienie dobrych temp, co było- jak sam twierdzi- wyzwaniem, zwłaszcza w II części- Romance- Koncertu Fortepianowego d-moll (nr. 20 K. 466). Wydaje mi się, że pianista znalazł wraz z dyrygentem- świetny Christian Zacharias- tempa, które sprawiają, że ta muzyka nie traci- przy przejściu z części do części- płynności. Powiem szczerze, nie spodziewałem się tak dojrzałej gry od tak młodego pianisty. O tym, że Lisiecki ma „w palcach” dobrą technikę, wiedziałem już wcześniej, konkretnie po wysłuchaniu Koncertów fortepianowych Fryderyka Chopina. Jednakże często- czego możemy doświadczyć słuchając dobrze technicznie grających młodych pianistów- dobra technika nie idzie w parze z mądrą ergo dobrą interpretacją. Tu jest inaczej. Oba Koncerty fortepianowe (d-moll K. 466 oraz C- dur K. 467) są zagrane mądrze i dobrze technicznie. W Koncercie d-moll, który to posiada-jak czytamy w książeczce autorstwa Bernharda Neuhoff’a dołączonej do płyty- z jednej strony „mroczne elementy” z drugiej jednakże ma w sobie „coś z optymizmu C- dur” zwróciłbym uwagę na różnice dynamiczne i doskonałe „zgranie” solisty z orkiestrą- wydają się wręcz jednakowo myślącym organizmem. Zacharias podkreśla, iż Jan Lisiecki jest pianistą, który: „Spontanicznie reaguje i odpowiada na to, co orkiestra może mu zaoferować”. Sam jednakże wiele oferując w zamian. Wyczucie czasu, frazy budowane dość konsekwentnie i rozważnie dają kreację, która wciąga i fascynuje. W tej muzycznej dojrzałości Jana Lisieckiego słychać jednak młodzieńczą fantazję, której czasem brakuję rozbuchanym na potęgę potężnym interpretacjom muzyki delikatnej
i niezwykle wysublimowanej. Drugim utworem, jest Koncert C-dur „ z pozoru beztroski, posiadający jednak
mroczne elementy d-moll”. W tym koncercie urzekły mnie zwłaszcza fragmenty kantylenowe
odegrane z niezwykłym wyczuciem frazy. To doskonałe wyczucie frazy- co warto
zaznaczyć- odnosi się z resztą do obu koncertów. Chciałbym jeszcze raz zwrócić
uwagę, na porozumienie/ jedność, jakie osiągnęli solista wraz orkiestrą (i
dyrygentem). Owo porozumienie uwidacznia się nie tylko przy orkiestrowym
akompaniamencie (czasem delikatnym innym razem dynamicznym), ale również w
dialogu obu „organizmów”, co daje słuchaczowi wrażenie- w pewnym sensie-
jedności.
Można mnożyć- niemalże w nieskończoność- cechy, jakie czynią
z młodego wykonawcy Janka Lisieckiego wytrawnego interpretatora- wirtuoza. Jednakże słowa nie oddadzą w pełni, tego co można odkryć w tej muzyce.
Stąd, również przez wzgląd na młody wiek pianisty: ***** (za dobrą
interpretację) i * za „to coś” co mnie urzekło w tej płycie, razem ******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz